Większość z nas od pierwszych chwil swojego życia słyszała głos mamy, taty oraz innych członków najbliższej rodziny. Głos kochających rodziców niesie ze sobą poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Nawet po latach potrafilibyśmy rozpoznać ten jeden, szczególny głos wśród wielu innych. Od młodości byliśmy uczeni posłuszeństwa: wobec rodziców, nauczycieli, wychowawców, katechetów.
Wezwanie do posłuszeństwa nie kończy się wcale z osiągnięciem pełnoletniości czy opuszczeniem rodzinnego domu. W życiu wiary postawa ta jest kluczowa i powinna towarzyszyć nam każdego dnia.
W pierwszym czytaniu Mojżesz wzywa lud do posłuszeństwa Bogu, dwukrotnie rozpoczynając swoją przemowę słowami: „Słuchaj, Izraelu” (Pwt 6, 3; 4). Jest to wezwanie do uwagi, ponieważ słowa, które zaraz padną, nie są zwykłymi słowami, lecz takimi, od których zależy przyszłość całego narodu i każdego człowieka. Co ciekawe, Pan Bóg niejako uzależnia szczęście od kroczenia drogą Jego przykazań. W tym słowie zawiera się obietnica: „byś długo mógł żyć” i „aby ci się dobrze powodziło i abyś się bardzo rozmnożył” (por. Pwt 6, 2; 3). Bóg stopniowo prowadzi swój lud do zrozumienia, że tylko w całkowitym oddaniu się Jemu w miłości leży prawdziwe szczęście człowieka. Nic nie powinno przysłaniać tej relacji, stąd Boże żądanie „całego serca, całej duszy i wszystkich sił” (Pwt 6, 5). Paradoksalnie, w tym „uzależnieniu” od Boga człowiek zyskuje prawdziwą wolność i realizuje swoje aspiracje. Bóg nie jest demiurgiem, który robi człowiekowi na złość, aby ten czasem nie był zbyt szczęśliwy; przeciwnie, daje swoje prawa jako pewną, bezpieczną ścieżkę „na korzyść” człowieka. Boże prawo przypomina prawa fizyki, które dobrze znamy. Ich cechą jest to, że – na ile nam wiadomo – obowiązują zawsze, niezależnie od naszego do nich stosunku. Weźmy choćby grawitację – po prostu nas dotyczy, niezależnie od tego, czy nam się to podoba. Oczywiście mogę uznać, że prawo to mnie nie obowiązuje, lecz skutki takiego przekonania mogą być opłakane. Tak samo jest z Bożym prawem – obowiązuje ono zawsze, a postępując zgodnie z nim, osiągamy szczęście. I odwrotnie, oddalanie się od tego prawa będzie miało – prędzej czy później – konsekwencje w naszym życiu. W końcu istnieje przecież wiele innych praw, nakazów i zakazów, które regulują nasze życie społeczne. Nie mamy przecież pretensji o to, że musimy zatrzymywać się przed nadjeżdżającym pociągiem.
Przykazanie miłości Boga określane jest w języku wiary słowem „Szema!”, co oznacza „Słuchaj!”. W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus, zapytany o najważniejsze przykazanie, odnosi się właśnie do tego prawa, dodając do niego – po miłości do Boga – miłość do bliźniego (por. Mk 12, 29-31). Nie można bowiem miłować Boga, nie miłując swoich bliźnich.
Chrystus, wzywając do realizacji tego przykazania, sam pokazuje, jak je spełnił. Gdy patrzymy na krzyż, widzimy ukrzyżowaną Miłość: Jezus Chrystus wypełnia „Szema” właśnie na drzewie krzyża. Jego przebite serce (kochać całym sercem), Jego poraniona cierniami głowa (kochać całym umysłem), Jego przebite ręce i nogi (kochać ze wszystkich sił). A wszystko to dla nas, kochając nas, swoich braci i siostry, oddając za nas swoje życie.
Tak jak miły nam był głos bliskich w dzieciństwie, niech przez całe nasze życie dociera do nas to Boże, pełne miłości wołanie: „Słuchaj, Izraelu”, „Szema Izrael” (Pwt 6, 3).