NIEDZIELA NAJŚWIĘTSZEJ TRÓJCY

Ikona Miłości – obraz religijny

Uczyniłeś nas niewiele mniejszymi od aniołów! (Ps 8,6)

W Uroczystość Trójcy Przenajświętszej stajemy wobec jednej z najgłębszych tajemnic naszej wiary. Choć ludzki rozum nie jest w stanie w pełni jej pojąć, możemy dostrzec działanie Trójcy Świętej w historii zbawienia i naszym codziennym życiu. Spróbujmy więc spojrzeć na Boga w Trójcy Jedynego jako Tego, który nieustannie zwraca się ku człowiekowi – ku jego dobru, zbawieniu i szczęściu. Chcąc zrozumieć tajemnicę Trójcy Przenajświętszej, spróbujmy zobaczyć Pana Boga w Trójcy Jedynego jako zwróconego całkowicie ku człowiekowi: jego dobru i szczęściu. Wyraża to zachwyt, jakiemu ulega psalmista, gdy woła: „Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?” (Ps 8,5).

W Piśmie Świętym mamy wiele dowodów na to:

  • Choćby stworzenie człowieka. Wygląda ono zupełnie inaczej niż stworzenie wszystkiego innego. Tutaj pojawia się pierwsza przesłanka, by odkryć Trójcę Przenajświętszą: „Uczyńmy człowieka na nasz obraz”(Rdz 1,26). Pan Bóg lepi człowieka i wkłada w to całą swoją miłość. Wydobywa nas z nicości do pełni miłości.
  • Po grzechu pierworodnym Pan Bóg szuka człowieka: „Gdzie jesteś?”(Rdz 3,9).
  • W niewoli egipskiej Pan Bóg podejmuje ogromny wysiłek, by wyrwać swój naród z niewoli i uczynić go całkowicie wolnym.

Wyjątkowe działanie całej Trójcy Przenajświętszej na rzecz człowieka ukazuje nam Eucharystia. Mamy tu realizację obietnicy Pana Jezusa, który mówi „Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba” (por. J 6,32), którym będzie ciało Pana Jezusa. Gdy więc słyszymy słowa przeistoczenia, możemy się przekonać, jak wierny swoim obietnicom jest Pan Bóg: Ojciec prawdziwie daje nam swego Syna na pokarm. Widzimy tu oczywiście również Ducha Świętego, który jest tą mocą, dzięki której w Eucharystii Pan Jezus staje się prawdziwie obecny pośród nas i dla nas. Możemy więc zapytać:

  • Czy odkrywam to nieustanne działanie i zatroskanie Trójcy Przenajświętszej w swoim życiu?
  • Czy za to dziękuję?
  • Czy uwielbiam Trójcę Przenajświętszą choćby poprzez piękne, poprawne wykonywanie znaku krzyża i wypowiadanie słów: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”?
  • Czy i jak często posługuję się wezwaniem: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu…”, by w ten sposób oddawać chwałę Trójcy Przenajświętszej?
  • I wreszcie: czy moje życie jest całkowicie nastawione na Pana Boga – jako odpowiedź na Jego bycie dla mnie? Czy żyję z Panem Bogiem i dla Pana Boga?

W chrzcie świętym zostałem naznaczony imionami Trójcy Przenajświętszej, a więc moje życie zostało włączone w życie Boże: stałem się dzieckiem Bożym oraz bratem/siostrą Pana Jezusa.

Gdy tracę to życie przez grzech, zostaje mi ono przywrócone w sakramencie pokuty i pojednania – znów w imię Trójcy Przenajświętszej. Kapłan wypowiada wtedy słowa: „I ja odpuszczam ci grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

I przez to, że właśnie tu pozwalam na działanie Pana Boga w moim życiu, oddaję Mu chwałę, „Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga” (Mk 2,7.10).

Piękną tradycją katolicką było znaczenie krzyżem nowego bochenka chleba, dziękując w ten sposób Panu Bogu za owoc ziemi i pracy rąk ludzkich.

Podejmując pracę, rozpoczynając podróż, czynimy znak krzyża, aby wszystko to było wykonywane z Bożą pomocą i na chwałę Pana Boga.

Niech więc ta tajemnica – choć przekracza nasze ludzkie pojęcie – stanie się dla nas nie tylko przedmiotem refleksji, ale przede wszystkim inspiracją do życia z Bogiem i w Bogu. Trójca Przenajświętsza nie jest ideą abstrakcyjną – to żywa obecność Miłości, która nieustannie działa dla nas. Starajmy się odpowiadać na tę miłość całym sercem, życiem i codziennym świadectwem. Amen.

NIEDZIELA ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO

UROCZYSTOŚĆ ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO 8.06.2025 – Bazylika ...

Już za czasów Apostołów wierzono, że człowiek staje się uczniem Chrystusa poprzez dwa elementy: chrzest przyjęty w imię Trójcy Świętej oraz otrzymanie daru Ducha Świętego. Oba te elementy były konieczne i oba dokonywały się przez dwa znaki zewnętrzne: polanie lub zanurzenie w wodzie oraz nałożenie rąk. Na ogół miało to miejsce w jednym obrzędzie, ale bywało, że nałożenie rąk następowało po pewnym czasie od chrztu. Zdarzyło się też – choćby w historii rodziny Korneliusza, opisanej w Dziejach Apostolskich – że wylanie Ducha Świętego poprzedzało chrzest.

Z biegiem wieków ukształtowały się dwa odrębne ryty sakramentalne: chrzest i bierzmowanie, w Kościele Zachodnim oddzielone od siebie o kilka, a nawet kilkanaście lat – zwłaszcza gdy chrzczono niemowlęta, a bierzmowanie stało się sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej.

Można jednak zadać pytanie o związek darów Ducha Świętego z tym, co nazywamy dojrzałością chrześcijańską. Istnieje starożytne porównanie, które chyba najlepiej to tłumaczy: mianowicie, dojrzały chrześcijanin to ktoś, kto staje się Księgą Słowa Bożego dla świata, dla innych ludzi.

Może to wywoływać zakłopotanie… Ja miałbym być Księgą Słowa Bożego? Ja, zwykły człowiek, przeciętny chrześcijanin? Przecież Księgą Słowa Bożego jest Pismo Święte. Święte. A ja?

Ale czyż o tym właśnie nie mówią teksty Pisma Świętego przeznaczone na dzisiejszą uroczystość i ogólnie wszystkie zapowiedzi Pana Jezusa dotyczące Ducha Świętego, którego mieli otrzymać wierzący w Niego?

Pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich mówi o tym, że w dniu Pięćdziesiątnicy Apostołowie zaczęli mówić różnymi językami, tak że przybyli z różnych krajów ludzie mogli ich rozumieć i słyszeć głoszone w ich mowie wielkie dzieła Boże, czyli Ewangelię. Moc Ducha Świętego, o której mówi Jezus, sprawiła, że byli w stanie głosić Słowo Boże każdemu, kto ich słyszał. Dziś zapewne ten dar mówienia różnymi językami nie jest tak powszechny, ale w istocie chodzi o coś innego. Duch Święty sprawia, że nasze ludzkie słowa nabierają mocy – mogą stać się świadectwem. I to nie muszą być od razu słowa z obszaru religii. Moc Ducha Świętego sprawia, że zwykłe słowa życzliwości, szacunku, przyjaźni mogą przemieniać świat i świadczyć o Chrystusie oraz Jego miłości do wszystkich.

Drugie czytanie mówi natomiast o czynach. Duch Święty daje nam moc, by nasze czyny były czynami miłości, mogły podobać się Bogu, nieść ludziom pomoc i dobro. I znów – to mogą być, oczywiście, cuda, podobne tym, jakie dokonywały się przez Apostołów. Ale czyż – zwłaszcza w dzisiejszym świecie, tonącym w egoizmie, narcyzmie, nienawiści – dłoń wyciągnięta w geście bezinteresownej pomocy, przebaczenia, zgody nie staje się cudem? Cudem Chrystusa, który może zmieniać ludzkie serca.

Duch Święty sprawia, że poprzez nasze słowa i czyny możemy stawać się świadkami. Czyli Księgą Słowa Bożego. Bo czyż właśnie słowa i czyny Jezusa Chrystusa, zapisane w Ewangeliach, nie są tą Księgą? Duch Święty nieustannie pisze tę Księgę przez życie każdego z nas – ucznia Chrystusa, ochrzczonego i bierzmowanego. Ale to od nas zależy, na ile to słowo zapisane naszym życiem będzie czytelne dla innych.

Czyż tego właśnie nie potrzeba dziś najbardziej naszej Ojczyźnie? Ojczyźnie, która czterdzieści pięć lat temu powstała z ciemności beznadziei na wołanie Namiestnika Chrystusowego: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi”. Ojczyźnie, która dziś jest na pół rozdarta, a po obu stronach są ci, którzy uważają się za uczniów Chrystusa. Czyż nie potrzeba dziś słów i gestów szacunku, życzliwości, przebaczenia, które nas na nowo zjednoczą?

Dlatego wołamy:

Serc wierzących wnętrza
Poddaj Twej potędze…
Ulecz serca ranę…
Rozgrzej serca twarde…
Prowadź zabłąkane…

VII NIEDZIELA WIELKANOCNA

UROCZYSTOŚĆ WNIEBOWSTĄPIENIA PAŃSKIEGO

Obraz religijny na płótnie Wniebowstąpienie - sklep Grafiki Obrazy Rozmiar 30x50cm Rodzaj produktu obraz na płótnie

W przełomowych momentach historii zbawienia pojawiają się aniołowie, którzy towarzyszą uczniom. W dzisiejszym pierwszym czytaniu również słyszymy o ingerencji aniołów. Do zdziwionych i zaskoczonych uczniów kierują oni słowa: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1,11). To pytanie nie jest skierowane tylko do Apostołów w momencie Wniebowstąpienia Jezusa. Jest to pytanie, które dotyczy każdego z nas. To pytanie o to, czy ziemia, na której się znajdujemy i żyjemy, jest rzeczywiście naszym ostatecznym przeznaczeniem, czy może istnieje jeszcze inny horyzont, który można dostrzec oczami wiary.

Dzisiejsza uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego jest dla nas przypomnieniem o tym, co jest ostatecznym celem ziemskiego pielgrzymowania każdego człowieka. Jest to wezwanie, aby nie bać się patrzeć w kierunku Boga. W Bogu jesteśmy w stanie odnaleźć ostateczny sens naszego życia. Takie spojrzenie jest możliwe dzięki wierze, która rozszerza nasze horyzonty. Wielu ludzi wierzy dziś w – niestety często powielane – kłamstwo, że wiara w Boga to przeżytek, że ogranicza człowieka i że jest czymś, o czym należy zapomnieć. Na przestrzeni historii widzimy, że tam, gdzie człowiek wyrzuca Boga ze swojego życia i stara się być sam dla siebie bogiem, zaczyna się prawdziwy dramat osobisty i dramat ludzkości

W swoim pierwszym przemówieniu papież Leon XIV powiedział:

Również dzisiaj nie brakuje kontekstów, w których wiara chrześcijańska jest uważana za coś absurdalnego, przeznaczonego dla osób słabych i mało inteligentnych; kontekstów, w których przedkłada się nad nią inne zabezpieczenia, takie jak technologia, pieniądze, sukces, władza, przyjemności. Są to środowiska, w których nie jest łatwo świadczyć i głosić Ewangelię, a człowiek wierzący jest wyśmiewany, prześladowany, pogardzany lub co najwyżej tolerowany i traktowany z litością. A jednak właśnie dlatego są to miejsca, w których misja jest pilna, ponieważ brak wiary często pociąga za sobą dramaty, takie jak utrata sensu życia, zapomnienie o miłosierdziu, naruszanie godności osoby ludzkiej w jej najbardziej dramatycznych formach, kryzys rodziny i wiele innych ran, przez które cierpi nasze społeczeństwo” (9 maja 2025).

Tym bardziej aktualne są dziś słowa, które Jezus wypowiada do uczniów: „Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8).

Dzięki światłu wiary, które umacnia w nas otwartość na działanie Ducha Świętego, jesteśmy w stanie nie tylko patrzeć w niebo, lecz także mocno stać stopami na ziemi i dawać świadectwo o wartości wiary, która nadaje sens życiu.

W 2006 roku papież Benedykt XVI przybył jako pielgrzym do Polski. Myślą przewodnią tamtej pielgrzymki było wezwanie: „Trwajcie mocni w wierze”. W uroczystość Wniebowstąpienia, w Krakowie (28 maja 2006), skierował do Polaków słowa, które pozostają aktualne również dzisiaj. Są one najlepszym komentarzem i wyjaśnieniem tego, co aniołowie mówią do uczniów – ale także do nas współczesnych: Ja, Benedykt XVI, następca Papieża Jana Pawła II, proszę was: Byście, stojąc na ziemi, wpatrywali się w niebo – w Tego, za którym od dwóch tysięcy lat podążają kolejne pokolenia żyjące na naszej ziemi, odnajdując w Nim ostateczny sens istnienia.

Proszę was, byście umocnieni wiarą w Boga, angażowali się żarliwie w umacnianie Jego Królestwa na ziemi – Królestwa dobra, sprawiedliwości, solidarności i miłosierdzia.

Proszę was, byście odważnie składali świadectwo Ewangelii przed dzisiejszym światem, niosąc nadzieję ubogim, cierpiącym, opuszczonym, zrozpaczonym, łaknącym wolności, prawdy i pokoju.

Proszę was, byście, czyniąc dobro bliźniemu i troszcząc się o dobro wspólne, świadczyli, że Bóg jest miłością.

Proszę was w końcu, byście skarbem wiary dzielili się z innymi narodami Europy i świata – również przez pamięć o waszym Rodaku, który jako Następca św. Piotra czynił to z niezwykłą mocą i skutecznością.

Proszę was: trwajcie mocni w wierze! Trwajcie mocni w nadziei! Trwajcie mocni w miłości!”.  A co to oznacza w praktyce? To, że patrzenie w niebo nie zwalnia nas z odpowiedzialności za świat, w którym żyjemy. Każdy dzień jest szansą, by poprzez modlitwę, uczciwą pracę, troskę o rodzinę i pomoc potrzebującym – uczynić naszą codzienność miejscem obecności Boga. Stańmy się dla innych świadkami nadziei, którzy pokazują, że można żyć inaczej: z głową w niebie, ale sercem tu, pośród ludzi.

 

 

ŚWIĘTO NAWIEDZENIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY 31 V 2025

MSZE ŚW. O 7.00, 8.30,…..RÓŻANIEC O 17.45., MSZA O 18.00.

Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny – święto - Homilie Rok ...

Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie przyjedziecie. Tak bardzo za wami tęskniłem, bo to już siedem lat minęło. Chciałem też zobaczyć i ciebie, i tę twoją żonę, i te wasze dzieci, jak rosną. Synku, wreszcie się zdecydowałeś częściej do rodzinnego domu przyjeżdżać. Ja tu sam jestem, tęsknię za tobą. Jak idę na cmentarz, to z twoją mamą sobie trochę pogadam. Bardzo mi jej brakuje. Jak na ciebie patrzę, to widzę Zosię, twoją mamusię widzę. Synku, bardzo za tobą tęsknię i proszę cię, szybko mnie znowu odwiedź, znowu bądź koło mnie” – słowa taty na lotnisku. Tymi wzruszającymi słowami rozpoczynam dzisiejsze rozważanie, bo niosą one w sobie sedno ludzkiego pragnienia – bycia razem. Spotkania. Nawiedzenia. To właśnie ono jest istotą dzisiejszego święta – Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Człowiek jest osobą wspólnototwórczą i przeważnie nie lubi samotności. Dlatego lubimy się spotykać, odwiedzać i rozmawiać ze sobą. To nasze naturalne zachowanie, które wynika z naszej natury. Bóg jako nasz Stwórca doskonale o tym wie, więc nie tylko to wykorzystuje w kontakcie z nami, ale do tego samego nas zaprasza. Dzisiejsze święto daje nam możliwość zrozumienia, czym jest nawiedzenie. Okazuje się bowiem, że patrząc na historię zbawienia, można wskazać cztery formy nawiedzenia. Pierwsze dwa to te biblijne, dokonane kiedyś, natomiast drugie dwa to te, do których jesteśmy zaproszeni dzisiaj. Zdajemy sobie sprawę, że Bóg był zawsze obecny w życiu człowieka, nawet gdy ludzie od Niego odchodzili. Jednak gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg dokonał najwspanialszego pierwszego nawiedzenia. Prawdę tę wypowiedział Zachariasz, gdy Jezusa wnoszono do świątyni: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela, bo nawiedził lud swój i odkupił…” (Łk 1,68). To wyjątkowe pierwsze nawiedzenie to Wcielenie Syna Bożego, które rozpoczęło dzieło Odkupienia świata i człowieka. Wszystkie zapowiedzi i proroctwa spełniły się w chwili Zwiastowania, kiedy mocą Ducha Świętego Dziewica zgodziła się na Bożą propozycję i poczęła Syna. W ten sposób Bóg nawiedza swój lud, by go wyzwolić spod władzy grzechu i dać mu nadzieję zbawienia.

Drugie nawiedzenie to dzisiejsze święto, kiedy to Maryja idzie z Jezusem pod swoim sercem do Ain Karim, do swojej krewnej Elżbiety. Główną motywacją tych odwiedzin była chęć niesienia pomocy starszej kuzynce. Jednak o wiele ważniejsze jest to, że Syn Boży odwiedza tego, który będzie przygotowywał Izraela do uznania w Jezusie Mesjasza. W tym nawiedzeniu Duch Święty, który sprawił, że Maryja poczęła Dziecko, napełnia radością Elżbietę oraz Jana, który jest w jej łonie. To nie tylko spotkanie dwóch matek, ale spotkanie Boga z „głosem wołającym”, by zwrócić serce i życie narodu wybranego ku Bogu.

Kolejny sposób nawiedzenia (trzecie nawiedzenie) doświadczamy my, współcześnie żyjący. Bo Bóg dzisiaj chce się spotykać z nami. Prorok Sofoniasz o tym przypomina: „Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą, odnowi cię swoją miłością…” (So 3,17). Gdzie On dzisiaj przybywa do nas? Jest ciągle obecny w swoim Kościele. To tutaj, w świętych sakramentach, nawiedza nas i umacnia swoim Duchem. W liturgii, w czytaniach, mówi do nas, napełnia nadzieją, pokazuje, jaka droga prowadzi ku zbawieniu. Wreszcie ostatni rodzaj nawiedzenia (czwarte nawiedzenie) to nasze zaangażowanie, by zanieść Jezusa do innych. Od nas bowiem często zależy, czy żyjący obok nas ludzie spotkają Jezusa. Tak jak Maryja idąc w góry była pierwszym „żywym i chodzącym tabernakulum”, niosąc Jezusa pod sercem, tak samo my, przyjmując Jezusa Eucharystycznego, winniśmy Go wynieść z kościoła w te środowiska, w których żyjemy na co dzień. To dzięki nam Bóg dziś może odwiedzić ludzi zagubionych w życiu lub poszukujących sensu.

 

„Wolontariuszka posługująca w parafialnym Caritas odwiedza chorą na nowotwór sąsiadkę. W mieszkaniu – spotkanie rodzinne, przyjęcie imieninowe. Obok w pokoju – samotnie leżąca chora, już w stanie agonalnym. Ela zaprasza rodzinę do wspólnej modlitwy z babcią. «Teraz nam nie zawracaj głowy, później przyjdziemy». Sama modli się na różańcu o spokojną śmierć dla sąsiadki. Jakie było zdziwienie rodziny, kiedy usłyszeli, że babcia już zmarła. Mieli możliwość towarzyszenia w tak ważnej chwili, jaką jest umieranie, ale ją przegapili. Mogli się spotkać i być razem, tworzyć wspólnotę – wybrali coś innego. Tylko dzięki Eli ta starsza kobieta doświadczyła nie tylko odwiedzin życzliwej osoby, ale nawiedzenia Boga, który pomógł jej spokojnie odejść z tego świata”.

Wszyscy jesteśmy zaproszeni do tego, by tak jak Maryja, być nosicielami Boga dla innych. Święto Nawiedzenia nie jest tylko wspomnieniem przeszłości, ale zaproszeniem na dziś: Bóg nawiedza mnie, abym i ja stał się Jego obecnością dla drugiego człowieka.  Papież Franciszek, 31 maja 2013 r.:

Maryjo, niewiasto słuchająca, otwórz nasze uszy; spraw, abyśmy umieli słuchać słowa Twego Syna Jezusa pośród tysięcy słów tego świata.

Spraw, abyśmy umieli słuchać rzeczywistości, w której żyjemy, każdej napotkanej osoby, zwłaszcza tej, która jest uboga, w potrzebie czy w trudnej sytuacji.

Maryjo, niewiasto decyzji, oświeć nasz umysł i nasze serce, abyśmy umieli być posłuszni bez wahania Słowu Twego Syna Jezusa. Daj nam odwagę podejmowania decyzji, żebyśmy nie pozwolili na to, by inni kierowali naszym życiem.

Maryjo, niewiasto działania, spraw, by nasze ręce i nasze stopy poruszały się „z pośpiechem” ku innym, żeby nieść miłosierdzie i miłość Twojego Syna Jezusa, żeby nieść w świat – tak jak Ty – światło Ewangelii. Amen.

VI NIEDZIELA WIELKANOCNA

VI Niedziela Wielkanocna - liturgia.wiara.pl

Dzisiejsza liturgia słowa zwraca naszą uwagę na Kościół, założony przez Chrystusa Pana. Niby jest to dla nas coś oczywistego i codziennego – że należymy do Kościoła – ale co to w zasadzie oznacza? Nasz Pan jest jego Głową, a my jesteśmy członkami tego Ciała i w ten sposób wspólnie tworzymy Kościół. Jest to wspólnota ludzi wierzących, którzy wchodzą do niej przez bramę Chrztu Świętego.

W każdą niedzielę, podczas Mszy Świętej, wyznajemy naszą wiarę. Od wieków katolicy odmawiają to samo Credo. Znajdują się w nim również słowa dotyczące Kościoła: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”.

Dziś słyszymy o tym apostolskim wymiarze Kościoła. Co to znaczy, że jest on apostolski? Po pierwsze – że został założony na fundamencie Apostołów. Nasz Pan, Jezus Chrystus, założył swój Kościół, nadając mu formę widzialnej społeczności, i ustanowił papiestwo jako podstawę jego jedności. Tym, co przekazujemy sobie w sztafecie pokoleń Kościoła, jest Boże Objawienie, czyli nasza święta, katolicka wiara. Jak mówi św. Paweł Apostoł w Liście do Efezjan: „Zbudowani [jesteśmy] na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Jezus Chrystus” (Ef 2,19-20). Mamy więc solidne podstawy dla naszej wiary.

Grono Dwunastu Apostołów było najbliższym otoczeniem Pana Jezusa. Każdego dnia wsłuchiwali się w Jego słowa, widzieli Jego czyny i zachowanie. Byli więc naocznymi świadkami, którzy w formie pisemnej i ustnej przekazali nam swoje doświadczenie życia z Chrystusem. Potwierdza to św. Jan Apostoł w swoim liście: „Co było od początku, co słyszeliśmy, co widzieliśmy na własne oczy, co oglądaliśmy i czego dotykały nasze ręce – o Słowie życia – to wam ogłaszamy” (1 J 1,1).

Miłość do Pana Jezusa jest istotą naszej wiary. A co to znaczy miłować Go – wyjaśnia On sam w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich” (J 14,23-24). Tak więc miłować Jezusa Chrystusa można poprzez zachowywanie w swoim życiu Jego nauki.

Wolą naszego Pana było, aby to Apostołowie i ich następcy reprezentowali Go w przyszłych wiekach. Wedle Jego słów skierowanych do uczniów: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16).

Co więcej, Chrystus zaznaczył, że Apostołowie nie zrozumieją wszystkiego od razu: „To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14,24-25). Na tej podstawie następcy św. Piotra – kolejni papieże – ustanawiali dogmaty wiary. Kościół, przy pomocy Ducha Świętego, dopiero z czasem odkrywał kolejne prawdy wiary. On nieustannie nas poucza i prowadzi do coraz lepszego rozumienia, czym jest nasza wiara i jak właściwie nią żyć. To Duch Święty sprawia, że słowa i czyny Apostołów oraz ich następców (biskupów, kapłanów) mają moc przemieniać serca i budować wspólnotę wierzących. To dziedzictwo Apostołów trwa nieustannie w Piśmie Świętym, Tradycji i Magisterium Kościoła.

Każdy z nas tworzy wspólnotę Kościoła. To nie jest tak, że wierni świeccy są gorszą kategorią Kościoła. Wszyscy tak samo jesteśmy uczniami naszego Pana. Mamy jednak w Kościele różne funkcje i zadania, stosownie do własnego stanu. Każdego z nas Bóg wzywa do świętości – nie poprzez jakieś nadzwyczajne działania, lecz przez wierne i sumienne, codzienne wypełnianie obowiązków swojego stanu: ksiądz jako ksiądz, małżonek jako małżonek, matka jako matka.

Dzisiejsza liturgia słowa kieruje nasz wzrok dalej niż na doczesność. Spoglądamy ku wieczności – ku ostatecznemu celowi naszego życia. Pan Jezus zapowiada, że odchodzi do swojego Ojca, który jest w niebie, i dodaje: „Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was” (J 14,27-28).

Jeszcze nie wszystko, co zapowiedział, się wypełniło. Jesteśmy ludźmi, którzy czekają. Czekamy na Jego ponowne przyjście na ten świat i ostateczną odnowę całego stworzenia – ostateczne pokonanie szatana, grzechu i śmierci. To daje nam nadzieję. To sprawia, że trudy, z jakimi mierzymy się w życiu, nie stanowią dla nas ostatecznej przegranej. Bo jesteśmy po stronie Chrystusa, który zwyciężył świat. Kto żyje z Chrystusem i z Nim umiera, ten również z Nim zwycięży i osiągnie wieczne szczęście przy Bogu. Amen.

V NIEDZIELA WIELKANOCNA

V Niedziela wielkanocna B – Diecezja Sandomierska

Trwamy w radości okresu wielkanocnego. Wciąż cieszymy się ze Zmartwychwstania Pana Jezusa. Dzisiejszy tekst Ewangelii jest jednak spojrzeniem wstecz. Słowo Boże na tę niedzielę przenosi nas do Wieczernika. Ewangelista opisuje wydarzenia, które miały miejsce zaraz po opuszczeniu przez zdrajcę Judasza Ostatniej Wieczerzy. Jezus wygłasza do swoich uczniów „ostatnie kazanie”. Właśnie teraz, w tym momencie, rozpoczynają się wydarzenia, które osiągną punkt kulminacyjny na wzgórzu Golgoty. Mówiąc metaforycznie: „kości zostały rzucone” – nie ma już odwrotu. Nadeszła „godzina” Jezusa.

Mistrz z Nazaretu mówi o swoim „uwielbieniu”, które spełni się w Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu. Wszystko to wyrażone jest w słowach: „Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony” (J 13, 31). Syn Człowieczy jest uwielbiony zarówno poprzez swoją gotowość do posłuszeństwa Bogu aż do śmierci, jak i w fakcie, że Bóg uwielbi Go, czyniąc Jego ofiarę skuteczną dla zbawienia wszystkich. Oddając za nas życie, Jezus nie tylko nas zbawia, ale także daje doskonały przykład tego, czym jest miłość.

Jednak to nie koniec. Jezus jest świadomy, że już wkrótce opuści swoich uczniów, dlatego zostawia im „zadanie” do wykonania. Tym zadaniem jest „nowe przykazanie” (por. J 13,34). Uczniowie Jezusa mają od teraz miłować tak, jak On. Ale co jest „nowego” w tym przykazaniu? Prawo żydowskie, wypływające z Księgi Powtórzonego Prawa i Księgi Kapłańskiej, mówi: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6, 5), oraz „Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19, 18). Jezus dodaje do tego nowy element. Nowością jest to, że miłość staje się prawdziwa dopiero wtedy, gdy czerpie ze wzoru Jego życia. Syn Boży wyraźnie to podkreśla słowami: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem” (por. J 13, 34).

Ewangelista Jan oddaje słowo „miłować” poprzez użycie greckiego słowa agapao, które oznacza miłość zdolną oddać życie za ukochaną osobę – najwyższy stopień miłości. Jezus z pewnością nie mówi o miłości romantycznej, lecz o „miłości ofiarnej”. Dosłowne znaczenie tego, co Jezus chce przekazać uczniom, brzmi: „abyście potrafili oddawać za siebie życie tak, jak Ja to czynię”.

Jeden z kapłanów ogłosił, że w następną niedzielę przyjedzie sławny mnich-asceta, który późnym wieczorem wygłosi kazanie o prawdziwej miłości. O wyznaczonej godzinie zebrała się ogromna rzesza wiernych. Nagle zgasły światła. Kościół pogrążył się w ciemnościach. W drzwiach zakrystii pojawił się nikły płomyk świecy, który oświetlał ascetyczną twarz mnicha. Mnich zbliżył się do ołtarza, gdzie stał olbrzymi krucyfiks. Najpierw przybliżył płomyk świecy do ran na nogach ukrzyżowanego Chrystusa. Następnie nikłe światło oświetliło Jego przebity bok. Po chwili płomyk ukazał rany na przybitych do krzyża rękach. A na koniec migotliwe światło świecy zatrzymało się na zakrwawionej głowie Jezusa, zranionej koroną cierniową. Po długiej i wymownej ciszy mnich zdmuchnął świeczkę. Zapanowała ciemność. Był to koniec kazania o prawdziwej miłości. Słowa nie były potrzebne. Wszyscy dobrze wiedzieli, że prawdziwa miłość gotowa jest do największej ofiary. Prawdziwa miłość szuka dobra drugiego człowieka, a wzorem takiej miłości jest Chrystus. On jest także źródłem mocy, aby iść drogą takiej miłości.

Prawdziwa miłość chrześcijańska musi być ofiarna. Jezus powiedział, że powinniśmy kochać się nawzajem tak, jak On nas umiłował. Jak nas umiłował? Przede wszystkim – umierając za nasze grzechy. Oddał za nas wszystko. Jezus nie wzywa nas do miłości wobec tych, których łatwo kochać. Mamy naśladować Jego miłość zawsze. Bo to jest „nowe przykazanie” dla każdego z nas. Czy jest wykonalne? Tak! Ilustruje to świadectwo filozofa z II wieku, Arystydesa. Pisząc do cesarza Hadriana w obronie chrześcijan, stwierdza:

Chrześcijanie miłują się wzajemnie. Nigdy nie zaniedbują pomocy wdowom; ratują sieroty przed tymi, którzy chcieliby je skrzywdzić. Jeśli ktoś ze wspólnoty coś ma, daje hojnie tym, którzy nic nie mają… Jest w nich coś boskiego”.

Jezus kocha nas, idąc za nas na krzyż. Kocha nas, nawet gdy się Go zaparliśmy. Kocha nas, dając nam wszystkim „nowe przykazanie” (por. J 13,34). Świat pozna, że jesteśmy uczniami Jezusa, gdy będziemy się wzajemnie miłować – tak, jak On nas umiłował.

Nie wystarczy mówić o miłości. Trzeba nią żyć.

Nie wystarczy znać przykazanie Jezusa. Trzeba je wypełniać.

Prawdziwa miłość to nie emocja – to decyzja, poświęcenie, codzienna ofiara.

Świat rozpozna uczniów Chrystusa nie po słowach, ale po miłości, którą żyją. A jeśli zapytasz, skąd wziąć siłę? Spójrz na krzyż. Tam jest odpowiedź. Tam zaczyna się miłość, która naprawdę zmienia świat.