W naszej części świata dni stają się coraz krótsze, a ciemność zdaje się zyskiwać przewagę. Za kilka tygodni dni będą jeszcze krótsze, a my wejdziemy już w adwentowy, religijny nastrój. Gdy dni są najciemniejsze, najkrótsze, szukamy światła.
W północnej Norwegii i Szwecji ludzie stosują specjalne lampy, aby zrekompensować sobie brak światła, a codziennie przyjmują witaminę D3. Światło jest nam potrzebne do normalnego funkcjonowania organizmu. Ale potrzebujemy też innego światła – duchowego.
W liturgii Kościoła, w nadchodzących dniach, wyrażamy nadzieję, że światło Boga rozbłyśnie w naszej ciemności. Kierujemy nasze oczy ku zbawczemu światłu Boga.
Żydzi, żyjący w trudnych warunkach politycznych i gospodarczych, pełni wątpliwości, czy Bóg o nich pamięta, słyszą w dzisiejszym pierwszym czytaniu słowa proroka Daniela. Daniel zapewnia ich, że po ostatecznych zmaganiach, na końcu czasów, Bóg wynagrodzi wytrwałych i wiernych.
Prorok zapewnia swoich słuchaczy, że Bóg jest ich Zbawicielem, który nie pozwoli im doznać ostatecznego zniszczenia. Daniel nie składa obietnic na własną rękę. Nie mówi: „Wszystko będzie dobrze, po prostu bądźcie cierpliwi”, lecz przekazuje słowa: „W tych dniach ja, Daniel, usłyszałem to słowo Pana…” (Dn 12, 1).
Obietnica pochodzi od Boga. Daniel uspokaja: „Mamy Słowo Boże”. Słowa nadziei, które płyną od Daniela, zostały zapisane nie tylko dla Żydów z tamtych czasów, trudnych czasów, ale i dla wszystkich, którzy przeżywają trudne momenty.
Ileż to razy czujemy się przygnieceni problemami, obciążeni zmartwieniami. Chwilami wydaje się nam, że nasze wysiłki i ofiary poszły na marne, że niewiele osiągnęliśmy i nic nie zmieniliśmy. Daniel zapewnia nas, że nasze starania nie pójdą w zapomnienie, nie rozpłyną się w nicości. Nasza wierność przyspiesza nadejście nowego świata – będziemy uczestniczyć w radości nowego, Bożego świata. Wysiłek ludzi dobrych, walczących o sprawiedliwość, nie pójdzie na marne.
W tym czasie liturgicznym każdego roku Ewangelia wprowadza nas w klimat apokaliptycznych czasów. Spekulujemy o końcu świata i końcu czasów. „Dokąd zmierza ten świat?” – pytają kaznodzieje, pisarze, ludzie nauki. A my, bardziej osobiście, zadajemy pytanie: „Co z moim przeznaczeniem w przyszłym życiu?”.
„Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13, 32). Jezus przypomina nam, że nikt nie zna tego dnia ani godziny. I dobrze, bo trudno byłoby nam sobie z tym poradzić.
Im szybsze stają się nasze samochody, tym więcej czasu spędzamy, czekając na zmianę świateł. Korki uliczne to znak naszych czasów. Im bardziej się spieszymy, tym bardziej czujemy się ograniczeni. Podróżujemy samolotami z zawrotną prędkością, ale na lotniskach czekamy w nieskończoność. Życie zawodowe i osobiste również niesie ze sobą chwile oczekiwania, podobnie jak życie religijne.
Jak czekamy? Czasem z niecierpliwością, czasem z niepokojem. Ale nasze oczekiwanie może być także radosnym oczekiwaniem. Być gotowym na spotkanie z Jezusem, kiedykolwiek nadejdzie.
Każdego dnia stajemy przed wieloma wyborami, które mogą wydawać się nieistotne, ale wszystkie razem tworzą naszą drogę – czasem dobrą, czasem mniej dobrą. Dziś zastanawiamy się: na ile nasze codzienne decyzje pomagają nam w religijnym oczekiwaniu na spotkanie z Panem?