
Dzisiejsza Ewangelia to jak cios w samo serce naszej współczesnej mentalności. Oto przychodzi do Jezusa człowiek i mówi: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby podzielił się ze mną spadkiem” (Łk 12,13). Czyli już wtedy ludzie potrafili się pokłócić o majątek… Nic nowego. Znamy to aż za dobrze – iluż to braci, sióstr, kuzynów i przyjaciół poróżniło się o kawałek pola, o dom po rodzicach, o parę złotych ze spadku?
A Jezus – zamiast wejść w rolę sędziego rodzinnego – odpowiada: „Uważajcie, strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie zależy od jego mienia” (Łk 12,15). I dodaje przypowieść o bogaczu, który miał tyle zboża, że już nie wiedział, gdzie je pomieścić. „Zburzę spichlerze, zbuduję większe. Potem powiem duszy mojej: Masz wielkie zasoby dóbr na długie lata; odpoczywaj, jedz, pij i używaj życia” (Łk 12,18-19). Tylko że Pan Bóg mu na to odpowiada: „Głupcze! Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy. Komu przypadnie to, co nagromadziłeś?” (Łk 12,20). Drodzy! Powiedzmy to sobie szczerze: to nie jest przypowieść o kimś z dawnych czasów. To przypowieść o nas. Spójrzmy na nasze życie. Ileż mamy zapału do spraw ziemskich! Ludzie potrafią pracować od świtu do nocy, brać nadgodziny, dodatkowe zlecenia – byle tylko mieć więcej. Dom musi być większy niż sąsiada, samochód lepszy niż szwagra, wakacje bardziej egzotyczne niż te znajomych z Facebooka.
I wiecie, co w tym najtragiczniejsze? Że naprawdę wierzymy, iż to wszystko da nam szczęście. Gromadzimy, gromadzimy, gromadzimy… A potem nagle przychodzi śmierć. I wtedy okazuje się, że trumna nie ma kieszeni.
To aż banalne, a jednak prawdziwe. Trumna nie ma kieszeni, nie ma sejfu, nie ma miejsca na kartę kredytową ani kluczyki do nowego SUV-a. Wszystko zostaje na ziemi. Kiedyś ktoś żartował: „Najbogatszy człowiek na cmentarzu… nadal jest martwy”. I ma tyle samo jak ten, który za życia miał niewiele. Gdybyśmy choć ułamek tego wysiłku, który wkładamy w sprawy materialne, włożyli w troskę o duszę… Gdybyśmy z taką samą energią, z jaką biegniemy za pieniędzmi, biegli za Bogiem – to każdy z nas byłby świętym!
Ale nie. Na modlitwę nie mamy czasu. Spowiedź odkładamy „na później”. Na niedzielną Mszę Świętą zawsze znajdzie się jakaś wymówka: bo pada, bo za gorąco, bo dziecko ma katar… A na serial jest czas. Na Facebooka jest czas. Na kolejny weekend nad jeziorem – też czas się znajdzie. Tylko warto postawić sobie pytanie: A jeśli Bóg powie ci to, co usłyszał bogacz w Ewangelii? „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy” (Łk 12,20) – co wtedy Mu odpowiesz?
Dzisiejszy świat troszczy się o wszystko: o zdrową dietę, suplementy, siłownię, stan konta, ubezpieczenia na życie, dom, samochód… Troszczymy się o wszystko – tylko nie o niebo. A przecież nasze życie na ziemi to jak krótki sen (por. Hi 14,1-2; Ps 90,5-6). Jeden moment – i budzisz się po drugiej stronie. I co wtedy?
Ktoś powie: „Mam piękny ogród” – ale po śmierci go nie skosisz.
Ktoś inny: „Miałem super samochód” – ale w niebie nie ma autostrad.
Jeszcze inny: „Miałem złoto, dolary, euro!” – ale w niebie nie ma kantorów.
Zwróćmy uwagę na jedno: to sam Bóg w Ewangelii mówi: „Głupcze!” – a przecież Bóg zwykle nie obraża ludzi. Jezus bardzo rzadko używał takich słów, ale tu – wobec ślepego materializmu – czyni wyjątek. Dlaczego? Bo to właśnie ci, którzy żyją tylko dla tego świata, zapominając o wieczności, są w oczach Boga prawdziwie ubodzy duchem (por. Mt 6,19–21; Mt 16,26).
Ilu ludzi wokół nas planuje dokładnie, co zrobić z pieniędzmi, a nie potrafi zaplanować spowiedzi? Ilu bardziej boi się straty majątku niż straty duszy? (por. Mt 10,28). Dzisiejsza Ewangelia to lustro dla naszego świata. Żyjemy w czasach, gdy bardziej interesuje nas wartość konta niż wartość duszy. Potrafimy godzinami śledzić notowania giełdowe, ale nie znajdujemy dziesięciu minut na modlitwę. Inwestujemy w domy, samochody, wakacje, a nie inwestujemy w miłość, przebaczenie, relację z Bogiem.
Nie chodzi o to, że bogactwo samo w sobie jest złe. Pismo Święte nie potępia bogactwa. Abraham był bogaty (por. Rdz 13,2). Józef z Arymatei, który złożył ciało Jezusa w grobie, był człowiekiem zamożnym (por. Mt 27,57). Ale oni wiedzieli, że bogactwo to narzędzie, a nie cel. W pracy i zdobywaniu środków do życia trzeba zachować złoty środek (por. Prz 30,8-9) i wiedzieć, co w hierarchii wartości powinno być na pierwszym miejscu (por. Mt 6,33).
Bogactwo nie jest grzechem. Grzechem jest chciwość, egoizm, pycha i brak wdzięczności. Bogacz z przypowieści nie zgrzeszył tym, że jego pole wydało plon, ale tym, że wszystko zatrzymał dla siebie. Nie myślał o innych, nie dziękował Bogu, tylko powtarzał: „Moje plony, moje spichlerze, moje dobra” (Łk 12,18). Wszystko kręciło się wokół niego. Na nagrobku pewnego człowieka napisano kiedyś: „Co miałem – straciłem. Co dałem Bogu – zabrałem ze sobą”.
I to jest cała mądrość życia.
Niech każdy z nas zapyta dziś samego siebie: Co robię z czasem, który daje mi Bóg? Czy inwestuję w to, co nie przemija? (por. 1 Tm 6,17-19). Gdyby dziś zażądano mojej duszy – czy mam co zabrać do nieba?
Powiedzmy sobie wprost: wszyscy umrzemy (por. Hbr 9,27). Nikt z nas nie uniknie tego momentu. A kiedy nadejdzie, nie będzie miało znaczenia, czy jadłeś chleb z masłem, czy z kawiorem. Liczyć się będzie tylko to, czy jesteś bogaty w miłość, w przebaczenie, w wiarę (por. Ga 5,6; Mt 25,31–46). Bo to są skarby, które możesz zabrać ze sobą.
Możesz kupić lekarstwa, ale nie zdrowie.
Możesz kupić dom, ale nie rodzinę.
Możesz żyć z kimś pod jednym dachem, ale nie mieć z nim miłości.
Możesz mieć książki, ale nie mądrość.
Luksusowy pokój, ale nie spokojny sen.
Luksusowy grób, ale nie życie wieczne.
Dlatego bądźmy bogaci przed Bogiem (Łk 12,21).
Inwestujmy w niebo – ono nie zbankrutuje. Amen.