ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU

Harmonogram wspólnotowego odmawiania

Koronki do Najświętszego Serca Pana Jezusa

               przed Najświętszym Sakramentem:

Poniedziałek  – godz. 13.15

Wtorek – godz. 10.00

Środa – 15.30

Czwartek – 9.00

Piątek – 15.45

Sobota – 11.30

Zapraszamy i zachęcamy do wspólnej modlitwy: JABŁONNA

I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

I Niedziela Wielkiego Postu -1.03.2020 – Parafia bł. Wincentego Kadłubka w Domaszowicach

Kiedy święty Jan XXIII został papieżem, miał 77 lat. Stał na czele Kościoła niecałe pięć lat, ale był genialnym papieżem, który doprowadził do wielkiego Soboru Watykańskiego II. Od samego początku zdawał sobie sprawę, że z powodu swego wieku nie będzie zbyt długo przewodził wspólnocie Kościoła. Gdy pytano go, czy jest gotowy na moment w życiu, kiedy człowiek odchodzi do Boga, powtarzał słowa: „Moje bagaże są spakowane, jestem gotów wyruszyć do Boga”. „Moje bagaże są spakowane”. Kiedy starszy człowiek u schyłku życia tak mówi, to zapewne wie, co mówi i wie, co w jego bagażu na podróż do wieczności powinno się znajdować.

Gorzej, gdy ktoś w młodym wieku, bez żadnego doświadczenia, wybiera się w jakąś podróż życia. Wtedy może zabierać ze sobą rzeczy zbędne, a także może zapomnieć o tych, które są konieczne w nowym miejscu, wśród nowych wyzwań. Krótko mówiąc, zmarnuje swoje siły na noszenie w bagażu tego, czego wcale nie wykorzysta, a co będzie jedynie balastem. To, co konieczne, i tak będzie musiał później zdobyć.

Dlaczego mówimy o tych podróżach w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu?

Otóż dzisiaj słyszymy fragment z Ewangelii św. Łukasza. Ten Ewangelista opisuje życie Jezusa jako jedną wielką podróż do Jerozolimy, gdzie ma zostać zabity i gdzie zmartwychwstanie.

Aby w sposób duchowy przygotować się do tej podróży życia, Jezus udaje się najpierw na pustynię. Tam pokazuje nam, co jest ważne podczas naszej podróży życia, a z czego należy zrezygnować. W dzisiejszej Ewangelii widzimy to wyraźnie, gdy szatan kusi Jezusa trzema pokusami, którymi najczęściej kusi także każdego z nas. Pierwsza to pokusa posiadania, czyli pokusa materializmu, polegająca na zaspokajaniu różnego rodzaju głodów materialnych. Na pustyni była to pokusa chleba. Jezus, po czterdziestu dniach postu, „poczuł głód” (por. Łk 4, 2) – jak pisze ewangelista. Kiedy my pościmy choćby przez krótki czas, wiemy, jak bardzo wtedy chce się coś zjeść. Właśnie w takiej chwili głodu przychodzi do Jezusa szatan i mówi: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby stał się chlebem” (Łk 4, 3). „Jeśli jesteś Synem Bożym” (Łk 4, 3). Szatan mówi prawdę, bo Jezus rzeczywiście jest Synem Bożym, ale zaraz po niej proponuje coś nie do zaakceptowania – chce, aby Jezus go słuchał. Na to Jezus nie może się zgodzić. Rozszyfrowując przebiegłość szatana, odpowiada, że sam chleb, choć ważny, nie jest najważniejszy.

Szatan więc przypuszcza drugi atak, wykorzystując pokusę władzy i panowania nad innymi. Wyprowadza Jezusa na górę, pokazując Mu wszelkie królestwa ziemi, i mówi, że odda je wszystkie, jeśli Jezus odda mu pokłon. Propozycja brzmi kusząco, ale Jezus stanowczo odpowiada, że tylko Bogu należy oddawać cześć i tylko Jemu służyć.

Szatan nie daje za wygraną i podsuwa trzecią pokusę, uderzając w nutę pychy. Zabiera Jezusa na narożnik świątyni jerozolimskiej i mówi, że skoro jest Synem Bożym, może rzucić się w dół, bo Pismo Święte stwierdza, że aniołowie zadbają o Niego. Szatan sprytnie posługuje się fragmentem Pisma Świętego, ale Jezus wykazuje, że w tym samym Piśmie jest też napisane, iż nie wolno wystawiać Boga na próbę. Mamy więc trzy pokusy: materializmu, władzy i pychy. Jezus, przygotowując się do swojej podróży życia, wyrzuca ze swego bagażu te trzy zbędne rzeczy, których i my powinniśmy unikać.

 

Każdy z nas ma swoją podróż życia i musi dobrze przygotować swój bagaż, by był przydatny i nie zawierał niepotrzebnych ciężarów. Wielki Post jest szczególnym etapem tej podróży, podczas którego uczymy się walczyć z pokusami utrudniającymi nasze pielgrzymowanie.

W Roku Jubileuszowym 2025 spróbujmy spojrzeć na pokusy materializmu, władzy i pychy z właściwej perspektywy. Codziennie jesteśmy kuszeni – nie tylko przez reklamy, ale także w bardziej subtelny sposób. Szatan próbuje wmówić nam, że to, co proponuje, da nam szczęście. Czasem, jak w przypadku Jezusa, posługuje się wyrwanymi z kontekstu fragmentami Pisma Świętego, by ukryć swoją perfidię.

Święty Jan XXIII, o którym wspomniałem na początku, był o 47 lat starszy od Jezusa z dzisiejszej Ewangelii, gdy mówił o spakowanych bagażach na najważniejszą podróż życia. Wiek nie jest jednak najważniejszy – liczą się dobre wybory. Wielki Post jest naszą podróżą.

Niech więc ten Wielki Post w Jubileuszowym Roku 2025 stanie się dla nas czasem refleksji nad tym, co niesiemy w bagażu naszego życia. Każdy z nas musi podjąć trud przeglądu tych rzeczy – zostawić to, co zbędne, a zabrać to, co prowadzi do prawdziwego dobra. Jezus, przez swoje doświadczenie na pustyni, pokazał nam drogę: odrzucić pokusy materializmu, władzy i pychy, a zaufać Bogu. Podróż życia, którą przemierzamy, pełna jest wyzwań i wyborów, ale to od nas zależy, co będzie jej treścią. Wielki Post przypomina o potrzebie duchowego rozeznania i skupienia na tym, co naprawdę istotne. Jezus uczy nas, że prawdziwa wolność wynika z podążania za Bożymi wskazówkami, a nie z dążenia do wygód czy ulegania podszeptom świata.

Niech ten czas będzie dla nas szansą, by przygotować nasze „bagaże życia” w sposób przemyślany, zaufaniem opierając się na wartościach, które naprawdę prowadzą do Boga. Zastanówmy się już teraz: co zostawić, co zabrać i na czym opierać swoje codzienne wybory, by nasza podróż prowadziła do pełni życia i wieczności z Nim.

ROZPOCZYNAMY WIELKI POST

ŚRODA POPIELCOWA

Środa Popielcowa 2024. Czy tego dnia trzeba iść do kościoła ...

Według obrzędów katolickich tego dnia kapłan posypuje głowy wiernych popiołem. Obrzęd ten ma miejsce w czasie liturgii słowa po homilii i zastępuje akt pokuty. Kapłan ze złożonymi rękami zachęca najpierw wiernych, by zjednoczyli się z nim w modlitwie błagalnej o poświęcenie popiołu. Mszał Rzymski określa dwie formuły modlitewne i w obu jest mowa o czterdziestodniowym okresie pokuty i błaganiu o oczyszczenie z grzechów, przez który ma przygotować wiernych do uczestnictwa w Misterium Paschalnym Chrystusa. Następnie następuje właściwy obrzęd posypania. Wierni zbierają się przy stopniu komunijnym, a kapłan posypując ich głowy mówi: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię[11] lub prochem jesteś i w proch się obrócisz[12]. Zaleca się śpiew następujących antyfon, zaczerpniętych z Pisma Świętego (Jl 2,13; Jl 2,17; Est 13,17; Ps 51,3) lub pieśni pokutnych, np. Bądź mi litościw, Boże nieskończony. Jeśli obrzęd ma miejsce w czasie mszy św., następuje po nim modlitwa powszechna i liturgia eucharystyczna.

 

 

VIII NIEDZIELA ZWYKŁA

„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?” (Łk 6,41). Te słowa z dzisiejszej Ewangelii skłaniają nas do refleksji nad naszym postępowaniem oraz sposobem, w jaki postrzegamy zarówno siebie, jak i drugiego człowieka – naszego bliźniego.

Często bardzo szybko dostrzegamy braki, potknięcia, mniejsze czy większe upadki i grzechy innych. Nierzadko są one dla nas bardziej widoczne niż dobro, które dana osoba spełnia na co dzień. Wynika to z naszej skłonności do dostrzegania przede wszystkim cudzych słabości. Choć potrafimy zauważyć zalety, talenty, pozytywne cechy czy dobre czyny i słowa innych ludzi, to bywa, że doceniamy je dopiero po pewnym czasie – jakby pojedynczy przejaw dobra nie zasługiwał jeszcze na uznanie. Czasem czekamy na „serię dobra” ze strony drugiego człowieka, by dopiero wtedy je pochwalić i uznać za trwałe. Kiedy jednak komuś zdarzy się upadek czy popełni jakiś błąd, nie wahamy się od razu go wypomnieć, nawet jeśli jest to sytuacja jednostkowa, a nie powtarzająca się.

Jezus zaprasza nas, abyśmy patrzyli na innych i oceniali ich tak, jak sami chcielibyśmy być postrzegani i przyjmowani. „Taką miarą, jaką wy mierzycie, i wam odmierzą” (Łk 6,38) – przypominał nam Jezus w Ewangelii tydzień temu.

W dzisiejszym fragmencie Jezus zachęca nas, byśmy wydobywali ze skarbca swego serca dobro i dzielili się nim obficie z innymi. Dobro ofiarowane drugiemu człowiekowi ma moc przemieniać go, wskazywać mu właściwe kierunki rozwoju i – jeśli to konieczne – prowadzić do zmiany postępowania.

O wiele łatwiej pouczać innych i wytykać im błędy, niż dostrzec swoje własne słabości i podjąć systematyczną pracę nad sobą. A jednak w kwestii nawrócenia trzeba zaczynać od siebie. To trudne, ale konieczne, jeśli chcemy wydawać dobry owoc Bożej łaski. W pracy nad sobą warto pamiętać, że nie jesteśmy pozostawieni sami sobie – Jezus nieustannie jest z nami, przewodzi nam w wierze i ją doskonali. On sam jest dla nas wzorem, według którego powinniśmy kształtować nasze postawy, sposób myślenia i wartościowania na co dzień.

Matka Teresa z Kalkuty mówiła kiedyś, że jeśli chcesz zmieniać świat na lepsze, zacznij od zmiany swojego życia i dawaj ludziom odrobinę więcej dobra każdego dnia. Zwykle nie mamy wpływu na wszystkich ludzi, ale jeśli pragniemy ich wewnętrznej przemiany – szczególnie w sytuacjach oddalenia od Boga czy grzesznego postępowania – powinniśmy zacząć od usunięcia „belki” we własnym oku. To jest obszar, na który mamy wpływ, i nikt inny nie może za nas nad tym pracować. Gdy podejmiemy to wyzwanie, będziemy potrafili mądrze podejść do drugiego człowieka i pomóc mu w pozbyciu się przysłowiowej „drzazgi” z jego oka. Będziemy wtedy świadomi, ile potrzeba cierpliwości, wyczucia i delikatności, ale także radykalizmu w chrześcijańskiej miłości – takiej, jaką pokazał nam Jezus. I pomoc, której wtedy udzielimy będzie okazana nie poprzez puste moralizowanie, ale pochylenie się nad jego „biedą” i wniesieniem w jego świat odrobiny nadziei i zrozumienia, popartych naszym przykładem troski i walki o pierwsze miejsce dla Boga oraz o dobro w naszym życiu. Jeśli sami podejmiemy trud przemiany i będziemy pracować nad własnymi słabościami, staniemy się dla innych bardziej wiarygodnym świadectwem. Tylko człowiek, który sam stopniowo odzyskuje duchową jasność widzenia, może skutecznie wskazać drogę innym.

Wówczas już „niewidomy nie będzie prowadził niewidomego” (Łk 6,39), ale ten, który odzyskuje wzrok, będzie starał się pomóc temu, który jeszcze może nawet nie zapragnął w pełni przejrzeć i cieszyć się dobrym, duchowym wzrokiem. Wtedy – jak mówi dzisiejsza Ewangelia – razem z naszym bliźnim będziemy dążyć do tego, by stać się „drzewami”, które wydają dobry owoc – na chwałę Boga i dla wsparcia naszych braci w wierze.

II NIEDZIELA ZWYKŁA

Evangelho de hoje, 2ª feira, 06/06 (Mt 5,1-12a) - Egídio Serpa - Diário do Nordeste

W młodzieżowej grupie duszpasterskiej kilkanaście osób dyskutowało kiedyś, próbując rozstrzygnąć kwestię, czy zdjęcia (fotografie) są obrazem rzeczywistości, czy raczej nie; czy bardziej przybliżają, czy też bardziej zacierają rzeczywistość. Niektórzy twierdzili stanowczo, że zdjęcia oczywiście są prawdziwym obrazem rzeczywistości, bo przecież po to właśnie się je robi – aby uchwycić i utrwalić rzeczywistość. Inni próbowali wykazać tezę przeciwną i dowodzili, że zdjęcia raczej zniekształcają rzeczywistość, bo ta przecież „płynie” wraz z czasem i zmienia się – raz powoli i niezauważalnie, a innym razem skokowo – natomiast fotografia, utrwalając stan z jednej konkretnej chwili, „fałszuje” obiektywny stan rzeczy, sugerując brak upływu czasu i brak zmienności.

Jeszcze inni dyskutanci, szanując wszystkie wypowiedziane argumenty, szukali takich sformułowań i opisów, które obejmowałyby i „godziły” nawet twierdzenia skrajnie przeciwstawne. Konkluzja podsumowująca była wówczas mniej więcej taka: zdjęcie pokazuje rzeczywistość, ale nie mówi o niej całej prawdy.

Fotografia pokazuje rzeczywistość, ale nie mówi o niej całej prawdy. Podobnie, analogicznie rzecz się ma z większością naszych (ludzkich) doświadczeń, obserwacji, wniosków; z większością przekonań, co do których twierdzimy, że „wiemy”, a później okazuje się, że nasza wiedza nie jest pełna, nie jest ostateczna. Dostępne nam sposoby widzenia i opisu rzeczywistości często wprowadzają w błąd, zwłaszcza gdy zakładamy, że są ostateczne, podczas gdy naprawdę są fragmentaryczne, tymczasowe, a przez to nadal podlegają zmianom.

Jako ludzie wierzący liczymy na to, że treści objawione przez Boga są bardziej pewne niż powierzchowne doświadczenie człowieka. Jest to założenie słuszne, niemniej jednak warto pamiętać, że Bóg przemawia do nas „po ludzku” i chociaż objawia prawdę „wyższej próby” niż przeciętna treść naszej codzienności, to jednak słowo Boga ukryte jest w słowie ludzkim i podlega w ten sposób również słabościom ludzkiego języka. Bóg stał się człowiekiem i – konsekwentnie – przemawia do nas bardziej „po ludzku” niż „po Bożemu”. A ludzkie doświadczenie nie pozostawia wątpliwości: nasze życie podlega upływowi czasu i zmianom. Bóg konsekwentnie szanuje taki porządek (sam wszak go ustanowił), więc też uwzględnia go, komunikując się z nami.

Dynamiczny (zmienny) obraz człowieka – tak można zatytułować dzisiejszą liturgię słowa. Dawid, choć mógłby zabić (i w ten sposób pokonać) swojego wroga, decyduje się go oszczędzić, gdyż nabiera wewnętrznego przekonania, że Bóg jest miłośnikiem życia i nagradza człowieka za sprawiedliwość oraz wierność (I czytanie). Ponieważ Pan jest łaskawy i pełen miłosierdzia (psalm), czciciel Boga – z biegiem czasu – zaczyna również dostrzegać w sobie, że staje się do swojego Boga podobny. Taki kierunek zmian – cel i rację takiej przemiany – potwierdza drugie czytanie, w którym natchniony autor zapewnia, że kondycja człowieka „z ziemskiego” jest tymczasowa i ulegnie zmianie według wzoru, który otrzymaliśmy dzięki Człowiekowi z nieba.

We fragmencie Ewangelii, który słyszeliśmy, otrzymujemy wreszcie „konkrety” – opis wzorcowego, nowego człowieka. Taki człowiek czyni dobrze i pragnie dobra dla wszystkich – również dla swych nieprzyjaciół. Taki człowiek nie złorzeczy, lecz błogosławi, potrafi radykalnie upokorzyć się wobec kogoś, kto (jeszcze) nie umie uczciwie i sprawiedliwie dialogować. Taki człowiek nie mierzy miarą wąską, ale szeroką, co okaże się później bez-miarem i nad-obfitością. Taki człowiek nie ma problemu, aby odpuścić, czyli puścić coś, czego trzymanie nie ma sensu.

 

Czytamy dalej czy robimy przerwę? Dlaczego pytam o przerwę? Bo wśród niedzielnych słuchaczy tych słów są zapewne tacy, którzy powiedzą: szlachetne to i pełne pięknego ideału, ale przecież niemożliwe… Są inni, którzy z lękiem (i powiększając swój lęk!) powiedzą: nie umiem i nie będę umiał żyć według tych słów, więc to nie dla mnie… Ale może znajdą się i tacy, którzy powiedzą: czytajmy dalej… czytajmy, bo to są słowa życia. Dziś nie dorastam i daleko mi do tych słów, ale chcę, by brzmiały we mnie coraz wyraźniej, aż kiedyś może zaczną być moją codziennością…

Dzisiejsza Ewangelia to anty-fotografia, anty-zdjęcie, anty-obraz… „Anty” – w odniesieniu do naszych doświadczeń ze zdjęciami i fotografiami. Im starsi jesteśmy, tym bardziej we własnych oczach „korzystnie” wyglądamy na zdjęciach z młodości (i mówimy: wtedy to było dobrze i pięknie…). Jezus Chrystus natomiast odsłania przed nami OBRAZ CZŁOWIEKA NIEBIESKIEGO i liczy na to, że ten obraz na serio nas zainteresuje w kontekście naszego „teraz” i naszej przyszłości.

Po pierwsze – dlatego, że obraz ów nie jest jedynie naszkicowany; obraz ten to nie „coś”, a Ktoś; to On, nasz Mistrz i Nauczyciel.

Po drugie – dlatego, że obraz ten bezpośrednio nas dotyczy; jak nosiliśmy obraz ziemskiego człowieka, tak też nosić będziemy obraz Człowieka niebieskiego (II czytanie). Innymi słowy, im starsi w wierze jesteśmy, tym bardziej „korzystny” powinien być nasz prawdziwy obraz, tworzony na podobieństwo OBRAZU CZŁOWIEKA NIEBIESKIEGO. Interesuje nas to? Dotyczy nas to? Potwierdza się to w naszym życiu? 

Gdy nastoletni chłopcy grają w piłkę na podwórku i strzelają gola, chętnie wyobrażają sobie (i ogłaszają!), że oto kolejną bramkę zdobył Messi, Ronaldo lub Lewandowski. Mają w umyśle bardzo konkretny wzorzec, któremu chcą dorównać. Pesymiści i malkontenci powiedzą: i tak na pewno nigdy im nie dorównacie. Skąd wiedzą, że nigdy i skąd wiedzą, że nie dorównają? Przecież wspomniani piłkarscy mistrzowie też kiedyś byli „zaledwie” chłopcami z podwórka. Nie ustawali jednak w wysiłkach upodabniania się do swoich sportowych „wzorców”. Gdyby uwierzyli, że tacy już „muszą” pozostać, nie zostaliby wybitnymi piłkarzami. Wcześnie (w dzieciństwie, w młodości) odnaleźli w sobie swoje własne „zdjęcie z przyszłości”, rozpoznali się na nim wbrew pesymistom i następnie przyszłość, która nadeszła, okazała się… zgodna ze „zdjęciem”! Warunek, który potrzebny jest po drodze – WIARA, że tak będzie; wiara potwierdzana konkretnymi postawami.

Jezus Chrystus chce z nami spotykać się zawsze „tu i teraz”. Ponieważ jest to Zmartwychwstały Pan, prawdą jest również, że przychodzi do nas niejako „z przyszłości”. Konsekwentnie i cierpliwie przypomina, że czeka na nas przyszłość, która jest dziełem jednocześnie Boga i nas samych. Bóg uczynił już wszystko, co jest potrzebne, aby ta przyszłość była najlepsza z możliwych. Do całości obrazu potrzebna jest „nasza część”…

VI NIEDZIELA ZWYKŁA

6 Niedziela zwykła - Rok C - Misjonarze Klaretyni Prowincja ...

Przed laty bardzo popularna wśród młodzieży katolickiej była piosenka zatytułowana Ballada o szczęściu, w której zwierzęta rozmawiały o tym, co znaczy być szczęśliwym. Piosenka kończy się tym samym pytaniem skierowanym do człowieka, który „siadł, w zadumę wpadł i nic nie odpowiedział”. Nie dziwi nas brak odpowiedzi ze strony człowieka, bo przecież gdyby to samo pytanie postawić dzisiaj komukolwiek z nas, pewnie mielibyśmy trudność z daniem na nie natychmiastowej odpowiedzi. Zapewne musielibyśmy chwilę zastanowić się, gdyby nas zapytano wprost: Czy jesteś szczęśliwy? Według słownika języka polskiego „szczęście to uczucie wielkiego zadowolenia, radości, pomyślny los, powodzenie, czy splot pomyślnych okoliczności”. Wiemy jednak z doświadczenia, że człowiek na przykład pozbawiony nóg, w wyniku wypadku, może być czasem o wiele bardziej szczęśliwy, niż ktoś, kto posiada wielkie majętności, cieszy się dobrym zdrowiem i wydaje się, że wszystko układa się po jego myśli. Znane są historie ludzi sławnych, bogatych, zasobnych we wszystko, którzy w przypływie szczerości wyznawali, że są nieszczęśliwi. Czasem kończyło się to nawet samobójstwem. Szczęście nie zależy od tego co się posiada, ani od warunków zewnętrznych. Nie polega też na dostarczaniu sobie przelotnych przyjemności. Martin Seligman, psycholog z Uniwersytetu w Pennsylvanii, który prowadził liczne badania na temat poczucia szczęścia, dowiódł, że zaspokajanie zachcianek, sprawianie sobie przyjemności czy szukanie tzw. odskoczni od codzienności daje jedynie chwilowe poczucie szczęścia. Długotrwałe szczęście nie zależy od zewnętrznych zdarzeń. Trzeba znaleźć je w sobie.

Dzisiejsze Słowo Boże zdaje się odkrywać przed nami tajemnicę szczęścia. Już w pierwszym czytaniu prorok Jeremiasz, uciekając się do pięknych obrazów: dzikiego krzaku na stepie i drzewa zasadzonego nad wodą, które swoje korzenie wypuszcza ku strumieniowi. Za pomocą tych dwóch obrazów Jeremiasz mówi o dwóch typach ludzi, określając ich jednoznacznie: mąż przeklęty i mąż błogosławiony, czyli szczęśliwy. O pierwszym z nich mówi, że nawet nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. Dla Jeremiasza podstawą rozróżnienia jest to, w czym człowiek pokłada nadzieję: w sobie i w tym co posiada, czy w Panu Bogu? Do kogo zwraca swoje serce: do Boga, czy do siebie samego? Jeremiasz nie ma wątpliwości: Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją” (Jr 17, 7). Te właśnie słowa śpiewaliśmy jako refren Psalmu Responsoryjnego: „Szczęśliwy jest człowiek, który ufa Panu!” (por. Ps 40(39), 5a „Szczęśliwy mąż, który złożył swą nadzieję w Panu”).

W odczytanym fragmencie Ewangelii Św. Łukasza sam Jezus opowiada o tym, jakich ludzi uważa za szczęśliwych i dlaczego. Błogosławieni (gr. makarioi – μακάριος) dosłownie znaczy „szczęśliwi”. Rzeczownik ten pojawia się w greckim tłumaczeniu Pisma Świętego łącznie 123 razy z tego aż 17 w pismach Łukasza. Żeby dobrze zrozumieć słowa Jezusa trzeba uświadomić sobie, że błogosławieństwa nie są przykazaniami. To znaczy, że aby posiąść szczęście, koniecznie trzeba stać się ubogim, głodnym, pogardzanym, smutnym. Jezus nigdzie nie chwali ubóstwa, płaczu, smutku i wszelkiego rodzaju cierpienia, lecz mówi o ludziach ubogich, czyli głodnych, płaczących, pogardzanych. Jezus w żadnym wypadku nie każe nam być smutnymi, nieśmiałymi czy głodującymi, jakby to sam smutek, głód i ubóstwo gwarantowały szczęście. Mówi o tych, którzy w takim stanie znajdują się dzisiaj, którzy doświadczają braków, przykrości, smutku, pogardy. Czy taki ktoś może być szczęśliwy? Może, ponieważ obietnica Jezusa sięga dalej niż nasza doczesność, nie pomija tego, co tutaj, ale ukazuje perspektywę wieczności.

 

Nie przypadkiem drugie czytanie, z listu Św. Pawła do Koryntian mówi nam tak dużo o Zmartwychwstaniu. Św. Piotr napisze: „On (Bóg) w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei” (1 P 1, 3). To dzięki tej nadziei, opartej na zaufaniu pokładanym w Chrystusie, już jesteśmy uczestnikami obietnicy – szczęścia, które będzie trwać wiecznie.

Wyjaśnijmy jeszcze czym są ewangeliczne „biada”. Wypowiadane przez Jezusa biada nie jest przekleństwem. Jest raczej ostrzeżeniem. Jest słowem bólu z powodu napotkanego oporu, obojętności. To słowo pada z ust Jezusa wtedy, gdy spotyka się zamkniętymi, kamiennymi sercami. Słyszą je ludzie z religijnych elit – faryzeusze, nauczyciele Pisma, przywódcy ludu. Parafrazując, można by je zastąpić pełnym troski wyznaniem „Żal mi was…”. Żal mi was, bogacze, bo odebraliście już pociechę waszą. Żal mi was, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Żal mi was, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Oby nigdy Jezus nie musiał swojego biada kierować w naszą stronę.