XII NIEDZIELA ZWYKŁA

A wy za kogo Mnie uważacie? To fundamentalne pytanie Jezus zadaje Apostołom pod Cezareą Filipową. Dlaczego właśnie tam? Było to miasto zbudowane u stóp góry Hermon, w miejscu, gdzie trzy strumienie łączą się w jeden nurt i dają początek rzece Jordan. Owe miejsce zachwycało bujną roślinnością. Pewnie dlatego w pobliżu jednej z tamtejszych grot Ptolemeusze nakazali zbudować świątynię dedykowaną bożkowi Panowi – opiekunowi lasów i pól, pasterzy i trzód. Z czasem przypisano mu dodatkowe funkcje: lekarza, wieszczka i dawcy płodności. Pan nie był jedynym bożkiem czczonym w Cezarei Filipowej. Jedną z okolicznych grot, przy której wypływała woda, dedykowano greckiej nimfie Echo. Ponadto Herod Wielki wybudował tam świątynię poświęconą Augustowi – władcy rzymskiemu. Cezarea Filipowa stanowiła zatem symbol ludzkich pragnień i poszukiwań dotyczących spełnienia życia. Dla jednych była to władza, dla innych – religia niosąca obietnice zdrowia, sił witalnych lub przepowiedni pomyślnej przyszłości.

Wydaje się, że nieprzypadkowo Jezus zabiera Apostołów pod Cezareę Filipową. Wie, że Jego uczniowie stanęli wobec wielkiej próby. Kusich życie ziemskiej sławy i sukcesu. Dopiero co wrócili z wyprawy, na którą Jezus ich wysłał, aby „głosili Królestwo Boże i uzdrawiali chorych” (Łk 9,2). Donieśli Jezusowi o sukcesie głoszenia Ewangelii – o tym, że chorzy odzyskiwali zdrowie, a złe duchy im się poddawały (por. Łk 9,11). Następnie byli świadkami cudownego rozmnożenia chleba i nakarmienia pięciu tysięcy ludzi (por. Łk 9,12-17). Wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a to, czego doświadczali, potwierdzało, że Jezus jest oczekiwanym Mesjaszem, który przyniesie Izraelowi królestwo dostatku i pokoju.

Jezus także i nas zabiera pod Cezareę Filipową. My również nie jesteśmy wolni od pokusy ziemskiej chwały i sukcesu. Zabiegamy o to, aby spełniały się nasze pragnienia i marzenia. Miłe są nam słowa podziwu od innych. Jesteśmy szczęśliwi, kiedy inni liczą się z naszym zdaniem. Wszystko prowadzi do zadowolenia z życia, a Jezus staje się bliższy człowiekowi, bo wydaje się, że jest On gwarantem życiowego sukcesu i błogosławi naszym poczynaniom.

Jednak nie takiego życia chce dla swojego Syna i Jego uczniów Pan Bóg. Jezus, zadając Apostołom pytanie, za kogo Go uważają, tak naprawdę zdradza przez to, za kogo On nas uważa – czyli kim dla Niego jesteśmy: kimś, za kogo warto oddać życie. Wydaje się, że ten krótki dialog Jezusa ze swoimi uczniami był potrzebny, by przygotować ich do przyjęcia wielkiej prawdy o sensie przyjścia Syna Bożego na ziemię. Właśnie pod Cezareą Filipową Jezus po raz pierwszy zapowiada swoją mękę. W ten sposób pokazuje, że droga Jezusa, na którą wchodzą Jego uczniowie, mierzy wyżej niż tylko sukces tego świata. Jezus zmierza do królestwa swego Ojca i chce, by znaleźli się tam Jego uczniowie. A zatem odkrywa, w jaki sposób się tam dostać. Droga prowadzi przez Krzyż, który jest częścią Bożego planu: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć (…), być zabitym, a potem zmartwychwstanie” (Łk 9,22).

W filmie pt. „Powołany – film na czasy ostateczne” można zobaczyć świadectwo, jakie daje Pani Joanna Nowacka. Związała się ona z Krzysztofem, dla którego zostawiła swojego męża Grzegorza. Wzięli ślub cywilny. Byli szczęśliwi. Kochali się. Na świat przyszło dwoje dzieci. Mieli piękny dom, dobrze płatną pracę. Czego można chcieć więcej od życia? Jednak ich szczęście zburzyła choroba Krzysztofa. Diagnoza postawiona przez lekarzy brzmiała: rak mózgu – glejak IV stopnia. Krzysztofowi pozostało od 4 do 6 tygodni życia. Podczas jednej z wizyt w szpitalu Pani Joanna zauważyła, że na stoliku obok łóżka Krzysztofa leży obrazek Pana Jezusa Miłosiernego. Krzysztof zwrócił się do niej ze słowami: „Wszystko będzie dobrze, Pan Jezus nam pomoże”. Prosił ją, aby od tej pory żyli w czystości. Joanna uznała, że zwariował. Po powrocie ze szpitala do domu Krzysztof codziennie modlił się na różańcu, czytał Pismo Święte, zaczął chodzić do kościoła. Jednak jego stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień i w końcu odszedł. W czasie pogrzebu, stojąc nad trumną Krzysztofa, Joanna usłyszała słowa: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, ale Pan cię wskrzesi w dniu ostatecznym. Żyj w pokoju”. Ogarnęła ją wtedy wielka miłość. Zaczęła rozumieć, że Bóg istnieje. Uwierzyła, że jest życie, że jest coś więcej niż ta doczesność, w której żyła. Po śmierci Krzysztofa zaczęła porządkować swoje życie. Dążyła do pojednania. Prosiła o wybaczenie tych, których skrzywdziła, i sama przebaczała. Zaczęła budować swoje życie na nowym fundamencie – na Chrystusie i Jego miłości. Mówiła, że po ludzku cierpienie, choroba i śmierć Krzysztofa są nie do przyjęcia. Ale było to błogosławieństwo dla niej. Krzysztof złożył ofiarę ze swego życia i dziś bardziej rozumie słowa Jezusa: „Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

Krzyż to droga do odkrycia pełni życia. To droga, po której kroczymy razem z Jezusem – a właściwie za Nim – jako Jego uczniowie. Kto tej drogi nie podejmuje z obawy o swoje życie, według Jezusa – straci je. Kto zaś chce tracić swoje życie z Jezusem, ofiarować je Ojcu i bliźnim – ocali je. To paradoks Krzyża, który prowadzi do spełnionego życia na ziemi z przedłużeniem na wieczność.

A wy za kogo Mnie uważacie? Jezus stawia dzisiaj to pytanie każdemu z nas. Nie można go zignorować, ponieważ od tego, jak na nie odpowiemy – słowami i życiem – zależy nasze zbawienie. Papież Benedykt XVI, zwracając się do młodych na zakończenie Światowych Dni Młodzieży w 2011 r., podsuwa nam taką odpowiedź:

„Powiedzcie Mu: Jezu, wiem, że Ty jesteś Synem Boga, że oddałeś swoje życie za mnie. Chcę Cię wiernie naśladować, a Twoje słowo będzie mnie prowadziło. Ty mnie znasz i kochasz. Ufam Ci i składam w Twoje ręce całe moje życie. Chcę, żebyś był siłą, która mnie wspiera, radością, która nigdy mnie nie opuszcza”. Amen.

UROCZYSTOŚĆ NAJŚWIĘTSZEGO CIAŁA I KRWI CHRYSTUSA

GŁÓWNE NABOŻEŃSTWO Z PROCESJĄ EUCHARYSTYCZNĄ O GODZ. 10.00.

Każdy człowiek jest spragniony cudu; każdy chciałby być świadkiem jakiegoś nadzwyczajnego wydarzenia. Wielu ludzi w poszukiwaniu cudownych miejsc albo osób uważanych za cudotwórców przemierza niekiedy setki kilometrów, znosząc trudy podróży, aby tylko doświadczyć cudu na własne oczy

Byli święci, którzy szczególnie przyciągali do siebie ludzi, np. św. Jan Maria Vianney, proboszcz z Ars, czy św. Ojciec Pio – chyba najbardziej niezwykła postać wśród świętych – który ściągał do siebie tysiące ciekawskich, często także takich, którzy z wiarą i z Bogiem byli już dawno na bakier…

Święta Lipka, Częstochowa, Lourdes, Fatima, Medjugorie i wiele innych miejsc – to lokalizacje, gdzie dokonujące się cuda przyciągają jak magnes coraz to nowe rzesze wiernych.

Ludzie pragną cudów, chcą uczestniczyć w czymś nadprzyrodzonym, poczuć atmosferę, jaka wytwarza się w miejscu cudu.

I o takim cudzie słyszymy również w dzisiejszej Ewangelii. Jezus dokonuje cudu – rozmnaża chleb i ryby, i dzięki temu ponad pięć tysięcy mężczyzn zostaje nakarmionych. I żeby tego było mało – zostaje jeszcze dwanaście koszy ułomków.

Cudowne rozmnożenie chleba w dzisiejszej Ewangelii jest symbolem Eucharystii, w której Chrystus daje swoje Ciało na pokarm, a swoją Krew jako napój. Chrystus przychodzi do nas podczas Eucharystii pod postaciami chleba i wina – Ciała i Krwi Pańskiej. Uobecnia się podczas Mszy św. i staje się realnym Bogiem – pokrzepia naszą duszę i ciało. Przychodzi do nas podczas każdej celebracji Eucharystii, gdzie Go czcimy.

Cuda dzieją się pośród nas. Problem tkwi nie w tym, czy Bóg działa, ale w tym, czy my naprawdę w to wierzymy. Na świecie udokumentowano około 132 cudów eucharystycznych – sytuacji, w których Bóg w niezwykły sposób potwierdził swoją realną obecność w Eucharystii.

Jednym z takich cudów jest wydarzenie z Maceraty we Włoszech.

Rankiem 15 kwietnia 1356 r. pewien kapłan odprawiał Mszę św. w kościele benedyktynek. Podczas konsekracji dopuścił się chwili zwątpienia w realną obecność Chrystusa w Eucharystii. Gdy łamał Hostię, nagle popłynęła z niej krew. Ręce mu zadrżały, a krople krwi spadły na korporał pod kielichem. Po zakończeniu Mszy św. kapłan pośpieszył do biskupa, który nakazał splamiony korporał poddać kanonicznemu badaniu w katedrze.

Cud ten został porównany do słynnego cudu w Bolsena z 1263 r.który dał początek świętu Bożego Ciała. Komisja potwierdziła autentyczność cudu, a korporał z plamami krwi został wystawiony do publicznej adoracji. Krwawe plamy, wyraźnie widoczne na tkaninie, zostały uznane za Najświętszą Krew Zbawiciela. Relikwiarz zawierający ten cenny skarb przetrwał burzliwe dzieje, a jego zawartość do dziś jest czczona w kaplicy katedry w Maceracie – szczególnie w oktawie Bożego Ciała.

Może myślisz sobie teraz: „Gdybym ujrzał taki cud, bardziej bym wierzył”. Może tak, a może nie? Wiele cudów dzieje się codziennie, a jednak nie prowadzą one ludzi do ołtarza Pana. Dzisiejsza uroczystość ukazuje nam Boga, który wychodzi do nas, przekracza wszelkie granice i chce czynić cuda nie tylko podczas Mszy św., ale również w naszym codziennym życiu.

 

Dziś uczestniczymy w uroczystych procesjach, czcimy Najświętszy Sakrament, śpiewamy piękne pieśni eucharystyczne, oddajemy Jezusowi cześć w naszych miastach, miasteczkach, wsiach i osadach. Wychodzimy na ulice, pięknie udekorowane, niosąc Najświętszy Sakrament – Ciało Chrystusa. Realny Bóg wychodzi do nas, przemierza nasze ulice, drogi i ścieżki. Chce wejść między swój umiłowany lud. Przychodzi do każdego człowieka: chorego i zdrowego, starego i młodego, zakochanego i tego, któremu rozpadło się małżeństwo. Jezus przychodzi do nas, do ciebie i do mnie. On nie tylko chce być blisko ciebie – On chce zamieszkać w twoim sercu, w moim sercu. Chce być naszym codziennym pokarmem, chce być w nas i dla nas. Pragnie, byśmy Go przyjmowali, kształtowali życie według Jego nauki, czcili Go w sercu i naszymi uczynkami.

Zewnętrzne procesje i nabożeństwa mogą – i powinny – być tylko wyrazem naszej wewnętrznej wiary i bliskości z Bogiem, który daje się nam jako pokarm. Inaczej są tylko pustym tradycjonalizmem, rutyną, nic nieznaczącą ceremonią.

Jezus Chrystus, Syn Boży, chce być naszym pokarmem i towarzyszem życia, naszym Nauczycielem, wzorem i punktem odniesienia. Chce być Bogiem żywym i obecnym w naszym codziennym życiu – nie bożkiem czy idolem.

Bóg codziennie dokonuje cudu rozmnożenia chleba podczas Eucharystii. Trudno człowiekowi zrozumieć Eucharystię, bo jest ona tajemnicą. Ale ważne jest, by człowiek był jej bliski – bo ona przemienia serce.

Nawet jeśli nie uczestniczysz codziennie we Mszy św., staraj się pamiętać o niedzielnym spotkaniu z Chrystusem. Dołóż starań, by było ono pełne – to znaczy, by nie zabrakło Komunii świętej. Ona jest naszą siłą.

W czasie jednej z pielgrzymek Sybiraków do Częstochowy, pewien człowiek pochodzący z Kresów opowiadał o wydarzeniu z lat II wojny światowej. Kiedy stracił całą rodzinę wywiezioną na Sybir, sam dostał się do niemieckiej niewoli i został skierowany do obozu pracy w Niemczech. Kiedyś, razem z innymi więźniami, był prowadzony do pracy przez ulice małego miasteczka. Pod eskortą żołnierzy szła 24-osobowa kolumna samych Polaków. Niedaleko kościoła zauważyli księdza z bursą, który szedł z Najświętszym Sakramentem do chorego. Jakby na komendę – jak wspominał ów więzień – wszyscy upadli na kolana. Strażnicy – żołnierze eskortujący więźniów krzyczeli, bili kolbami karabinów. Nikt jednak się nie ruszył.

Niemiecki ksiądz, widząc to, zatrzymał się uniósł bursę i uczynił bursą nad kolumną Polaków znak krzyża – za co również sam został uderzony kolbą.

Ów więzień zapamiętał to wydarzenie tak mocno, że kiedy w latach 80. otworzyły się granice, jako emeryt wyrobił paszport i pojechał do Niemiec. Odszukał miasteczko, odnalazł kościół, spotkał się z proboszczem i opowiedział mu to wydarzenie sprzed lat. Ksiądz zaprosił go do środka i pokazał kronikę parafialną z zapisem tego zdarzenia – sporządzonym przez jego poprzednika, owego bohaterskiego niemieckiego kapłana.

W kronice znajdował się nie tylko opis tamtego faktu, ale i komentarz: „Nie może zginąć naród, który żywi taką cześć do Najświętszego Sakramentu!”.

Nie może zginąć naród, który czci Najświętszy Sakrament. Nie może zginąć człowiek, który kocha Eucharystię.

Nie czekajmy na nadzwyczajne znaki. Największy cud wydarza się co dnia – na ołtarzu. Na ołtarzu gdzie jest celebrowana Msza św. Jezus daje się cały – dla ciebie, dla mnie.

Czy Go rozpoznajesz? Czy Go przyjmujesz? Czy pozwalasz Mu w sobie zamieszkać?

Niech nasza miłość do Eucharystii nie kończy się dziś – ale trwa codziennie.

Dlatego kochajmy Eucharystię. Nie rezygnujmy pochopnie z niedzielnej Mszy św.; starajmy się zawsze przyjmować Jezusa do serca. Bo On chce być naszą mocą, naszą siłą. Jezus, w pokornym znaku chleba i wina przemienionych w Jego Ciało i Krew, wędruje z nami jako nasza siła.

Dziś, dziękując za ten wielki dar Jego obecności, w procesji zapraszamy Go pomiędzy nasze domy – obyśmy nie tylko dziś, ale zawsze zapraszali Go do naszych serc. Amen.

NIEDZIELA NAJŚWIĘTSZEJ TRÓJCY

Ikona Miłości – obraz religijny

Uczyniłeś nas niewiele mniejszymi od aniołów! (Ps 8,6)

W Uroczystość Trójcy Przenajświętszej stajemy wobec jednej z najgłębszych tajemnic naszej wiary. Choć ludzki rozum nie jest w stanie w pełni jej pojąć, możemy dostrzec działanie Trójcy Świętej w historii zbawienia i naszym codziennym życiu. Spróbujmy więc spojrzeć na Boga w Trójcy Jedynego jako Tego, który nieustannie zwraca się ku człowiekowi – ku jego dobru, zbawieniu i szczęściu. Chcąc zrozumieć tajemnicę Trójcy Przenajświętszej, spróbujmy zobaczyć Pana Boga w Trójcy Jedynego jako zwróconego całkowicie ku człowiekowi: jego dobru i szczęściu. Wyraża to zachwyt, jakiemu ulega psalmista, gdy woła: „Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?” (Ps 8,5).

W Piśmie Świętym mamy wiele dowodów na to:

  • Choćby stworzenie człowieka. Wygląda ono zupełnie inaczej niż stworzenie wszystkiego innego. Tutaj pojawia się pierwsza przesłanka, by odkryć Trójcę Przenajświętszą: „Uczyńmy człowieka na nasz obraz”(Rdz 1,26). Pan Bóg lepi człowieka i wkłada w to całą swoją miłość. Wydobywa nas z nicości do pełni miłości.
  • Po grzechu pierworodnym Pan Bóg szuka człowieka: „Gdzie jesteś?”(Rdz 3,9).
  • W niewoli egipskiej Pan Bóg podejmuje ogromny wysiłek, by wyrwać swój naród z niewoli i uczynić go całkowicie wolnym.

Wyjątkowe działanie całej Trójcy Przenajświętszej na rzecz człowieka ukazuje nam Eucharystia. Mamy tu realizację obietnicy Pana Jezusa, który mówi „Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba” (por. J 6,32), którym będzie ciało Pana Jezusa. Gdy więc słyszymy słowa przeistoczenia, możemy się przekonać, jak wierny swoim obietnicom jest Pan Bóg: Ojciec prawdziwie daje nam swego Syna na pokarm. Widzimy tu oczywiście również Ducha Świętego, który jest tą mocą, dzięki której w Eucharystii Pan Jezus staje się prawdziwie obecny pośród nas i dla nas. Możemy więc zapytać:

  • Czy odkrywam to nieustanne działanie i zatroskanie Trójcy Przenajświętszej w swoim życiu?
  • Czy za to dziękuję?
  • Czy uwielbiam Trójcę Przenajświętszą choćby poprzez piękne, poprawne wykonywanie znaku krzyża i wypowiadanie słów: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”?
  • Czy i jak często posługuję się wezwaniem: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu…”, by w ten sposób oddawać chwałę Trójcy Przenajświętszej?
  • I wreszcie: czy moje życie jest całkowicie nastawione na Pana Boga – jako odpowiedź na Jego bycie dla mnie? Czy żyję z Panem Bogiem i dla Pana Boga?

W chrzcie świętym zostałem naznaczony imionami Trójcy Przenajświętszej, a więc moje życie zostało włączone w życie Boże: stałem się dzieckiem Bożym oraz bratem/siostrą Pana Jezusa.

Gdy tracę to życie przez grzech, zostaje mi ono przywrócone w sakramencie pokuty i pojednania – znów w imię Trójcy Przenajświętszej. Kapłan wypowiada wtedy słowa: „I ja odpuszczam ci grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

I przez to, że właśnie tu pozwalam na działanie Pana Boga w moim życiu, oddaję Mu chwałę, „Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga” (Mk 2,7.10).

Piękną tradycją katolicką było znaczenie krzyżem nowego bochenka chleba, dziękując w ten sposób Panu Bogu za owoc ziemi i pracy rąk ludzkich.

Podejmując pracę, rozpoczynając podróż, czynimy znak krzyża, aby wszystko to było wykonywane z Bożą pomocą i na chwałę Pana Boga.

Niech więc ta tajemnica – choć przekracza nasze ludzkie pojęcie – stanie się dla nas nie tylko przedmiotem refleksji, ale przede wszystkim inspiracją do życia z Bogiem i w Bogu. Trójca Przenajświętsza nie jest ideą abstrakcyjną – to żywa obecność Miłości, która nieustannie działa dla nas. Starajmy się odpowiadać na tę miłość całym sercem, życiem i codziennym świadectwem. Amen.

NIEDZIELA ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO

UROCZYSTOŚĆ ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO 8.06.2025 – Bazylika ...

Już za czasów Apostołów wierzono, że człowiek staje się uczniem Chrystusa poprzez dwa elementy: chrzest przyjęty w imię Trójcy Świętej oraz otrzymanie daru Ducha Świętego. Oba te elementy były konieczne i oba dokonywały się przez dwa znaki zewnętrzne: polanie lub zanurzenie w wodzie oraz nałożenie rąk. Na ogół miało to miejsce w jednym obrzędzie, ale bywało, że nałożenie rąk następowało po pewnym czasie od chrztu. Zdarzyło się też – choćby w historii rodziny Korneliusza, opisanej w Dziejach Apostolskich – że wylanie Ducha Świętego poprzedzało chrzest.

Z biegiem wieków ukształtowały się dwa odrębne ryty sakramentalne: chrzest i bierzmowanie, w Kościele Zachodnim oddzielone od siebie o kilka, a nawet kilkanaście lat – zwłaszcza gdy chrzczono niemowlęta, a bierzmowanie stało się sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej.

Można jednak zadać pytanie o związek darów Ducha Świętego z tym, co nazywamy dojrzałością chrześcijańską. Istnieje starożytne porównanie, które chyba najlepiej to tłumaczy: mianowicie, dojrzały chrześcijanin to ktoś, kto staje się Księgą Słowa Bożego dla świata, dla innych ludzi.

Może to wywoływać zakłopotanie… Ja miałbym być Księgą Słowa Bożego? Ja, zwykły człowiek, przeciętny chrześcijanin? Przecież Księgą Słowa Bożego jest Pismo Święte. Święte. A ja?

Ale czyż o tym właśnie nie mówią teksty Pisma Świętego przeznaczone na dzisiejszą uroczystość i ogólnie wszystkie zapowiedzi Pana Jezusa dotyczące Ducha Świętego, którego mieli otrzymać wierzący w Niego?

Pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich mówi o tym, że w dniu Pięćdziesiątnicy Apostołowie zaczęli mówić różnymi językami, tak że przybyli z różnych krajów ludzie mogli ich rozumieć i słyszeć głoszone w ich mowie wielkie dzieła Boże, czyli Ewangelię. Moc Ducha Świętego, o której mówi Jezus, sprawiła, że byli w stanie głosić Słowo Boże każdemu, kto ich słyszał. Dziś zapewne ten dar mówienia różnymi językami nie jest tak powszechny, ale w istocie chodzi o coś innego. Duch Święty sprawia, że nasze ludzkie słowa nabierają mocy – mogą stać się świadectwem. I to nie muszą być od razu słowa z obszaru religii. Moc Ducha Świętego sprawia, że zwykłe słowa życzliwości, szacunku, przyjaźni mogą przemieniać świat i świadczyć o Chrystusie oraz Jego miłości do wszystkich.

Drugie czytanie mówi natomiast o czynach. Duch Święty daje nam moc, by nasze czyny były czynami miłości, mogły podobać się Bogu, nieść ludziom pomoc i dobro. I znów – to mogą być, oczywiście, cuda, podobne tym, jakie dokonywały się przez Apostołów. Ale czyż – zwłaszcza w dzisiejszym świecie, tonącym w egoizmie, narcyzmie, nienawiści – dłoń wyciągnięta w geście bezinteresownej pomocy, przebaczenia, zgody nie staje się cudem? Cudem Chrystusa, który może zmieniać ludzkie serca.

Duch Święty sprawia, że poprzez nasze słowa i czyny możemy stawać się świadkami. Czyli Księgą Słowa Bożego. Bo czyż właśnie słowa i czyny Jezusa Chrystusa, zapisane w Ewangeliach, nie są tą Księgą? Duch Święty nieustannie pisze tę Księgę przez życie każdego z nas – ucznia Chrystusa, ochrzczonego i bierzmowanego. Ale to od nas zależy, na ile to słowo zapisane naszym życiem będzie czytelne dla innych.

Czyż tego właśnie nie potrzeba dziś najbardziej naszej Ojczyźnie? Ojczyźnie, która czterdzieści pięć lat temu powstała z ciemności beznadziei na wołanie Namiestnika Chrystusowego: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi”. Ojczyźnie, która dziś jest na pół rozdarta, a po obu stronach są ci, którzy uważają się za uczniów Chrystusa. Czyż nie potrzeba dziś słów i gestów szacunku, życzliwości, przebaczenia, które nas na nowo zjednoczą?

Dlatego wołamy:

Serc wierzących wnętrza
Poddaj Twej potędze…
Ulecz serca ranę…
Rozgrzej serca twarde…
Prowadź zabłąkane…

VII NIEDZIELA WIELKANOCNA

UROCZYSTOŚĆ WNIEBOWSTĄPIENIA PAŃSKIEGO

Obraz religijny na płótnie Wniebowstąpienie - sklep Grafiki Obrazy Rozmiar 30x50cm Rodzaj produktu obraz na płótnie

W przełomowych momentach historii zbawienia pojawiają się aniołowie, którzy towarzyszą uczniom. W dzisiejszym pierwszym czytaniu również słyszymy o ingerencji aniołów. Do zdziwionych i zaskoczonych uczniów kierują oni słowa: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1,11). To pytanie nie jest skierowane tylko do Apostołów w momencie Wniebowstąpienia Jezusa. Jest to pytanie, które dotyczy każdego z nas. To pytanie o to, czy ziemia, na której się znajdujemy i żyjemy, jest rzeczywiście naszym ostatecznym przeznaczeniem, czy może istnieje jeszcze inny horyzont, który można dostrzec oczami wiary.

Dzisiejsza uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego jest dla nas przypomnieniem o tym, co jest ostatecznym celem ziemskiego pielgrzymowania każdego człowieka. Jest to wezwanie, aby nie bać się patrzeć w kierunku Boga. W Bogu jesteśmy w stanie odnaleźć ostateczny sens naszego życia. Takie spojrzenie jest możliwe dzięki wierze, która rozszerza nasze horyzonty. Wielu ludzi wierzy dziś w – niestety często powielane – kłamstwo, że wiara w Boga to przeżytek, że ogranicza człowieka i że jest czymś, o czym należy zapomnieć. Na przestrzeni historii widzimy, że tam, gdzie człowiek wyrzuca Boga ze swojego życia i stara się być sam dla siebie bogiem, zaczyna się prawdziwy dramat osobisty i dramat ludzkości

W swoim pierwszym przemówieniu papież Leon XIV powiedział:

Również dzisiaj nie brakuje kontekstów, w których wiara chrześcijańska jest uważana za coś absurdalnego, przeznaczonego dla osób słabych i mało inteligentnych; kontekstów, w których przedkłada się nad nią inne zabezpieczenia, takie jak technologia, pieniądze, sukces, władza, przyjemności. Są to środowiska, w których nie jest łatwo świadczyć i głosić Ewangelię, a człowiek wierzący jest wyśmiewany, prześladowany, pogardzany lub co najwyżej tolerowany i traktowany z litością. A jednak właśnie dlatego są to miejsca, w których misja jest pilna, ponieważ brak wiary często pociąga za sobą dramaty, takie jak utrata sensu życia, zapomnienie o miłosierdziu, naruszanie godności osoby ludzkiej w jej najbardziej dramatycznych formach, kryzys rodziny i wiele innych ran, przez które cierpi nasze społeczeństwo” (9 maja 2025).

Tym bardziej aktualne są dziś słowa, które Jezus wypowiada do uczniów: „Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8).

Dzięki światłu wiary, które umacnia w nas otwartość na działanie Ducha Świętego, jesteśmy w stanie nie tylko patrzeć w niebo, lecz także mocno stać stopami na ziemi i dawać świadectwo o wartości wiary, która nadaje sens życiu.

W 2006 roku papież Benedykt XVI przybył jako pielgrzym do Polski. Myślą przewodnią tamtej pielgrzymki było wezwanie: „Trwajcie mocni w wierze”. W uroczystość Wniebowstąpienia, w Krakowie (28 maja 2006), skierował do Polaków słowa, które pozostają aktualne również dzisiaj. Są one najlepszym komentarzem i wyjaśnieniem tego, co aniołowie mówią do uczniów – ale także do nas współczesnych: Ja, Benedykt XVI, następca Papieża Jana Pawła II, proszę was: Byście, stojąc na ziemi, wpatrywali się w niebo – w Tego, za którym od dwóch tysięcy lat podążają kolejne pokolenia żyjące na naszej ziemi, odnajdując w Nim ostateczny sens istnienia.

Proszę was, byście umocnieni wiarą w Boga, angażowali się żarliwie w umacnianie Jego Królestwa na ziemi – Królestwa dobra, sprawiedliwości, solidarności i miłosierdzia.

Proszę was, byście odważnie składali świadectwo Ewangelii przed dzisiejszym światem, niosąc nadzieję ubogim, cierpiącym, opuszczonym, zrozpaczonym, łaknącym wolności, prawdy i pokoju.

Proszę was, byście, czyniąc dobro bliźniemu i troszcząc się o dobro wspólne, świadczyli, że Bóg jest miłością.

Proszę was w końcu, byście skarbem wiary dzielili się z innymi narodami Europy i świata – również przez pamięć o waszym Rodaku, który jako Następca św. Piotra czynił to z niezwykłą mocą i skutecznością.

Proszę was: trwajcie mocni w wierze! Trwajcie mocni w nadziei! Trwajcie mocni w miłości!”.  A co to oznacza w praktyce? To, że patrzenie w niebo nie zwalnia nas z odpowiedzialności za świat, w którym żyjemy. Każdy dzień jest szansą, by poprzez modlitwę, uczciwą pracę, troskę o rodzinę i pomoc potrzebującym – uczynić naszą codzienność miejscem obecności Boga. Stańmy się dla innych świadkami nadziei, którzy pokazują, że można żyć inaczej: z głową w niebie, ale sercem tu, pośród ludzi.

 

 

ŚWIĘTO NAWIEDZENIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY 31 V 2025

MSZE ŚW. O 7.00, 8.30,…..RÓŻANIEC O 17.45., MSZA O 18.00.

Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny – święto - Homilie Rok ...

Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie przyjedziecie. Tak bardzo za wami tęskniłem, bo to już siedem lat minęło. Chciałem też zobaczyć i ciebie, i tę twoją żonę, i te wasze dzieci, jak rosną. Synku, wreszcie się zdecydowałeś częściej do rodzinnego domu przyjeżdżać. Ja tu sam jestem, tęsknię za tobą. Jak idę na cmentarz, to z twoją mamą sobie trochę pogadam. Bardzo mi jej brakuje. Jak na ciebie patrzę, to widzę Zosię, twoją mamusię widzę. Synku, bardzo za tobą tęsknię i proszę cię, szybko mnie znowu odwiedź, znowu bądź koło mnie” – słowa taty na lotnisku. Tymi wzruszającymi słowami rozpoczynam dzisiejsze rozważanie, bo niosą one w sobie sedno ludzkiego pragnienia – bycia razem. Spotkania. Nawiedzenia. To właśnie ono jest istotą dzisiejszego święta – Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Człowiek jest osobą wspólnototwórczą i przeważnie nie lubi samotności. Dlatego lubimy się spotykać, odwiedzać i rozmawiać ze sobą. To nasze naturalne zachowanie, które wynika z naszej natury. Bóg jako nasz Stwórca doskonale o tym wie, więc nie tylko to wykorzystuje w kontakcie z nami, ale do tego samego nas zaprasza. Dzisiejsze święto daje nam możliwość zrozumienia, czym jest nawiedzenie. Okazuje się bowiem, że patrząc na historię zbawienia, można wskazać cztery formy nawiedzenia. Pierwsze dwa to te biblijne, dokonane kiedyś, natomiast drugie dwa to te, do których jesteśmy zaproszeni dzisiaj. Zdajemy sobie sprawę, że Bóg był zawsze obecny w życiu człowieka, nawet gdy ludzie od Niego odchodzili. Jednak gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg dokonał najwspanialszego pierwszego nawiedzenia. Prawdę tę wypowiedział Zachariasz, gdy Jezusa wnoszono do świątyni: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela, bo nawiedził lud swój i odkupił…” (Łk 1,68). To wyjątkowe pierwsze nawiedzenie to Wcielenie Syna Bożego, które rozpoczęło dzieło Odkupienia świata i człowieka. Wszystkie zapowiedzi i proroctwa spełniły się w chwili Zwiastowania, kiedy mocą Ducha Świętego Dziewica zgodziła się na Bożą propozycję i poczęła Syna. W ten sposób Bóg nawiedza swój lud, by go wyzwolić spod władzy grzechu i dać mu nadzieję zbawienia.

Drugie nawiedzenie to dzisiejsze święto, kiedy to Maryja idzie z Jezusem pod swoim sercem do Ain Karim, do swojej krewnej Elżbiety. Główną motywacją tych odwiedzin była chęć niesienia pomocy starszej kuzynce. Jednak o wiele ważniejsze jest to, że Syn Boży odwiedza tego, który będzie przygotowywał Izraela do uznania w Jezusie Mesjasza. W tym nawiedzeniu Duch Święty, który sprawił, że Maryja poczęła Dziecko, napełnia radością Elżbietę oraz Jana, który jest w jej łonie. To nie tylko spotkanie dwóch matek, ale spotkanie Boga z „głosem wołającym”, by zwrócić serce i życie narodu wybranego ku Bogu.

Kolejny sposób nawiedzenia (trzecie nawiedzenie) doświadczamy my, współcześnie żyjący. Bo Bóg dzisiaj chce się spotykać z nami. Prorok Sofoniasz o tym przypomina: „Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą, odnowi cię swoją miłością…” (So 3,17). Gdzie On dzisiaj przybywa do nas? Jest ciągle obecny w swoim Kościele. To tutaj, w świętych sakramentach, nawiedza nas i umacnia swoim Duchem. W liturgii, w czytaniach, mówi do nas, napełnia nadzieją, pokazuje, jaka droga prowadzi ku zbawieniu. Wreszcie ostatni rodzaj nawiedzenia (czwarte nawiedzenie) to nasze zaangażowanie, by zanieść Jezusa do innych. Od nas bowiem często zależy, czy żyjący obok nas ludzie spotkają Jezusa. Tak jak Maryja idąc w góry była pierwszym „żywym i chodzącym tabernakulum”, niosąc Jezusa pod sercem, tak samo my, przyjmując Jezusa Eucharystycznego, winniśmy Go wynieść z kościoła w te środowiska, w których żyjemy na co dzień. To dzięki nam Bóg dziś może odwiedzić ludzi zagubionych w życiu lub poszukujących sensu.

 

„Wolontariuszka posługująca w parafialnym Caritas odwiedza chorą na nowotwór sąsiadkę. W mieszkaniu – spotkanie rodzinne, przyjęcie imieninowe. Obok w pokoju – samotnie leżąca chora, już w stanie agonalnym. Ela zaprasza rodzinę do wspólnej modlitwy z babcią. «Teraz nam nie zawracaj głowy, później przyjdziemy». Sama modli się na różańcu o spokojną śmierć dla sąsiadki. Jakie było zdziwienie rodziny, kiedy usłyszeli, że babcia już zmarła. Mieli możliwość towarzyszenia w tak ważnej chwili, jaką jest umieranie, ale ją przegapili. Mogli się spotkać i być razem, tworzyć wspólnotę – wybrali coś innego. Tylko dzięki Eli ta starsza kobieta doświadczyła nie tylko odwiedzin życzliwej osoby, ale nawiedzenia Boga, który pomógł jej spokojnie odejść z tego świata”.

Wszyscy jesteśmy zaproszeni do tego, by tak jak Maryja, być nosicielami Boga dla innych. Święto Nawiedzenia nie jest tylko wspomnieniem przeszłości, ale zaproszeniem na dziś: Bóg nawiedza mnie, abym i ja stał się Jego obecnością dla drugiego człowieka.  Papież Franciszek, 31 maja 2013 r.:

Maryjo, niewiasto słuchająca, otwórz nasze uszy; spraw, abyśmy umieli słuchać słowa Twego Syna Jezusa pośród tysięcy słów tego świata.

Spraw, abyśmy umieli słuchać rzeczywistości, w której żyjemy, każdej napotkanej osoby, zwłaszcza tej, która jest uboga, w potrzebie czy w trudnej sytuacji.

Maryjo, niewiasto decyzji, oświeć nasz umysł i nasze serce, abyśmy umieli być posłuszni bez wahania Słowu Twego Syna Jezusa. Daj nam odwagę podejmowania decyzji, żebyśmy nie pozwolili na to, by inni kierowali naszym życiem.

Maryjo, niewiasto działania, spraw, by nasze ręce i nasze stopy poruszały się „z pośpiechem” ku innym, żeby nieść miłosierdzie i miłość Twojego Syna Jezusa, żeby nieść w świat – tak jak Ty – światło Ewangelii. Amen.