WIELKI POST 2024

Wielki Post rozpoczynamy udziałem we Mszy Świętej w Środę Popielcową z obrzędem posypania głów popiołem….

upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/9/90/...

Słowo Papieża Franciszka na Wielki Post 2024

Kiedy nasz Bóg się objawia, obwieszcza wolność: „Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli” (Wj 20, 2). Tak rozpoczyna się Dekalog dany Mojżeszowi na górze Synaj.

Lud dobrze wie, o jakim wyjściu mówi Bóg: doświadczenie niewolnictwa jest wciąż odciśnięte w jego ciele. Otrzymuje dziesięć słów na pustyni jako drogę wolności. Nazywamy je „przykazaniami”, podkreślając siłę miłości, z jaką Bóg wychowuje swój lud. Jest to rzeczywiście mocne wezwanie do wolności. Nie wyczerpuje się ono w jednym wydarzeniu, ponieważ dojrzewa podczas wędrówki. Tak jak Izrael na pustyni wciąż ma wewnątrz siebie Egipt – istotnie często żałuje przeszłości i szemrze przeciwko Niebiosom i Mojżeszowi – tak i dziś Lud Boży nosi w sobie przytłaczające więzy, które musi porzucić. Zdajemy sobie z tego sprawę, gdy brakuje nam nadziei i wędrujemy przez życie jak przez pustkowie, bez ziemi obiecanej, do której moglibyśmy wspólnie dążyć. Wielki Post jest czasem łaski, w którym pustynia ponownie staje się – jak zapowiada prorok Ozeasz – miejscem pierwszej miłości (por. Oz 2, 16-17). Bóg wychowuje swój lud, aby wyszedł ze swoich zniewoleń i doświadczył przejścia ze śmierci do życia. Jak oblubieniec, ponownie przyciąga nas do siebie i szepcze do naszych serc słowa miłości.

Wyjście z niewoli ku wolności nie jest wędrówką abstrakcyjną. Aby nasz Wielki Post był również konkretny, pierwszym krokiem jest pragnienie widzenia rzeczywistości. Kiedy w krzewie gorejącym Pan przyciągnął Mojżesza i przemówił do niego, natychmiast objawił się jako Bóg, który widzi, a przede wszystkim słyszy: „Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód” (Wj 3, 7-8). Również dzisiaj, wołanie jakże wielu uciskanych braci i sióstr dociera do nieba. Zadajmy sobie pytanie: czy dociera również do nas? Czy nami wstrząsa? Czy nas porusza? Wiele czynników oddala nas od siebie, zaprzeczając braterstwu, które w sposób naturalny nas łączy.

Podczas mojej podróży na Lampedusę, globalizacji obojętności przeciwstawiłem dwa pytania, które stają się coraz bardziej aktualne: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3, 9) i „Gdzie jest brat twój?” (Rdz 4, 9). Wielkopostna wędrówka będzie konkretna, jeśli słuchając tych pytań ponownie, wyznamy, że wciąż jesteśmy pod panowaniem faraona. Jest to panowanie, które czyni nas wyczerpanymi i niewrażliwymi. Jest to model rozwoju, który nas dzieli i kradnie nam przyszłość. Są nim zanieczyszczone: ziemia, powietrze i woda, ale również dusze. Bo chociaż wraz z chrztem rozpoczęło się nasze wyzwolenie, pozostaje w nas niewytłumaczalna tęsknota za niewolnictwem. Jest to jakby przyciąganie do bezpieczeństwa rzeczy już widzianych, ze szkodą dla wolności.

Chciałbym zwrócić waszą uwagę na pewien szczegół w historii wyjścia z Egiptu, o niemałym znaczeniu: to Bóg widzi, wzrusza się i wyzwala, a Izrael o to nie prosi. Faraon gasi bowiem nawet marzenia, kradnie niebo, sprawia, że świat, w którym deptana jest godność i negowane są autentyczne więzi, wydaje się niemożliwy do zmiany. Udaje mu się przywiązać do siebie. Zadajmy sobie pytanie: czy pragnę nowego świata? Czy jestem gotów porzucić kompromisy ze starym? Świadectwo wielu braci biskupów i dużej liczby osób działających na rzecz pokoju i sprawiedliwości przekonuje mnie coraz bardziej, że tym, co należy potępić, jest deficyt nadziei. Mamy do czynienia z przeszkodą dla marzeń, niemym krzykiem, który sięga nieba i porusza serce Boga. Przypomina to ową tęsknotę za niewolą, która paraliżuje Izraela na pustyni, uniemożliwiając mu kroczenie naprzód. Exodus można przerwać: nie można by inaczej wyjaśnić, dlaczego ludzkość, która chociaż osiągnęła próg powszechnego braterstwa i poziom rozwoju naukowego, technicznego, kulturowego i prawnego, zdolny do zapewnienia wszystkim godności, błądzi po omacku w mrokach nierówności i konfliktów.

Bóg się nami nie zmęczył. Przyjmijmy Wielki Post jako okres mocny duchowo, w którym Jego Słowo jest ponownie skierowane do nas: „Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli” (Wj 20, 2). Jest to czas nawrócenia, czas wolności. Sam Jezus, jak przypominamy co roku w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, został wyprowadzony przez Ducha na pustynię, aby zostać wypróbowanym w wolności. Przez czterdzieści dni będzie On przed nami i wraz z nami: jest Synem wcielonym. W przeciwieństwie do faraona, Bóg nie chce poddanych, lecz synów. Pustynia jest przestrzenią, w której nasza wolność może dojrzeć w osobistej decyzji, by nie popaść na nowo w niewolę. W okresie Wielkiego Postu znajdujemy nowe kryteria osądu i wspólnotę, z którą możemy wyruszyć w drogę, jakiej nigdy wcześniej nie przebyliśmy.

Oznacza to walkę: Księga Wyjścia i pokusy Jezusa na pustyni mówią nam o tym wyraźnie. Głosowi Boga, który mówi: „Tyś jest mój Syn umiłowany” (Mk 1, 11), i „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” (Wj 20, 3), przeciwstawiają się kłamstwa nieprzyjaciela. Od faraona trzeba bardziej bać się bożków: możemy je uważać za jego głos w nas. Móc wszystko, być szanowanym przez wszystkich, mieć przewagę nad wszystkimi: każdy człowiek odczuwa uwodzenie tego kłamstwa w sobie. To stara droga. Możemy w ten sposób przywiązać się do pieniędzy, do pewnych projektów, idei, celów, do naszej pozycji, do tradycji, a nawet do pewnych osób. Zamiast nas poruszyć, sparaliżują nas. Zamiast sprawić, byśmy się spotkali, będą nam siebie przeciwstawiać. Istnieje jednak nowa ludzkość, lud maluczkich i pokornych, którzy nie ulegli urokowi kłamstwa. Podczas gdy bożki czynią niemymi, ślepymi, głuchymi i nieruchomymi tych, którzy im służą (por. Ps 114, 4), ubodzy w duchu są natychmiast otwarci i gotowi: są milczącą siłą dobra, która uzdrawia i podtrzymuje świat.

Jest to okres działania, a w okresie Wielkiego Postu działanie to także zatrzymanie się. Zatrzymanie się na modlitwie, aby przyjąć Słowo Boże i zatrzymać się jak Samarytanin, w obecności zranionego brata. Miłość Boga i bliźniego jest tą samą miłością. Nie mieć innych bogów to zatrzymać się w obecności Boga, przy ciele bliźniego. Dlatego modlitwa, jałmużna i post nie są trzema niezależnymi zadaniami, ale jednym ruchem otwartości, ogołocenia: precz z bożkami, które nas obciążają, precz z przywiązaniami, które nas więżą. Wówczas obumierające i odizolowane serce przebudzi się. Trzeba zatem zwolnić i zatrzymać się. Kontemplacyjny wymiar życia, który Wielki Post pozwoli nam odkryć na nowo, zmobilizuje nowe siły. W obecności Boga stajemy się siostrami i braćmi, odczuwamy innych z nową intensywnością: zamiast zagrożeń i nieprzyjaciół odnajdujemy towarzyszki i towarzyszy podróży. To właśnie jest marzeniem Boga, ziemia obiecana, do której zmierzamy, kiedy wychodzimy z niewoli.

Synodalna forma Kościoła, którą w tych latach odkrywamy na nowo i pielęgnujemy, sugeruje, aby Wielki Post był również okresem decyzji wspólnotowych, małych i dużych wyborów wbrew dominującemu nurtowi, zdolnych do zmiany codziennego życia ludzi i życia dzielnicy: nawyków zakupowych, troski o stworzenie, włączenia tych, których się nie dostrzega, lub pogardzanych. Zachęcam każdą wspólnotę chrześcijańską: do zaoferowania swoim wiernym chwil, w których będą mogli przemyśleć styl życia, oraz do spokojnego zastanowienia się, żeby zweryfikować swoją obecność na danym terenie i swój wkład w uczynienie go lepszym. Biada, gdyby chrześcijańska pokuta była podobna do tej, która zasmuciła Jezusa. Mówi On także do nas: „Nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą” (Mt 6, 16). Niech raczej na twarzach widoczna będzie radość, poczujmy woń wolności, uwolnijmy tę miłość, która wszystko czyni nowym, poczynając od najmniejszych i najbliższych rzeczy. Może się to wydarzyć w każdej wspólnocie chrześcijańskiej.

Na ile ten Wielki Post będzie okresem nawrócenia, na tyle zagubiona ludzkość odczuje wstrząs kreatywności: błysk nowej nadziei. Chciałbym wam powiedzieć, podobnie jak młodym, których spotkałem w Lizbonie minionego lata: „Szukajcie i podejmujcie ryzyko. W tym momencie dziejów wyzwania są ogromne, zawodzenia bolesne, przeżywamy trzecią wojnę światową „w kawałkach”, ale podejmijmy ryzyko myślenia, że nie jesteśmy w agonii, lecz w chwili narodzin; nie u kresu, lecz na początku wielkiego spektaklu. Potrzeba odwagi, by tak pomyśleć.” (Przemówienie do studentów Portugalskiego Uniwersytetu Katolickiego, 3 sierpnia 2023 r.). Jest to odwaga nawrócenia, wyjścia z niewoli. Wiara i miłość trzymają za rękę to dziecię-nadzieję. Uczą je chodzić, a jednocześnie ono ciągnie je do przodu [1].

Błogosławię was wszystkich i waszą wielkopostną wędrówkę.

Papież Franciszek

11 LUTY – Światowy Dzień Chorego

Światowy Dzień Chorego – Caritas Diecezji Rzeszowskiej

Orędzie papieskie na 32. Światowy Dzień Chorego (11.02.2024)

11 lutego, we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, obchodzimy Światowy Dzień Chorego ustanowiony przez Jana Pawła II w 1992 r. W tym roku będzie obchodzony po raz 32. Głównymi celami tych obchodów są: uwrażliwienie Ludu Bożego i – w konsekwencji – wielu katolickich instytucji działających na rzecz służby zdrowia oraz społeczności świeckiej na konieczność zapewnienia jak najlepszej opieki chorym; pomaganie chorym w dostrzeżeniu wartości cierpienia na płaszczyźnie ludzkiej, a przede wszystkim na płaszczyźnie nadprzyrodzonej; włączenie w duszpasterstwo służby zdrowia diecezji, wspólnot chrześcijańskich, rodzin zakonnych; popieranie coraz bardziej owocnej służby wolontariatu; przypominanie o potrzebie duchowej i moralnej formacji pracowników służby zdrowia; ukazywanie znaczenia opieki duchowej nad chorymi ze strony kapłanów diecezjalnych i zakonnych, jak również tych wszystkich, którzy żyją i pracują obok cierpiących.

ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO NA XXXII ŚWIATOWY DZIEŃ CHOREGO

(11 lutego 2024 r.)

„Nie jest dobrze, by człowiek był sam”.Leczyć chorego poprzez leczenie relacji

„Nie jest dobrze, by człowiek był sam” (Rdz 2, 18). Od początku Bóg, który jest miłością, stworzył człowieka dla komunii, wpisując w jego istotę wymiar relacji. W ten sposób nasze życie, ukształtowane na obraz Trójcy Świętej, jest powołane do pełnego realizowania się w dynamizmie relacji, przyjaźni i wzajemnej miłości. Jesteśmy stworzeni, by przebywać razem, a nie samotnie. I właśnie dlatego, że ów projekt komunii jest tak głęboko wpisany w ludzkie serce, doświadczenie opuszczenia i samotności przeraża nas i okazuje się dla nas bolesne, a nawet nieludzkie. Staje się ono jeszcze bardziej dotkliwe w czasie słabości, niepewności i poczucia braku bezpieczeństwa, często spowodowanych wystąpieniem jakiejś poważnej choroby.

Myślę na przykład o tych, którzy byli przerażająco samotni podczas pandemii Covid-19: pacjentach, którzy nie mogli przyjmować odwiedzających, ale także pielęgniarkach, lekarzach oraz o personelu pomocniczym, wszystkich przeciążonych pracą i odizolowanych na oddziałach zamkniętych. I oczywiście nie zapominajmy o tych, którzy musieli samotnie stawić czoła godzinie śmierci, wprawdzie pod opieką personelu medycznego, ale z dala od swoich rodzin.

Jednocześnie, ze smutkiem dzielę cierpienie i samotność tych, którzy z powodu wojny i jej tragicznych następstw, znajdują i się bez wsparcia i pomocy: wojna jest najstraszniejszą z chorób społecznych, a osoby najsłabsze płacą za nią najwyższą cenę.

Trzeba jednak podkreślić, że nawet w krajach, które cieszą się pokojem i większymi zasobami, czas starości i choroby jest często przeżywany w samotności, a niekiedy wręcz w opuszczeniu. Ta smutna sytuacja jest przede wszystkim konsekwencją kultury indywidualizmu, która wychwala wydajność za wszelką cenę i kultywuje mit efektywności, stając się obojętną, a nawet bezlitosną, gdy ludzie nie mają już siły, by dotrzymać kroku. Staje się wtedy kulturą odrzucenia, w której „ludzie nie są już postrzegani jako podstawowa wartość, którą należy szanować i chronić, szczególnie jeśli są ubodzy lub niepełnosprawni, jeśli «nie są jeszcze potrzebni» – jak dzieci nienarodzone – lub «nie są już potrzebni» – jak osoby starsze” (Enc. Fratelli tutti, 18). Niestety, logika ta przenika również niektóre wybory polityczne, które nie potrafią w centrum umieścić godności osoby ludzkiej i jej potrzeb, oraz nie zawsze sprzyjają strategiom i zasobom niezbędnym do zapewnienia każdej istocie ludzkiej podstawowego prawa do zdrowia i dostępu do leczenia. Jednocześnie, porzucanie osób słabych i ich samotność są potęgowane także przez ograniczenie opieki wyłącznie do usług zdrowotnych, bez mądrego wspierania ich przez „przymierze terapeutyczne” między lekarzem, pacjentem i członkiem rodziny.

Warto, abyśmy raz jeszcze usłyszeli to biblijne słowo: nie jest dobrze, by człowiek był sam! Bóg wypowiada je na samym początku stworzenia, i w ten sposób ukazuje nam głęboki sens swojego planu dla ludzkości, ale jednocześnie, ukazuje śmiertelną ranę grzechu, którą wprowadzamy rodząc podejrzenia, pęknięcia, podziały, a zatem izolację. Grzech dotyka człowieka we wszystkich jego relacjach: z Bogiem, z samym sobą, z innymi, ze stworzeniem. Taka izolacja sprawia, że zatracamy sens istnienia, odbiera nam radość miłości i sprawia, że doświadczamy przytłaczającego poczucia samotności we wszystkich kluczowych etapach życia.

Bracia i siostry, pierwszą formą opieki, jakiej potrzebujemy w chorobie, jest bliskość pełna współczucia i czułości. Dlatego opieka nad chorym oznacza przede wszystkim troskę o jego relacje, wszystkie jego relacje: z Bogiem, z innymi – rodziną, przyjaciółmi, pracownikami służby zdrowia – ze stworzeniem, z samym sobą. Czy jest to możliwe? Tak, jest to możliwe i wszyscy jesteśmy wezwani do zaangażowania się, aby tak się stało. Spójrzmy na obraz Dobrego Samarytanina (por. Łk 10, 25-37), na jego zdolność do zwolnienia kroku i stania się bliźnim, na czułość, z jaką koi rany cierpiącego brata.

Pamiętajmy o tej centralnej prawdzie naszego życia: przyszliśmy na świat, ponieważ ktoś nas przyjął, jesteśmy stworzeni do miłości, jesteśmy powołani do komunii i braterstwa. Ten wymiar naszego jestestwa podtrzymuje nas szczególnie w okresach choroby i słabości, i jest pierwszą terapią, którą musimy wszyscy razem zastosować, aby uleczyć choroby społeczeństwa, w którym żyjemy.

Wam, którzy doświadczacie choroby, czy to przejściowej, czy przewlekłej, chciałbym powiedzieć: nie wstydźcie się swojego pragnienia bliskości i czułości! Nie ukrywajcie go i nigdy nie myślcie, że jesteście ciężarem dla innych. Sytuacja osób chorych zachęca wszystkich do zahamowania nadmiernego tempa, w którym jesteśmy zanurzeni, i do odnalezienia siebie.

W tym okresie zachodzących zmian, w którym żyjemy, szczególnie my chrześcijanie, jesteśmy wezwani do przyjęcia współczującego spojrzenia Jezusa. Troszczmy się o tych, którzy cierpią i są samotni, być może zepchnięci na margines i odrzuceni. Z wzajemną miłością, którą Chrystus Pan daje nam w modlitwie, a zwłaszcza w Eucharystii, uleczmy rany samotności i izolacji. I w ten sposób współpracujmy, aby przeciwdziałać kulturze indywidualizmu, obojętności, odrzucenia, oraz rozwijać kulturę czułości i współczucia.

Chorzy, słabi, ubodzy są w sercu Kościoła i muszą być także w centrum naszej ludzkiej uwagi oraz duszpasterskiej troski. Nie zapominajmy o tym! Powierzmy się Najświętszej Maryi Pannie, Uzdrowieniu Chorych, aby wstawiała się za nami i pomagała nam być twórcami bliskości i relacji braterskich.

Rzym, u Świętego Jana na Lateranie, dnia 10 stycznia 2024 roku.

FRANCISZEK

OFIAROWANIE PAŃSKIE – MATKI BOŻEJ GOMNICZNEJ

Ofiarowanie Pańskie. Matki Bożej Gromnicznej. - Sanktuarium Św. Wojciecha BM w Cieszęcinie

Jednym z najstarszych świąt w Kościele jest obchodzone 2 lutego święto Ofiarowania Pańskiego. Kiedy sięgamy do Pisma Świętego, to napotykamy scenę ewangeliczną według św. Łukasza (por. 2, 22-32) przedstawiającą ofiarowanie Jezusa w świątyni. O tym wydarzeniu przypomina nam nie tylko liturgia Święta Pańskiego, ale także czwarta tajemnica pierwszej części różańca.

W liturgii Wschodu uroczystość ta nosi nazwę Hypapante, to znaczy święto spotkania. Hypapante, głęboko zakorzenione w tradycji starotestamentalnej, łączyło się z wdzięcznością za ocalenie pierworodnych synów Izraela w Egipcie. Prawo Mojżeszowe wymagało, by w 40. dniu po narodzinach potomka prawowity ojciec wykupił go, składając 5 “świętych” szekli w świątyni. Spotykamy również inną nazwę tego święta: Candelora – święto światła. Jeśli połączymy nazwy Hypapante i Candelora, otrzymamy piękny symbol spotkania połączonego ze światłem. W tradycji polskiej jest to święto Matki Boskiej Gromniczej.

Czym jest Ofiarowanie Pańskie?

Maryja ofiaruje Syna Bożego Bogu, z woli Boga, wypełniając tym samym prawo starotestamentalne. Ofiarując swojego Syna, pragnie Ona ofiarować każdego z nas, ponieważ jesteśmy Jej dziedzictwem. Maryja wskazuje nam tego, który powiedział o sobie: Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia (J 8, 12). To światło – Jej Syn Jezus – poprowadzi nas do nieba. Maleńki Chrystus przyniesiony do świątyni spotyka się z ludem Bożym w osobach Symeona i Anny, którzy oczekiwali swojego Zbawiciela, a prowadzeni i oświeceni przez Ducha Świętego rozpoznali Go w Chrystusie i wyznali w Niego wiarę. To spotkanie miało znaczenie uniwersalne: było spotkaniem ludzkości i Pana w Jego – Boga świątyni. Wspomina o tym prorok Malachiasz (por. 3, 1-4). Maryja była patronką tego wydarzenia.
Nową świątynią dzisiaj jest Kościół, w którym możemy spotkać Jezusa i – jak Symeon – przyjąć Go do serca. Napełnić się słowem Pana, które jest “pochodnią dla stóp naszych” i światłem na naszej ścieżce, nasycić Jego Ciałem – mocą i pożywieniem naszym.

Gromniczny znak

Od X wieku rozpowszechnił się obrzęd święcenia świec, tzw. gromnic, których płomień symbolizuje Jezusa – Światłość świata. Przyniesiona do domu z liturgii światła świeca ma przypominać nam o niełatwym zadaniu stojącym przed każdym z nas: być światłem świata, które nie powinno być chowane pod korcem, lecz świecić nieustannie rozpalane płomieniem Chrystusa. Nasze życie można przyrównać do zapalonej świecy, która z czasem traci blask i moc swoją, a której – nikły sam z siebie – płomień podtrzymuje Jezus. Taka symboliczna świeca została zapalona dla każdego już na Chrzcie św., kiedy to zostaliśmy włączeni w mistyczne Ciało Chrystusa, w Kościół święty. Jej światło ma towarzyszyć ważniejszym wydarzeniom w życiu każdego chrześcijanina, a zwłaszcza rozjaśniać agonię tych, którzy w ciągu roku opuszczają nasz świat, kierując się w stronę domu Ojca.

Jezus, dany nam jako światło na oświecenie pogan (Łk 2, 32) przyszedł, aby “rzucić ogień na ziemię” (por. Łk 12, 49). Nie chodzi tu jedynie o ogień materialny, który niszczy, ale o ogień miłości Ducha Świętego. Życie Zbawiciela było nieustannym płomieniem tego ognia, a więc ogniem miłości: miłujmy się wzajemnie (por. 1 J 4, 7-10). I taki ogień rozpalmy w naszych sercach, by zanieść go do naszych rodzin i w miejsca pełne popiołu i zgliszcz ludzkich serc. Płońmy ogniem Chrystusa. Prośmy o ewangeliczną oliwę, aby jej nie zabrakło, zwłaszcza wtedy, kiedy przygasa – gdy zło i grzech zwyciężają w nas – lub wypala się świeca naszego życia. Nieśmy światło przebaczenia i pokoju, światło ciepła, zanurzone w świetle płomienia miłości ognia – światła niegasnącego

BABCIA I DZIADEK JEZUSA – ANNA I JOACHIM

Babcia i dziadek Jezusa – święci Anna i Joachim

Nie wiemy wiele o świętych Annie i Joachimie, których uznajemy za dziadków Jezusa. Milczą na ich temat karty Pisma świętego. Nie pojawiają się nawet w Ewangelii św. Łukasza, gdzie autor pisze, że starał się dogłębnie zbadać, jak to było z Jezusem od samego początku. Na próżno by nam zatem szukać jakichś informacji na ich temat w Biblii.(f)

Istnieje za to bogata literatura apokryficzna, czyli mówiąca o Jezusie i Ewangelii, ale nie uznana przez Kościół za natchnioną i nie przyjęta do kanonu ksiąg świętych. Wśród tekstów, które mogą nam dostarczyć wiedzy na temat rodziców Maryi, dziadków Jezusa, szczególne znaczenie ma Protoewangelia Jakuba, napisana około połowy drugiego wieku. Pewną wartość mają też Ewangelia Pseudo-Mateusza z VI wieku i Księga Narodzenia Maryi z wieku VIII.

Protoewangelia Jakuba pokazuje, że rodzice Maryi mieli na imię Anna i Joachim. Hebrajskie imię Anna to po prostu ‘łaska’. Babcia Jezusa miała pochodzić z rodu króla Dawida, z niedalekiego od Jerozolimy Betlejem w Judei. Imię Joachim pochodzi od hebrajskich słów Jeho – ‘Bóg’ oraz jaqim – ‘podnieść’. Jest to tak zwane imię teoforyczne i oznacza ‘Bóg wzmocni, pokrzepi, pocieszy, podniesie’. Dziadek Jezusa miał pochodzić ze znamienitej i zamożnej rodziny z Nazaretu w Galilei. Według tradycji także on należał do królewskiego rodu Dawida.

Apokryfy są zgodne, co do tego, że Anna i Joachim bardzo pragnęli potomstwa, ale że długo nie mogli mieć dzieci. W tamtych czasach bezdzietność była oznaką braku Bożego błogosławieństwa. Dlatego pobożni rodzice Maryi przeżywali ten brak z bólem. Po licznych doświadczeniach i przykrościach doznawanych od rodziny, bliskich, a nawet od kapłanów w świątyni jerozolimskiej, utrudzony Joachim udał się na pustynię, żeby tam pościć przez czterdzieści dni i nocy. Wtedy to anioł pański oznajmił mu długo oczekiwaną wieść, że jego modlitwa została wysłuchana, a córce ma dać na imię Maryja. Także Anna miała widzenie anioła, który jej zapowiedział narodzenie dziecka.

Apokryfy mówią, że Anna porodziła w czterdziestym piątym roku życia. Zgodnie z przepisem prawa w 15. dniu dziecku nadano imię Maryja, a 80 dni po urodzeniu została ofiarowana w świątyni. Według tradycji Joachim zmarł kilka lat po urodzeniu córki, a Anna po zaślubinach Maryi z Józefem, zamieszkała z nimi w Nazarecie, dożywszy sędziwego wieku.

Kult Joachima i Anny, rodziców Maryi i dziadków Jezusa rozwijał się w Kościele od pierwszych wieków. Rozprzestrzeniał się wraz z zainteresowaniem Maryją i Jej kultem. Rodzice Maryi byli także tematem mów najznamienitszych w historii kaznodziejów i mówców.

Szczególną czcią otaczana była św. Anna. Jej imię jest bardzo popularne i często nadawane dziewczynkom. W ciągu wieków powstało wiele sanktuariów jej poświęconych. Także w Polsce jest kilka miejsc, gdzie cześć oddawana św. Annie jest szczególnie żywa. Wystarczy wspomnieć o sanktuarium na Górze św. Anny, niedaleko Opola, którego cudowna figura świętej została ukoronowana papieskimi koronami już w roku 1910.

W ikonografii św. Anna ukazywana jest często z Maryją, którą uczy czytać. Joachim jest ukazywany jako starszy mężczyzna. Jego atrybuty to anioł, kij pasterski, księga i zwój.

Święci Anna i Joachim są patronami małżonków i dziadków. Ponadto Anna jest wzywana jako orędowniczka matek i wdów.

TYDZIEŃ MODLITW O JEDNOŚĆ CHRZEŚCIAN 18-25 I 2024

Pod hasłem „Będziesz miłował Pana, swego Boga…, a swego bliźniego jak siebie samego (Łk 10,27) będziemy przeżywać w dniach 18-25 stycznia Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan 2024.

Podczas Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan 2024 rozważany będzie biblijny tekst zaczerpnięty z Ewangelii św. Łukasza 10,25-37. Materiały do ekumenicznych modlitw zostały przygotowane przez zespół ekumeniczny z Burkina Faso, wspierany przez lokalną Wspólnotę Chemin Neuf (CCN).

Centralne nabożeństwo Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan odbędzie się w niedzielę, 21 stycznia 2024 roku, w polskokatolickiej katedrze Św. Ducha w Warszawie. Postanowiono, aby ofiary zbierane w trakcie nabożeństw zostały przekazane na projekt: Pojednanie w Europie – zadanie Kościołów w Ukrainie, Białorusi, Polsce i Niemczech, w którym od ponad 25 lat biorą udział oficjalni przedstawiciele Kościołów ewangelickich, prawosławnych i rzymskokatolickiego z państw projektu.

Tematy poszczególnych dni ekumenicznej oktawy są następujące:

  • Dzień 1: Pomóż nam, Panie, zwrócić nasze życie ku Tobie
  • Dzień 2: Pomóż nam, Panie, całym sercem kochać Ciebie, bliźniego i siebie samych
  • Dzień 3: Panie, otwórz nasze serca na tych, których nie zauważamy
  • Dzień 4: Panie, spraw, abyśmy nigdy nie odwracali się od potrzebujących
  • Dzień 5: Panie, pomóż nam nieść nadzieję zranionym
  • Dzień 6: Panie, niech nasze Kościoły będą gościnnymi domami uzdrowienia
  • Dzień 7: Panie, naucz nas być bliźnimi
  • Dzień 8: Panie, uczyń nas miłosiernymi świadkami Twojego królestwa

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan poprzedzony jest Dniem Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce (17 stycznia), a kończy się w przeddzień Dnia Islamu w Kościele katolickim w Polsce (26 stycznia).

Mający już ponad stuletnią tradycję Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan stał się cyklicznym świętem ekumenizmu. Co roku między 18 a 25 stycznia, czyli między dawnym świętem katedry św. Piotra a świętem nawrócenia św. Pawła, chrześcijanie różnych wyznań spotykają się na całym świecie na ekumenicznych nabożeństwach, modlitwach, konferencjach, koncertach i innych spotkaniach. W niektórych miejscach inicjatyw jest tak dużo, że Tydzień Modlitw – wbrew swej nazwie – trwa kilka tygodni, a nawet miesiąc. Zwyczajem przyjętym na nabożeństwach w ramach Tygodnia Modlitw jest gościnna wymiana kaznodziei – w kościele danego wyznania kazanie wygłasza duchowny innej denominacji.

Co roku na Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan przygotowywane są materiały z tekstami biblijnymi, rozważaniami, modlitwami, propozycjami liturgii nabożeństw itp. Od 1966 r. materiały te razem przygotowują Komisja „Wiara i Ustrój” Światowej Rady Kościołów oraz Papieska Rada (wcześniej Sekretariat) ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Polską wersję broszury z materiałami od 1998 r. wspólnie opracowują Polska Rada Ekumeniczna oraz Rada ds. Ekumenizmu Konferencji Episkopatu Polski Kościoła Rzymskokatolickiego. Od 1975 r. co roku materiały przygotowywane są przez grupy chrześcijan z poszczególnych krajów. Materiały na 2012 r. opracowała grupa polska.

Pierwsze pomysły międzywyznaniowych modlitw o jedność chrześcijan pojawiły się w XIX w. Tydzień Modlitw w obecnym terminie odbywa się od 1908 r. z inicjatywy ks. Paula Wattsona. Ideę tę w latach 30. XX w. rozpropagował o. Paul Couturier.