BOLESNE ROCZNICE NASZEGO NARODU

 

81 ROCZNICA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO I RZEŹ WOLI

Warszawa. Ludność cywilna Woli prowadzona przez Niemców ulicą Wolską, przypuszczalnie w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. podczas tzw. Rzezi Woli. Fot. Bundesarchiv. Źródło: Wikimedia Commons

Między 5 a 7 sierpnia 1944 r. na ulicach, w podwórzach, domach, fabrykach i szpitalach Woli doszło do bezprzykładnej w dziejach II wojny światowej, zorganizowanej masakry ludności cywilnej. Akcja wyniszczania miasta była odpowiedzią na wybuch Powstania Warszawskiego, ale jej przyczyny tkwią w ideologii niemieckiego nazizmu. Wieczorem 1 sierpnia 1944 r. wieść o wybuchu powstania w Warszawie dotarła do Berlina. O tym wydarzeniu poinformował Hitlera Reichsführer SS Heinrich Himmler: „Powiedziałem: Mein Führer, moment jest niesympatyczny. Z punktu widzenia historycznego jest jednak błogosławieństwem, że ci Polacy to robią. W ciągu pięciu–sześciu tygodni pokonamy ich. Ale wtedy Warszawa – stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu Polaków – będzie starta. Tego narodu, którzy od siedmiuset lat blokuje nam Wschód i od pierwszej bitwy pod Tannenbergiem ciągle nam staje na drodze. Wtedy polski problem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas – nie będzie dłużej żadnym wielkim problemem historycznym”. 

XVIII NIEDZIELA ZWYKŁA

Firma w podziale majątku – co z wartościami niematerialnymi, klientami i długami? - Adwokat Łukasz Oleś

Dzisiejsza Ewangelia to jak cios w samo serce naszej współczesnej mentalności. Oto przychodzi do Jezusa człowiek i mówi: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby podzielił się ze mną spadkiem” (Łk 12,13). Czyli już wtedy ludzie potrafili się pokłócić o majątek… Nic nowego. Znamy to aż za dobrze – iluż to braci, sióstr, kuzynów i przyjaciół poróżniło się o kawałek pola, o dom po rodzicach, o parę złotych ze spadku?

A Jezus – zamiast wejść w rolę sędziego rodzinnego – odpowiada: „Uważajcie, strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie zależy od jego mienia” (Łk 12,15). I dodaje przypowieść o bogaczu, który miał tyle zboża, że już nie wiedział, gdzie je pomieścić. „Zburzę spichlerze, zbuduję większe. Potem powiem duszy mojej: Masz wielkie zasoby dóbr na długie lata; odpoczywaj, jedz, pij i używaj życia” (Łk 12,18-19). Tylko że Pan Bóg mu na to odpowiada: „Głupcze! Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy. Komu przypadnie to, co nagromadziłeś?” (Łk 12,20). Drodzy! Powiedzmy to sobie szczerze: to nie jest przypowieść o kimś z dawnych czasów. To przypowieść o nas. Spójrzmy na nasze życie. Ileż mamy zapału do spraw ziemskich! Ludzie potrafią pracować od świtu do nocy, brać nadgodziny, dodatkowe zlecenia – byle tylko mieć więcej. Dom musi być większy niż sąsiada, samochód lepszy niż szwagra, wakacje bardziej egzotyczne niż te znajomych z Facebooka.

I wiecie, co w tym najtragiczniejsze? Że naprawdę wierzymy, iż to wszystko da nam szczęście. Gromadzimy, gromadzimy, gromadzimy… A potem nagle przychodzi śmierć. I wtedy okazuje się, że trumna nie ma kieszeni.

To aż banalne, a jednak prawdziwe. Trumna nie ma kieszeni, nie ma sejfu, nie ma miejsca na kartę kredytową ani kluczyki do nowego SUV-a. Wszystko zostaje na ziemi. Kiedyś ktoś żartował: „Najbogatszy człowiek na cmentarzu… nadal jest martwy”. I ma tyle samo jak ten, który za życia miał niewiele. Gdybyśmy choć ułamek tego wysiłku, który wkładamy w sprawy materialne, włożyli w troskę o duszę… Gdybyśmy z taką samą energią, z jaką biegniemy za pieniędzmi, biegli za Bogiem – to każdy z nas byłby świętym!

Ale nie. Na modlitwę nie mamy czasu. Spowiedź odkładamy „na później”. Na niedzielną Mszę Świętą zawsze znajdzie się jakaś wymówka: bo pada, bo za gorąco, bo dziecko ma katar… A na serial jest czas. Na Facebooka jest czas. Na kolejny weekend nad jeziorem – też czas się znajdzie. Tylko warto postawić sobie pytanie: A jeśli Bóg powie ci to, co usłyszał bogacz w Ewangelii? „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy” (Łk 12,20) – co wtedy Mu odpowiesz?

Dzisiejszy świat troszczy się o wszystko: o zdrową dietę, suplementy, siłownię, stan konta, ubezpieczenia na życie, dom, samochód… Troszczymy się o wszystko – tylko nie o niebo. A przecież nasze życie na ziemi to jak krótki sen (por. Hi 14,1-2; Ps 90,5-6). Jeden moment – i budzisz się po drugiej stronie. I co wtedy?

Ktoś powie: „Mam piękny ogród” – ale po śmierci go nie skosisz.

Ktoś inny: „Miałem super samochód” – ale w niebie nie ma autostrad.

Jeszcze inny: „Miałem złoto, dolary, euro!” – ale w niebie nie ma kantorów.

Zwróćmy uwagę na jedno: to sam Bóg w Ewangelii mówi: „Głupcze!” – a przecież Bóg zwykle nie obraża ludzi. Jezus bardzo rzadko używał takich słów, ale tu – wobec ślepego materializmu – czyni wyjątek. Dlaczego? Bo to właśnie ci, którzy żyją tylko dla tego świata, zapominając o wieczności, są w oczach Boga prawdziwie ubodzy duchem (por. Mt 6,19–21; Mt 16,26).

Ilu ludzi wokół nas planuje dokładnie, co zrobić z pieniędzmi, a nie potrafi zaplanować spowiedzi? Ilu bardziej boi się straty majątku niż straty duszy? (por. Mt 10,28). Dzisiejsza Ewangelia to lustro dla naszego świata. Żyjemy w czasach, gdy bardziej interesuje nas wartość konta niż wartość duszy. Potrafimy godzinami śledzić notowania giełdowe, ale nie znajdujemy dziesięciu minut na modlitwę. Inwestujemy w domy, samochody, wakacje, a nie inwestujemy w miłość, przebaczenie, relację z Bogiem.

Nie chodzi o to, że bogactwo samo w sobie jest złe. Pismo Święte nie potępia bogactwa. Abraham był bogaty (por. Rdz 13,2). Józef z Arymatei, który złożył ciało Jezusa w grobie, był człowiekiem zamożnym (por. Mt 27,57). Ale oni wiedzieli, że bogactwo to narzędzie, a nie cel. W pracy i zdobywaniu środków do życia trzeba zachować złoty środek (por. Prz 30,8-9) i wiedzieć, co w hierarchii wartości powinno być na pierwszym miejscu (por. Mt 6,33).

Bogactwo nie jest grzechem. Grzechem jest chciwość, egoizm, pycha i brak wdzięczności. Bogacz z przypowieści nie zgrzeszył tym, że jego pole wydało plon, ale tym, że wszystko zatrzymał dla siebie. Nie myślał o innych, nie dziękował Bogu, tylko powtarzał: „Moje plony, moje spichlerze, moje dobra” (Łk 12,18). Wszystko kręciło się wokół niego. Na nagrobku pewnego człowieka napisano kiedyś: „Co miałem – straciłem. Co dałem Bogu – zabrałem ze sobą”.

I to jest cała mądrość życia.

Niech każdy z nas zapyta dziś samego siebie: Co robię z czasem, który daje mi Bóg? Czy inwestuję w to, co nie przemija? (por. 1 Tm 6,17-19). Gdyby dziś zażądano mojej duszy – czy mam co zabrać do nieba?

Powiedzmy sobie wprost: wszyscy umrzemy (por. Hbr 9,27). Nikt z nas nie uniknie tego momentu. A kiedy nadejdzie, nie będzie miało znaczenia, czy jadłeś chleb z masłem, czy z kawiorem. Liczyć się będzie tylko to, czy jesteś bogaty w miłość, w przebaczenie, w wiarę (por. Ga 5,6; Mt 25,31–46). Bo to są skarby, które możesz zabrać ze sobą.

Możesz kupić lekarstwa, ale nie zdrowie.

Możesz kupić dom, ale nie rodzinę.

Możesz żyć z kimś pod jednym dachem, ale nie mieć z nim miłości.

Możesz mieć książki, ale nie mądrość.

Luksusowy pokój, ale nie spokojny sen.

Luksusowy grób, ale nie życie wieczne.

Dlatego bądźmy bogaci przed Bogiem (Łk 12,21).

Inwestujmy w niebo – ono nie zbankrutuje. Amen.

XVII NIEDZIELA ZWYKŁA

W naszej codzienności możemy przyjmować różne postawy wobec tych, którzy wobec nas zawinili. Najczęściej domagamy się sprawiedliwości, a czasem nawet zemsty. Jezus jednak wielokrotnie pokazuje, że nie tak powinno być. Również w historii starotestamentalnej, choć Bóg często przedstawiany jest jako gniewający się i wymierzający sprawiedliwość, odnajdujemy pokrzepiające orędzie o Jego miłosierdziu.

Dzisiejsze Słowo Boże bardzo mocno ukazuje te przymioty Boga, które powinny charakteryzować nas, chrześcijan: miłosierdzie i łaskawość. Dla nas może nie jest to łatwe, ale też nie jest niemożliwe do wprowadzenia w życie. Otrzymujemy również podpowiedź, jak powinna wyglądać nasza modlitwa. Zastanówmy się zatem, jakie wskazówki płyną dziś dla nas ze Słowa Bożego.

Spójrzmy na historię przedstawioną w dzisiejszym czytaniu z Księgi Rodzaju. Sodoma – miasto, którego sytuacja mogłaby wywołać powiedzenie: „Widzisz, Boże, i nie grzmisz”. Bóg, słysząc skargi na mieszkańców, zamierza interweniować, być może wymierzając karę. Abraham jednak wstawia się za Sodomą, argumentując, że sprawiedliwi nie zasługują na taką samą karę jak bezbożni. W tej sytuacji możemy poznać nie tylko sprawiedliwość, ale i miłosierdzie Boga.

W jaki sposób rozmowa Abrahama z Bogiem może być dla nas inspiracją? Warto spojrzeć na nasze codzienne życie. Czym jest modlitwa, jeśli nie spotkaniem z Bogiem, rozmową z Nim? Tę sytuację również można nazwać modlitwą. Często modlimy się, wypowiadając znane nam dobrze formuły. Nie ma w tym nic złego. Jednak modlitwa jest najpełniejsza wtedy, gdy jest szczera i płynie prosto z serca. Czasem warto nawet „pokłócić się” z Bogiem, jak Abraham. Zastanawiasz się, dlaczego spotyka cię taka czy inna sytuacja? Powiedz o tym Panu Bogu w modlitwie, porozmawiaj z Nim.

Abraham pokazuje nam również, czym jest modlitwa wstawiennicza – to prośba o potrzebne łaski dla osoby, na której dobru nam zależy. Może masz już doświadczenie takiej modlitwy? To właśnie w niej można szczególnie doświadczyć działania Bożej łaskawości i miłosierdzia. Inicjatywa jednak zawsze należy do Boga. To On wychodzi na spotkanie z człowiekiem, a od naszej odpowiedzi zależy, jak to spotkanie przebiegnie.

To Bóg daje nam samego siebie i pragnie nas obdarowywać swoimi łaskami. Gdy małe dziecko przychodzi z ufnością do rodziców, prosząc o to, czego potrzebuje, to nie dlatego, że samo sobie to wymyśliło, lecz dlatego, że rodzice troszczą się o nie i budują w nim postawę zaufania. Podobnie jest z Bogiem – On jest naszym dobrym Ojcem i chce dawać nam to, czego naprawdę potrzebujemy. Jezus trafnie tłumaczy to swoim uczniom, którzy proszą Go, aby nauczył ich modlitwy. Przyjaciele pomagają sobie wzajemnie, bo jednemu zależy na dobru drugiego.

Czego jeszcze uczy nas dzisiejsze Słowo Boże? W Ewangelii Jezus podaje przykład doskonałej modlitwy. Aby taka była, powinna zawierać prośbę o to, co rzeczywiście służy naszemu dobru i dobru innych. Co więcej – gdy wytrwale prosimy, otrzymujemy niezbędne łaski, nawet jeśli sami czujemy, że na nie nie zasługujemy. Czyż to nie jest piękne?

Któż z nas, jedynie o własnych siłach, potrafiłby dźwignąć się z grzechu? Potrzebne siły otrzymujemy dzięki sakramentowi pokuty i pojednania. Największym darem i umocnieniem na naszej drodze wiary jest Eucharystia – Msza Święta. To tutaj Bóg w sposób szczególny przychodzi do człowieka. To tutaj słyszymy o Jego miłości i łaskawości, a nawet możemy jej doświadczyć. Czyż to nie jest piękne?

Dziękujmy Bogu, że przychodzi do naszego życia, że pragnie nas obdarzyć tym, czego naprawdę potrzebujemy, i w ten sposób objawia swoją łaskę – nawet wtedy, gdy po ludzku czujemy się niegodni Jego miłości.

Wołajmy dziś z ufnością: „Panie, naucz nas się modlić!” (Łk 11,1). Niech Duch Święty rozpali w nas pragnienie modlitwy, uzdolni do wytrwałości i umocni nas w naszej pielgrzymce wiary.

Niech słowa Jezusa „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7,7), będą dla nas codziennym zaproszeniem do żywej i ufnej relacji z Bogiem. Amen.

XVI NIEDZIELA ZWYKŁA

Niech to, co każdy złożył na chwałę Twojego majestatu, posłuży wszystkim do zbawienia (Z modlitwy nad darami z XVI niedzieli zwykłej)

Pewnie wszyscy wiemy, co kapłan robi po przygotowaniu darów, kiedy ułoży już na ołtarzu chleb i wino. Wtedy podchodzą do niego ministranci z wodą i ręczniczkiem, a on obmywa ręce, wypowiadając słowa modlitwy: Obmyj mnie, Panie, z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego.

Jest to echo starożytnego obrzędu przyjmowania przez kapłana darów, które każdy uczestnik Mszy Świętej przynosił i składał na jego ręce, aby potem służyły dobru wszystkich, a szczególnie najbardziej potrzebujących. Tych darów było wiele i były różnorodne, dlatego kapłan obmywał ręce, by z czystymi dłońmi sprawować Najświętszą Ofiarę.

Dziś pozostał nam z tego jedynie symbol, a nasze dary składamy do koszyczka w postaci datków pieniężnych, które – wbrew powszechnym opiniom – nie są przeznaczone dla księdza, lecz na potrzeby wspólnoty Kościoła.

Już za chwilę, w modlitwie nad darami, kapłan wypowie bardzo ważne i pouczające słowa: Niech to, co każdy złożył na chwałę Twojego majestatu, posłuży wszystkim do zbawienia.

Właśnie – my również przynosimy dary na Mszę Świętą. I chcemy to sobie mocno uświadomić. Nie przychodzimy z pustymi rękami. Przychodzimy i przynosimy swój dar, który ma służyć już nie tylko potrzebom doczesnym naszych bliźnich, ale – złączony z Ofiarą Chrystusa – ma przyczyniać się do zbawienia wszystkich. To oczywiście możliwe jest jedynie dlatego, że nasze dary zostają włączone w Ofiarę Pana Jezusa, która jedyna ma moc zbawiać.

Zauważmy więc, jak wiele od nas zależy! Nasza obecność na Mszy Świętej to nie tylko spełnienie obowiązku, podtrzymanie tradycji, uspokojenie sumienia czy pokazanie innym, że „jeszcze chodzę do Kościoła”.

To powinno być realne włączenie się w dzieło zbawienia naszych sióstr i braci. Tak jak Pan Jezus, składając Ofiarę ze swego życia, dokonał naszego zbawienia – i ta Ofiara uobecnia się nieustannie w każdej Mszy Świętej – tak i my, kierując się miłością, której On nas uczy, chcemy zabiegać o zbawienie bliźnich. Czynimy to właśnie przez to, że przynosimy i składamy swój dar.

Czy jesteśmy tego świadomi? Czy tak przeżywamy każdą Mszę Świętą?

Do tego zachęca nas św. Paweł w drugim czytaniu, gdy pisze, że „dopełnia w swoim ciele braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (por. Kol 1,24).

Trzeba nam sobie przypomnieć, że Msza Święta jest przede wszystkim obdarowaniem nas przez Pana Boga. O tym mówią dzisiejsze czytania, szczególnie pierwsze i Ewangelia. Opowiadają one pozornie o prostych przejawach gościnności, ale zauważmy: ten, kto gościny udziela, zostaje ostatecznie obdarowany bardziej, niż sam ofiarował. Abraham został obdarowany upragnionym potomkiem, a Maria – choć może nieświadomie – wybrała lepszą cząstkę.

Słowo Boże i modlitwa nad darami tej niedzieli powinny nas pouczyć i zachęcić, byśmy tym chętniej korzystali z Bożych darów i – za przykładem Pana Jezusa – pragnęli „dokładać się” do zbawienia naszych bliźnich.

 

Niech każda Msza Święta będzie dla nas nie tylko miejscem obecności, ale przestrzenią świadomego daru z siebie.

Czy naprawdę wierzę, że przez mój udział i moją ofiarę Bóg może dotknąć serca drugiego człowieka?

Panie Jezu, spraw, abyśmy nie przychodzili przed Twój ołtarz z pustymi rękami. Naucz nas miłości ofiarnej – takiej, która buduje wspólnotę i współdziała z Twoją łaską w dziele zbawienia świata. Amen.

XV NIEDZIELA ZWYKŁA

Jezus – Syn Boży objawia, co czyni człowieka nieczystym (Mt ...

„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem, a swego bliźniego jak siebie samego” (Łk 10,27).

Często w potocznej rozmowie ludzie, chcąc podkreślić swoje kompetencje, mówią: „ja jako humanista” – i tu padają różne poglądy. Nie chodzi o to, by przytaczać wszystkie definicje humanizmu – historyczne czy współczesne. Dziś, w tę niedzielę, nie ma też potrzeby mówić o tym, jaką mamy wiedzę o człowieku. Warto natomiast dotknąć chrześcijańskiego sposobu bycia i działania wobec tych, których mamy na wyciągnięcie ręki.

Kto nie kocha BOGA – ten umarł, nie żyje. Kto nie kocha BLIŹNIEGO – ten umarł, nie żyje.

„Mam już swoje lata, wiele przeżyłam, czuję się doświadczoną kobietą. Mam męża, dzieci, wnuki – życie mi się udało. Z rodzeństwem zdecydowaliśmy, że to ja zaopiekuję się naszą ponad dziewięćdziesięcioletnią mamą. Choć mama ma wiele chorób, pierwsze lata były spokojne – była wdzięczna za moją troskę i opiekę. Jednak ostatni rok to tragedia. Ojcze, nie wiem, co się z nią stało – bo nigdy taka nie była. Ciągle ma do mnie pretensje, pojawiła się agresja, wyzywa mnie od najgorszych. Wszystkim dookoła mówi, że się nad nią znęcam, że jestem najgorszą córką, a nawet, że lepiej by było, gdybym się nie urodziła. Nie tylko mi wstyd wobec rodziny czy sąsiadów za te słowa, ale przede wszystkim jest mi wewnętrznie przykro – mam żal, boli mnie to. Przecież na to nie zasłużyłam. Nie wiem, co mam robić. Jest jeszcze w miarę sprawna, ale do kościoła już nie chce chodzić, tym bardziej spotkać się z księdzem. Co ojciec doradzi? Bo ja już nie mam sił. Tylko Bóg może coś zdziałać, może przemieni jej serce”.

To była długa i trudna rozmowa z tą starszą kobietą. Pojawiły się ostre słowa, a potem łzy – bo ona tego naprawdę nie chciała. Wszystko zakończyło się sakramentami. Ożyła relacja miłości w tej rodzinie. Śmierć między mamą a córką została wreszcie pokonana. Miłość do Boga otworzyła w nich miłość ku sobie.

Dzisiejszą przypowieść o miłosiernym Samarytaninie tak naprawdę tylko Jezus mógł opowiedzieć. Bo tylko On w pełni doświadczył, co znaczy kochać bliźniego: „CAŁYM sercem,  CAŁĄ duszą, CAŁĄ mocą, CAŁYM umysłem” (por. Łk 10,27) – aż po krzyż. I dziś mówi do ciebie: „Idź i ty czyń podobnie” (Łk 10,37). Kochaj Boga i bliźniego w ten właśnie sposób.