URUCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH

Uroczystość Wszystkich Świętych | św. Wawrzyniec

„Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” (Ap 7,13)

Spoglądamy na rzesze świętych wypełniających niebo, tych, którzy w swoim życiu zrealizowali również nasze ukryte pragnienia i tęsknoty.

Spoglądanie ku górze każe nam oderwać się od ziemi, od naszych codziennych zajęć i popatrzeć na świat i życie z Bożej perspektywy, Bożymi oczami. Podnosimy wzrok ku górze, ku niebu, aby zobaczyć wielki orszak świętych, ubranych w białe szaty i nagrodą w dłoniach. Oni ukończyli swój bieg i osiągnęli cel. Oczyszczeni z wszelkiej zmazy i niedoskonałości stoją przed Bogiem, który przygarnia ich jako swoje dzieci. Ociera wszelką łzę i uwalnia od trosk i lęków. Odtąd żyją już samym Bogiem, dzielą z Nim szczęście i radość, cieszą się pokojem. Bóg nagrodził ich za to, że Go wytrwale szukali, że wiernie trwali przy dobrym, przy Nim, że nieustannie do Niego wracali. Ufali mu, wierzyli i miłowali ponad wszystko. W końcu On sam się stał dla nich nagrodą. On sam – Nieskończony, Miłujący, Święty.

Kim byli? Jan Paweł II, ks. Jerzy Popiełuszko, o. Maksymilian Kolbe, Edyta Stein, Siostra Faustyna, Matka Teresa z Kalkuty…

Kim byli? Ludźmi całkowicie podobnymi do nas: mężczyznami, kobietami, dziećmi; pochodzącymi z różnych narodowości, żyjącymi w różnych czasach, wypełniającymi różne powołania. Wyrośli na tej ziemi. Ktoś powiedział:

„Święci: przeźroczyste kryształy – skupiające w sobie światło, które nie jest z tej ziemi”.

Byli jednak ulepieni z kruchej ziemskiej gliny, dotknięci też ludzką słabością… Dlatego spoglądamy dziś na rzesze świętych wypełniających niebo, ale spoglądamy, stojąc na ziemi, na ziemi, na której oni wyrastali i nieustannie wyrastają. Dzisiejsza uroczystość jest świętem tych wszystkich, którzy związani są z walką o dobro, z walką przeciwko złu. Oni przeszli zwycięsko ten bój; my nadal codziennie w nim uczestniczymy. Uczestniczymy w nim przez naszą pracę, nasze zmagania i cierpienia. Zanim ziarno dojrzeje, musi być otoczone plewami. Zanim złoto się wytopi i oczyści, musi w ogniu zostać oddzielone od żużla. Takie jest prawo życia na ziemi. Świętość krystalizuje, tworzy się w sąsiedztwie niebezpieczeństwa grzechu. Pszenica dojrzewa z chwastem.

Spoglądamy dziś na rzesze świętych wypełniających niebo. Dlaczego im się przyglądamy? Dlaczego jest to ważne: im się przyglądać, na nich patrzeć? Ponieważ potrzebujemy ich dla naszego życia. Chcemy poznać tajemnicę bycia tu na ziemi, chcemy zrozumieć sens życia, drogę wyprowadzającą z ciemności grzechu i prowadzącą do Chrystusa. Czasem nie radzimy sobie sami w życiu. I dlatego podpatrujemy życie świętych. Chcemy wiedzieć, jak oni poradzili sobie z tajemnicą, jaką jest życie człowieka. Chcemy wiedzieć, jak wyrwać się z naszych zniewoleń, grzechu, strachu, zwątpienia. Jak odnaleźć sens naszej pracy, poświęcenia się dla innych (choćby rodziców dla dzieci, chociaż wydaje się, że one na to nie zasługują), jak odnaleźć sens naszego otwarcia się na drugich, chociaż ci unikają naszego wzroku. Jak odnaleźć siebie w Kościele, we wierze. Święci to niekończąca się galeria najrozmaitszych form realizacji powołania i sposobów życia. Matki, która płacze, ojca, który nie wierzy w siebie, dziewczyny, chłopaka, którym wydaje się, że wszystko obróciło się przeciwko nim, ludzi, którzy mocą Bożej miłości i wiary odważnie potrafili przemienić wszelką słabość w potężna moc, niszczące zło w twórczą dobroć, kłamstwo w światło prawdy, a nienawiść w piękną miłość.

Słysząc słowo „świętość” wielu ludzi się uśmiecha i mówi: To nie dla mnie. To mnie nie interesuje.

Ludzie chcą być wolni, wolni nawet od Boga. Chcą zakosztować wszystkich smaków życia. Chcą posiadać wszystko, co oferuje dzisiejszy świat. Chcą być jedynym panem swego życia. Chciałoby się jednak delikatnie zapytać: Na co się zda to wszelkie posiadanie, wielka wiedza, skoro gubi ona samego człowieka? Bo tak naprawdę to błogosławieni, to ubodzy, cisi, miłosierni, pokornego serca – oni są szczęśliwi, bo przynależą nie do siebie, nie do tej ziemi, lecz są w ramionach kochającego Ojca.

Istnieją nie tylko czyny, ale także słowa, które są w stanie przemieniać świat. Nie są wcale głośne. Są to słowa przemieniające serce człowieka. Do nich należą słowa ośmiu błogosławieństw wypowiedziane na górze. Słowa te znalazły drogę do szukającego człowieka. Przez całe wieki historii nie straciły nic na swojej mocy. Docierają w głąb naszego serca, przenikają dusze, pocieszają i wprowadzają niejako w inny świat. Świat szukany przez wielu, świat marzeń i pocieszenia w trudzie życia. Zbierają w sobie wszystko, czego sobie najbardziej skrycie życzymy.

Trzeba kiedyś odkryć smak wolności, który niosą te słowa i usłyszeć pragnienia serca. Wszyscy jesteśmy powołani przez Boga, aby być świętymi. „Bądźcie święci, bo ja jestem święty” (Kpł 11,45). Nie bój się dziś popatrzeć z tęsknotą ku górze… Oni ukończyli bieg i osiągnęli cel. Odtąd żyją już samym Bogiem. Bóg ich nagrodził. Z tobą też Bóg chce się podzielić radością.

XXX NIEDZIELA ZWYKŁA

Bartymeusz – człowiek, który nie doceniał siebie ...

Przekonujemy się wielokrotnie, jak wspaniałym darem jest nasza zdolność widzenia i dobry wzrok. Dzięki oczom możemy dostrzegać światło, rozróżniać kolory, dostrzegać piękno kwiatów, rozpoznawać ludzi. Jednak nasze oczy nie mogą zobaczyć wszystkiego.

„Oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. To, co najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu” – powiedział lis do Małego Księcia (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę). Rzeczywiście, pomimo różnych technicznych i technologicznych pomocy często widzimy rzeczy jedynie z zewnątrz, nie pojmując tego co jest wewnątrz.

Niewidomy Bartymeusz, bohater dzisiejszej Ewangelii, żyje w wiecznej nocy, pozbawiony światła, kolorów i obrazów. Zarabia na życie, żebrząc przy drodze z Jerycha do Jerozolimy. W trakcie kolejnego dnia swojego trudnego życia słyszy, że nadchodzi Jezus wraz z uczniami.

Bartymeusz dobrze wie, że jest niewidomy. Ale oczami swego serca zdaje się rozumieć, kim jest Ten, który się zbliża. Z pewnością wiele razy słyszał już o Jezusie z Nazaretu, który ma moc uzdrawiania. Z pewnością pragnął Go spotkać i przedstawić Mu swoją prośbę. Nazywa Jezusa Synem Dawida, rozpoznaje więc w Nim zapowiadanego Mesjasza Wybawcę. Dlatego głośno woła i prosi: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” (Mk 10, 47). Nie pozwala się zatrzymać ludziom będącym w pobliżu i woła jeszcze głośniej. Zrzuca nawet płaszcz, który miał na sobie, aby tylko szybciej znaleźć się w pobliżu Jezusa i prosić Go o przywrócenie wzroku. Jezus wysłuchuje jego prośby widząc jego wiarę. Uzdrawia go przywracając mu zdolność widzenia.

Postawa Bartymeusza uczy nas, że głębsze widzenie świata i naszego życia rozpoczyna się wraz z pragnieniem spotkania Jezusa i otwarcia przed Nim naszego serca.

Zauważamy jednak w obecnej rzeczywistości, że wielu współczesnych ludzi, którzy uważają się za spełnionych, nie chce wychodzić na spotkanie Jezusa i prosić o Jego miłosierdzie. Ci, którzy są zadowoleni ze swojej własnej perspektywy i myślą, że przejrzeli wszystko, świat, ludzi i życie, nie potrzebują Jezusa i pozostają w swoim zaślepieniu. Często żyją na powierzchni, nie zastanawiając się nad głębszym sensem rzeczywistości współczesnego świata i swojego życia, nie pytając o jej ostateczny sens. Nie rozumieją jej, bo nie patrzą na nią oczami serca i w świetle wiary. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę).

Na początku potrzebne jest nasze szczere przyznanie się, że w naszym życiu potrzeba czegoś więcej niż tylko jedzenia, picia i zabawy. Potrzebujemy szczere przyznać się, że: Nasza wiedza wymaga większego światła, niż sami możemy znaleźć. Nasza wola potrzebuje więcej bodźców niż te, które sami jesteśmy w stanie wytworzyć. Nasza miłość potrzebuje więcej siły, niż sami posiadamy. Nasze działania wywołują większe poczucie winy, niż jesteśmy w stanie zrekompensować. Dopiero wtedy może zrodzić się wołanie: „Panie, ulituj się nade mną!” (Mk 10, 47).

Jest to stare zawołanie, które Kościół powtarza w czasie Eucharystii jako „Kyrie eleison” (Panie, zmiłuj się!). U Bartymeusza, podobnie jak w czasie liturgii, ta prośba jest jednocześnie wyznaniem wiary w Jezusa. Jest to wołanie człowieka, który wie, że sama z siebie nie jest w stanie się uzdrowić. Jest to modlitwa, która pokazuje, że potrzebujemy uzdrawiającej mocy Jezusa.

Jezus zmiłował się nad Bartymeuszem widząc jego wiarę i otwarte serce. Przywrócił mu wzrok. Ale ta zdolność widzenia, którą otrzymał w darze od Jezusa, pozwoliła mu też widzieć głębiej. Ewangelista pisze, że Bartymeusz „przejrzał i szedł za Nim drogą” (Mk 10, 52). Oznacza to, że został uczniem Jezusa i towarzyszył Mu w drodze do Jerozolimy i na Golgotę. Tylko ten, kto pozwala Jezusowi uwolnić się od własnego zaślepienia, może zrozumieć Jezusa i pójść Jego drogą na Golgotę. Ten, kto wierzy, widzi więcej niż ten, kto nie wierzy. Przed tym, kto wierzy, otwiera się przed nim szerzej Boża rzeczywistość – dostrzega, że dobry Bóg wszystko stworzył, kocha człowieka i posłał swego Syna, aby objawić, ukazać nam swoją miłość i powołać nas do doskonałości w swoim królestwie.

Prawdziwy cud dokonuje się wtedy, gdy w odpowiedzi na naszą prośbę Jezus pozwala nam głębiej widzieć samych siebie – nasze mocne-dobre strony i słabości, naszą potrzebę zbawienia i powołania do doskonałości razem z Nim. W tym świetle wiary radość i cierpienie, młodość, starość i śmierć zyskują nowe znaczenie jako droga za Jezusem do domu Ojca.

Niech dzisiejsze słowa Bartymeusza „Jezusie…, ulituj się nade mną” (Mk 10, 47) staną się również dla nas modlitwą o dar uzdrowienia naszego serca z duchowej ślepoty. Niech będą prośbą o ożywienie naszej wiary i głębsze widzenie otaczającej nas rzeczywistości. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu” (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę).

XXIX NIEDZIELA ZWYKŁA

20.10 – 29. Niedziela zwykła - KERYGMA - katecheza w Sieci

Pragnienie bycia znanym i cenionym wydaje się dobrym, motywującym bodźcem w życiu człowieka. Jednak uważna lektura historii świata i ludzi pokazuje, że ten bodziec ma swoją ciemną stronę, gdy przekształca życie jednostki – konkretnego człowieka w walkę o władzę, wpływy, pozycję, supremację i wielkość.

Niektórzy ludzie, a nawet narody czy miejsca, mają przy swoich imionach lub nazwach określenia takie jak „wspaniały” czy „wielki”. Przykłady to:

Aleksander Wielki,
Wielka Brytania,
Wielkie Cesarstwo Rzymskie,
Wielki Mur Chiński.

Pragnienie wyróżnienia się i bycia kimś kształtuje nas od najmłodszych lat, kiedy angażujemy się w różne konkursy, zabawy i wyścigi. Wraz z upływem lat coraz częściej mierzymy się z rywalizacją i konkurencją, a także mamy coraz więcej pragnień, marzeń, planów i ambicji.

Dwaj bracia, Jakub i Jan, przychodzą w dzisiejszej Ewangelii z prośbą do Jezusa. Chcieli zająć znaczące miejsce w nowej rzeczywistości, którą Jezus nazywał Królestwem Bożym. Prawdopodobnie nie spodziewali się, że drogą do wielkości okaże się służba innym.

Cóż to za dziwna filozofia – osiągnąć wyższą pozycję w życiu poprzez posługę innym! Wydaje się to nierealne. Kto odniósł życiowy sukces, będąc drugim, a nawet ostatnim, w różnych aspektach życia?

Przyszedłem nie po to, by Mi służono, ale by służyć (Mk 10, 45) – taką wizję drogi do osobistej wielkości proponuje Jezus. To drogowskaz dla wszystkich Jego naśladowców. Taka postawa, oddanie siebie, swoich zdolności i czasu na rzecz innych, bez szukania innej nagrody niż świadomość, że jest to warte trudu, jest jednym z ideałów, które kreśli Jezus.

W dzisiejszym społeczeństwie napędzanym technologią komputery i inne urządzenia oferują nam drogi na skróty, które często wybieramy nie tylko w sferze technologii, ale i w życiu. Ludzie chcą wznieść się na wyżyny bez mozolnego wspinania się po drabinie; chcą dostać się do Ziemi Obiecanej bez przechodzenia przez pustynię; chcą nosić koronę bez noszenia krzyża.

Mahatma Gandhi podsumował to dążenie w siedmiu grzechach głównych współczesnego świata:

  1. Bogactwo bez pracy.
  2. Przyjemność bez sumienia.
  3. Nauka bez człowieczeństwa.
  4. Wiedza bez charakteru.
  5. Polityka bez zasad.
  6. Handel bez moralności.
  7. Religia bez poświęcenia.

Nie wiecie, o co prosicie (Mk 10, 38) – ostrzega Jezus Jakuba i Jana. Prosili o zaszczytne miejsca w Królestwie, a wyprosili sobie krzyż. Jakub zginie ścięty mieczem Heroda Agrypy I, jako pierwszy męczennik spośród apostołów. Jego brat Jan przeżyje długie, choć trudne życie. Tradycja mówi, że i on nie uniknął prześladowań, tortur, a w końcu wygnania.

 

Czy otrzymali zaszczytne miejsca, o które prosili? Nie ma sensu spekulować na temat nagrody w niebie – miejsca tam są przydzielane przez Ojca. Wielkości nie osiąga się przez prośbę czy protekcję. Jezus mówi jasno: Kto chciałby być wielki między wami, niech będzie sługą waszym (Mk 10, 43).

Schodami do nieba jest służba, bycie dla drugich. A gdy marzymy o wielkich rzeczach, idźmy do Jezusa. Niech On sam oceni, co z tego może się udać. Może nie od razu miejsca po prawej i lewej stronie tronu, ale coś prostszego: piękne, wartościowe życie, bliskie Bogu i pożyteczne dla innych.

15 X DZIEŃ DZIECKA UTRACONEGO

15 października 2024 Dzień Dziecka Utraconego | Poroniłam.pl

Dzień Dziecka Utraconego

Msza Święta: 15 października w wtorek 17.17 modlitwa różańcowa a Msza Św. o godzinie 18.00. Będziemy się modlić w intencji rodzin, które utraciły dzieci.

Dlaczego 15 października?

Bo tyle trwa ciąża począwszy od 1 stycznia. Dlaczego jest tak ważny? Bo nie ma chyba rodziny, w której nie zdarzyłoby się to nieszczęście, polegające na tym, że to rodzice odprowadzają swoje dzieci do bram wieczności a nie dzieci rodziców.

Świat staje do góry nogami i wszystko ulega przewartościowaniu.

„Czas leczy rany” … taki banał często powtarza się osobom, którym zmarło dziecko. Ma to być pocieszenie, a wychodzi zupełnie odwrotnie. Zamiast powtarzania słów, które nic nie wnoszą, lepsze jest milczenie, uścisk dłoni, przytulenie, ciepłe spojrzenie, współczujący uśmiech, a przede wszystkim modlitwa. Nie ma na to żadnej reguły, choć psychologia podaje ich mnóstwo. Wszystko jednak zależy od relacji osobowej z drugim człowiekiem i wyczucia, co najlepiej w danym momencie zrobić.

Jedno jest pewne. Są osoby, u których nagle wybucha rozpacz po stracie dziecka – gdzieś wcześniej zduszona – po dwudziestu, trzydziestu latach po jego śmierci, a są również takie, które już po roku od dramatycznego zdarzenia, po przebyciu okresu żałoby są w stanie pożegnać dziecko, pogodzić się z tym faktem i zupełnie normalnie funkcjonować.

Często słyszy się „minie parę lat, zapomnisz”. A zapomnienie to nie jest uleczenie. Kiedy się o czymś „zapomina” to zawsze może się również przypomnieć i to niewiadomo w jakim niespodziewanym momencie. Poza tym czas nie jest osobą. Jak bardzo potrzebne nam są konkretne Osoby do pomocy w różnych trudnych momentach naszego życia – wszyscy dobrze wiedzą. A więc czas odpada. Wraz z „czasem” możemy powiedzieć „jakoś to będzie”. My jednak nie chcemy żeby „jakoś to było” – chcemy prawdziwego, rzeczywistego uleczenia a potem życia w całkowitym zdrowiu. A zatem czas nie przyjdzie do nas, żeby nas przytulić kiedy płaczemy, żeby wesprzeć życzliwym słowem, kiedy stoimy na krawędzi. Czas z nami nie będzie kiedy płaczemy, bo czas ucieka, ciągle jest go za mało. A my, kiedy cierpimy chcemy się zatrzymać. Często rodzice po stracie opowiadając o okolicznościach w jakich doszło do wypadku lub innego tragicznego zdarzenia mówią „moje dziecko nie żyje … dla mnie czas się zatrzymał, ale świat gna dalej na oślep.”.

Zamiast wszelkich nietrafionych pocieszeń, rodzice po stracie dziecka proszą o modlitwę, a Dzień Dziecka Utraconego jest między innymi po to, aby o tym przypomnieć naszym rodzinom, przyjaciołom, znajomym.

DZIEŃ EDUKACJI NARODOWEJ 2024

Jezus Chrystus Nauczyciel Ikona W St Constanstine I Helena ...

Dzień Edukacji Narodowej. Świętują nauczyciele, katecheci, pedagodzy i wychowawcy

Modlitwa za nauczycieli

Spis modlitw za nauczycieli pracowników oświaty

Modlitwa za nauczycieli

Ojcze niebieski! któryś nie puścił samego człowieka na ten padół płaczu, aleś mu przydał niewidzialnie Anioła Stróża, a widzialnie powierzyłeś go rodzcom i nauczycielom; który Syna swego na świat zesłałeś, aby nas nauczył, w co wierzyć i co czynić mamy, abyśmy byli zbawieni: okaż o Boże szczególne miłosierdzie nad nauczycielami, a mianowicie nad tymi, którzy mnie nauczają (tu wymień nazwisko nauczyciela, nauczyielki lub nauczycieli, za których się modlisz). Daj im (lub jemu) zdrowie dobre, długie życie i pozwól, aby nauki, które w sercach młodzieży zaszczepiają, przynosiły obfite owoce. Zapal nasze serca, abyśmy byli posłuszni naszym nauczycielom, i nie martwili ich złemi czynami, a mianowicie nieposłuszeństwem i lenistwem. Spraw dobry Boże, abyśmy razem po zgonie osągnęli Królestwo Twoje, przez zasługi Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Modlitwa za nauczycieli za wstawiennictwem św. Jana de la Salle

Boże, Ty powołałeś świętego Jana Chrzciciela de la Salle, aby wskazywał młodzieży drogę zbawienia, wzbudź w swoim Kościele wychowawców, którzy z całym oddaniem będą wychowywać młodzież na dobrych ludzi i prawdziwych chrześcijan. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

Modlitwa za tych, którzy nas uczą

W KOŚCIELE W JABŁONNIE 17.15 RÓŻANIEC W INTENCJI NAUCZYCIELI

XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA

XXVIII Niedziela Zwykła - liturgia.wiara.pl

Myślę, że jesteśmy bardzo podobni do młodzieńca z dzisiejszej Ewangelii, który przychodzi do Jezusa i pyta: „Co mam zrobić, aby osiągnąć życie wieczne?”. Każdy z nas pragnie trafić do nieba i osiągnąć życie wieczne. Jak więc to zrobić? Jaką drogę wybrać? W naszych głowach kłębi się mnóstwo pytań i prób odpowiedzi. Nie potrzeba się głowić i zamartwiać szukając odpowiedzi, odpowiedź słyszymy w dzisiejszej Ewangelii: „Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę”. Są to drogowskazy, którymi mamy się kierować, by osiągnąć niebo.

Młodzieniec szybko odpowiada Jezusowi: „Tego wszystkiego przestrzegam od młodości”. I pewnie w tym momencie my sami zaczynamy robić refleksję nad własnym życiem: Jak to jest z moim przestrzeganiem przykazań? Jak wygląda moje życie? Możliwe, że podobnie jak ów młodzieniec stwierdzimy: „Przestrzegam tego wszystkiego od młodości”. Ale może pojawić się też pytanie: „Czego mi jeszcze brak?”.

I tak jak młodzieniec słyszymy słowa Jezusa: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!”. W tym momencie pojawia się problem – zarówno dla młodzieńca, jak i dla nas. Młodzieniec odszedł zasmucony, bo posiadał wiele majątku. Pewnie trudno było mu się z tym rozstać. Być może był przyzwyczajony do dobrego życia. Ktoś nagle mówi mu: „Rozdaj wszystko”, przecież on może ciężką pracą zdobył ten majątek, a może to była jego ojcowizna. Nie znamy jego dokładnej motywacji, ale z pewnością nie był zadowolony z odpowiedzi Jezusa.

A jak to wygląda w naszym życiu? Czy też nie posiadamy wielu rzeczy, których trudno nam byłoby się wyrzec? Czy nie mamy bogactw materialnych, pieniędzy, do których jesteśmy przywiązani? Często bogactwo zmienia nas na gorsze – „odbija nam woda sodowa”. Pieniądze stają się wyznacznikiem naszych relacji, statutu i pozycji społecznej, a także sposobu, w jaki postrzegamy innych. Ale przecież bogactwo nie definiuje naszego człowieczeństwa czy empatii. Można być biednym, a jednocześnie empatycznym i dobrym dla innych – podobnie jak można być bogatym i nie liczyć się z drugim człowiekiem.

Czy Jezus potępia bogatych lub ich bogactwo? Myślę, że nie potępia samego bogactwa, lecz przywiązanie do niego. Mówi, jak trudno ludziom bogatym wejść do Królestwa Niebieskiego: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”. Posiadanie dóbr materialnych nie jest złe, jeśli służą one dobrym celom. Można być zamożnym i dzielić się swoim majątkiem, zamiast gromadzić go wyłącznie dla siebie. Bogactwo może służyć dobrym celom – wszystko zależy od człowieka i jego decyzji. Jednak zbyt często bogactwo nas ogranicza, sprawia, że stajemy się obojętni, zamknięci, podejrzliwi.

Ilustruje to opowieść o szewcu.

Żył sobie szewc. Nie był ani bogaty, ani biedny. Żył szczęśliwie, każdy go szanował. Przez cały dzień śpiewał przy pracy. Ludzie znosili do niego buty, bo dobrze je naprawiał. Dzieci zatrzymywały się przed okienkiem jego warsztatu, gdyż zawsze chętnie z nimi rozmawiał.

Obok szewca mieszkał bardzo bogaty człowiek. Miał wspaniały dom i wielki ogród. Wszystko było otoczone wysokim murem, na bramce do jego posiadłości widniało ostrzeżenie: „Uwaga, złe psy!” Nikt nie znał tego człowieka, bo rzadko wychodził ze swego domu. Pewnego dnia ten bogaty człowiek zaprosił do siebie szewca.

– Jesteśmy od lat sąsiadami. Powinniśmy się wreszcie poznać. Chcę panu ofiarować skromny prezent! – mówił bogaty i dał szewcowi pięknie zawiniętą paczuszkę. Szewc otworzył prezent w domu i oczom nie wierzy – pełny woreczek złotych monet. Nigdy w swoim życiu nie widział naraz tylu pieniędzy! Wszystko należy do niego. Szybko zamknął okienko warsztatu, aby nikt tego nie zobaczył. Na drzwiach umieścił, że źle się czuje i nikogo dzisiaj nie przyjmie.

Patrzył na swoje złote pieniążki. Był teraz bogaty. Ile tego jest? Zabrał się do liczenia. Dotykał każdy pieniążek. Nagle ręka mu zadrżała, bo pomyślał sobie, że ktoś może go okraść.

Zakopię wszystko pod jabłonią. Nie! Schowam wszystko w poduszce. Nie! Ukryję woreczek w piwnicy. Nie! Zaniosę do komory. Nie! – nawiedzały go różne pomysły. Był bardzo niespokojny i tej nocy nie zmrużył oka.

Ludzie myśleli, że jest chory, bo zakład był zamknięty. Dzieci były smutne, bo nikt nie śpiewał. Po kilku dniach szewc nie wytrzymał nerwowo. Pobiegł do bogatego człowieka i powiedział: – Oto pańskie pieniądze! Nie chcę ich! Niech tylko wróci spokój do mnie!

Historia ta uczy nas, że nie samo bogactwo jest problemem, ale to, jak się do niego odnosimy. Wolność od nadmiernego przywiązania do dóbr materialnych pozwala nam zachować otwartość, uczynność i radość życia. Szewc miał swoje bogactwo – uśmiech, śpiew i solidnie naprawiane buty, którymi dzielił się z innymi. Gdy otrzymał pieniądze, zamknął się w sobie, stał się podejrzliwy. Ale w porę zrozumiał, co pieniądze mogą zrobić z życiem człowieka. W porę zrozumiał, że to nie pieniądze powinny kierować jego życiem. Dlatego oddał bogatemu człowiekowi jego pieniądze. Każdy z nas ma coś, czym może się podzielić – bogactwo nie musi być materialne. Warto jednak pamiętać, by nie pozwolić, aby dobrobyt przysłonił nam najważniejszy cel naszego życia – drogę do nieba. Amen.