XXX NIEDZIELA ZWYKŁA

Bartymeusz – człowiek, który nie doceniał siebie ...

Przekonujemy się wielokrotnie, jak wspaniałym darem jest nasza zdolność widzenia i dobry wzrok. Dzięki oczom możemy dostrzegać światło, rozróżniać kolory, dostrzegać piękno kwiatów, rozpoznawać ludzi. Jednak nasze oczy nie mogą zobaczyć wszystkiego.

„Oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. To, co najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu” – powiedział lis do Małego Księcia (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę). Rzeczywiście, pomimo różnych technicznych i technologicznych pomocy często widzimy rzeczy jedynie z zewnątrz, nie pojmując tego co jest wewnątrz.

Niewidomy Bartymeusz, bohater dzisiejszej Ewangelii, żyje w wiecznej nocy, pozbawiony światła, kolorów i obrazów. Zarabia na życie, żebrząc przy drodze z Jerycha do Jerozolimy. W trakcie kolejnego dnia swojego trudnego życia słyszy, że nadchodzi Jezus wraz z uczniami.

Bartymeusz dobrze wie, że jest niewidomy. Ale oczami swego serca zdaje się rozumieć, kim jest Ten, który się zbliża. Z pewnością wiele razy słyszał już o Jezusie z Nazaretu, który ma moc uzdrawiania. Z pewnością pragnął Go spotkać i przedstawić Mu swoją prośbę. Nazywa Jezusa Synem Dawida, rozpoznaje więc w Nim zapowiadanego Mesjasza Wybawcę. Dlatego głośno woła i prosi: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” (Mk 10, 47). Nie pozwala się zatrzymać ludziom będącym w pobliżu i woła jeszcze głośniej. Zrzuca nawet płaszcz, który miał na sobie, aby tylko szybciej znaleźć się w pobliżu Jezusa i prosić Go o przywrócenie wzroku. Jezus wysłuchuje jego prośby widząc jego wiarę. Uzdrawia go przywracając mu zdolność widzenia.

Postawa Bartymeusza uczy nas, że głębsze widzenie świata i naszego życia rozpoczyna się wraz z pragnieniem spotkania Jezusa i otwarcia przed Nim naszego serca.

Zauważamy jednak w obecnej rzeczywistości, że wielu współczesnych ludzi, którzy uważają się za spełnionych, nie chce wychodzić na spotkanie Jezusa i prosić o Jego miłosierdzie. Ci, którzy są zadowoleni ze swojej własnej perspektywy i myślą, że przejrzeli wszystko, świat, ludzi i życie, nie potrzebują Jezusa i pozostają w swoim zaślepieniu. Często żyją na powierzchni, nie zastanawiając się nad głębszym sensem rzeczywistości współczesnego świata i swojego życia, nie pytając o jej ostateczny sens. Nie rozumieją jej, bo nie patrzą na nią oczami serca i w świetle wiary. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę).

Na początku potrzebne jest nasze szczere przyznanie się, że w naszym życiu potrzeba czegoś więcej niż tylko jedzenia, picia i zabawy. Potrzebujemy szczere przyznać się, że: Nasza wiedza wymaga większego światła, niż sami możemy znaleźć. Nasza wola potrzebuje więcej bodźców niż te, które sami jesteśmy w stanie wytworzyć. Nasza miłość potrzebuje więcej siły, niż sami posiadamy. Nasze działania wywołują większe poczucie winy, niż jesteśmy w stanie zrekompensować. Dopiero wtedy może zrodzić się wołanie: „Panie, ulituj się nade mną!” (Mk 10, 47).

Jest to stare zawołanie, które Kościół powtarza w czasie Eucharystii jako „Kyrie eleison” (Panie, zmiłuj się!). U Bartymeusza, podobnie jak w czasie liturgii, ta prośba jest jednocześnie wyznaniem wiary w Jezusa. Jest to wołanie człowieka, który wie, że sama z siebie nie jest w stanie się uzdrowić. Jest to modlitwa, która pokazuje, że potrzebujemy uzdrawiającej mocy Jezusa.

Jezus zmiłował się nad Bartymeuszem widząc jego wiarę i otwarte serce. Przywrócił mu wzrok. Ale ta zdolność widzenia, którą otrzymał w darze od Jezusa, pozwoliła mu też widzieć głębiej. Ewangelista pisze, że Bartymeusz „przejrzał i szedł za Nim drogą” (Mk 10, 52). Oznacza to, że został uczniem Jezusa i towarzyszył Mu w drodze do Jerozolimy i na Golgotę. Tylko ten, kto pozwala Jezusowi uwolnić się od własnego zaślepienia, może zrozumieć Jezusa i pójść Jego drogą na Golgotę. Ten, kto wierzy, widzi więcej niż ten, kto nie wierzy. Przed tym, kto wierzy, otwiera się przed nim szerzej Boża rzeczywistość – dostrzega, że dobry Bóg wszystko stworzył, kocha człowieka i posłał swego Syna, aby objawić, ukazać nam swoją miłość i powołać nas do doskonałości w swoim królestwie.

Prawdziwy cud dokonuje się wtedy, gdy w odpowiedzi na naszą prośbę Jezus pozwala nam głębiej widzieć samych siebie – nasze mocne-dobre strony i słabości, naszą potrzebę zbawienia i powołania do doskonałości razem z Nim. W tym świetle wiary radość i cierpienie, młodość, starość i śmierć zyskują nowe znaczenie jako droga za Jezusem do domu Ojca.

Niech dzisiejsze słowa Bartymeusza „Jezusie…, ulituj się nade mną” (Mk 10, 47) staną się również dla nas modlitwą o dar uzdrowienia naszego serca z duchowej ślepoty. Niech będą prośbą o ożywienie naszej wiary i głębsze widzenie otaczającej nas rzeczywistości. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu” (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę).

XXIX NIEDZIELA ZWYKŁA

20.10 – 29. Niedziela zwykła - KERYGMA - katecheza w Sieci

Pragnienie bycia znanym i cenionym wydaje się dobrym, motywującym bodźcem w życiu człowieka. Jednak uważna lektura historii świata i ludzi pokazuje, że ten bodziec ma swoją ciemną stronę, gdy przekształca życie jednostki – konkretnego człowieka w walkę o władzę, wpływy, pozycję, supremację i wielkość.

Niektórzy ludzie, a nawet narody czy miejsca, mają przy swoich imionach lub nazwach określenia takie jak „wspaniały” czy „wielki”. Przykłady to:

Aleksander Wielki,
Wielka Brytania,
Wielkie Cesarstwo Rzymskie,
Wielki Mur Chiński.

Pragnienie wyróżnienia się i bycia kimś kształtuje nas od najmłodszych lat, kiedy angażujemy się w różne konkursy, zabawy i wyścigi. Wraz z upływem lat coraz częściej mierzymy się z rywalizacją i konkurencją, a także mamy coraz więcej pragnień, marzeń, planów i ambicji.

Dwaj bracia, Jakub i Jan, przychodzą w dzisiejszej Ewangelii z prośbą do Jezusa. Chcieli zająć znaczące miejsce w nowej rzeczywistości, którą Jezus nazywał Królestwem Bożym. Prawdopodobnie nie spodziewali się, że drogą do wielkości okaże się służba innym.

Cóż to za dziwna filozofia – osiągnąć wyższą pozycję w życiu poprzez posługę innym! Wydaje się to nierealne. Kto odniósł życiowy sukces, będąc drugim, a nawet ostatnim, w różnych aspektach życia?

Przyszedłem nie po to, by Mi służono, ale by służyć (Mk 10, 45) – taką wizję drogi do osobistej wielkości proponuje Jezus. To drogowskaz dla wszystkich Jego naśladowców. Taka postawa, oddanie siebie, swoich zdolności i czasu na rzecz innych, bez szukania innej nagrody niż świadomość, że jest to warte trudu, jest jednym z ideałów, które kreśli Jezus.

W dzisiejszym społeczeństwie napędzanym technologią komputery i inne urządzenia oferują nam drogi na skróty, które często wybieramy nie tylko w sferze technologii, ale i w życiu. Ludzie chcą wznieść się na wyżyny bez mozolnego wspinania się po drabinie; chcą dostać się do Ziemi Obiecanej bez przechodzenia przez pustynię; chcą nosić koronę bez noszenia krzyża.

Mahatma Gandhi podsumował to dążenie w siedmiu grzechach głównych współczesnego świata:

  1. Bogactwo bez pracy.
  2. Przyjemność bez sumienia.
  3. Nauka bez człowieczeństwa.
  4. Wiedza bez charakteru.
  5. Polityka bez zasad.
  6. Handel bez moralności.
  7. Religia bez poświęcenia.

Nie wiecie, o co prosicie (Mk 10, 38) – ostrzega Jezus Jakuba i Jana. Prosili o zaszczytne miejsca w Królestwie, a wyprosili sobie krzyż. Jakub zginie ścięty mieczem Heroda Agrypy I, jako pierwszy męczennik spośród apostołów. Jego brat Jan przeżyje długie, choć trudne życie. Tradycja mówi, że i on nie uniknął prześladowań, tortur, a w końcu wygnania.

 

Czy otrzymali zaszczytne miejsca, o które prosili? Nie ma sensu spekulować na temat nagrody w niebie – miejsca tam są przydzielane przez Ojca. Wielkości nie osiąga się przez prośbę czy protekcję. Jezus mówi jasno: Kto chciałby być wielki między wami, niech będzie sługą waszym (Mk 10, 43).

Schodami do nieba jest służba, bycie dla drugich. A gdy marzymy o wielkich rzeczach, idźmy do Jezusa. Niech On sam oceni, co z tego może się udać. Może nie od razu miejsca po prawej i lewej stronie tronu, ale coś prostszego: piękne, wartościowe życie, bliskie Bogu i pożyteczne dla innych.

15 X DZIEŃ DZIECKA UTRACONEGO

15 października 2024 Dzień Dziecka Utraconego | Poroniłam.pl

Dzień Dziecka Utraconego

Msza Święta: 15 października w wtorek 17.17 modlitwa różańcowa a Msza Św. o godzinie 18.00. Będziemy się modlić w intencji rodzin, które utraciły dzieci.

Dlaczego 15 października?

Bo tyle trwa ciąża począwszy od 1 stycznia. Dlaczego jest tak ważny? Bo nie ma chyba rodziny, w której nie zdarzyłoby się to nieszczęście, polegające na tym, że to rodzice odprowadzają swoje dzieci do bram wieczności a nie dzieci rodziców.

Świat staje do góry nogami i wszystko ulega przewartościowaniu.

„Czas leczy rany” … taki banał często powtarza się osobom, którym zmarło dziecko. Ma to być pocieszenie, a wychodzi zupełnie odwrotnie. Zamiast powtarzania słów, które nic nie wnoszą, lepsze jest milczenie, uścisk dłoni, przytulenie, ciepłe spojrzenie, współczujący uśmiech, a przede wszystkim modlitwa. Nie ma na to żadnej reguły, choć psychologia podaje ich mnóstwo. Wszystko jednak zależy od relacji osobowej z drugim człowiekiem i wyczucia, co najlepiej w danym momencie zrobić.

Jedno jest pewne. Są osoby, u których nagle wybucha rozpacz po stracie dziecka – gdzieś wcześniej zduszona – po dwudziestu, trzydziestu latach po jego śmierci, a są również takie, które już po roku od dramatycznego zdarzenia, po przebyciu okresu żałoby są w stanie pożegnać dziecko, pogodzić się z tym faktem i zupełnie normalnie funkcjonować.

Często słyszy się „minie parę lat, zapomnisz”. A zapomnienie to nie jest uleczenie. Kiedy się o czymś „zapomina” to zawsze może się również przypomnieć i to niewiadomo w jakim niespodziewanym momencie. Poza tym czas nie jest osobą. Jak bardzo potrzebne nam są konkretne Osoby do pomocy w różnych trudnych momentach naszego życia – wszyscy dobrze wiedzą. A więc czas odpada. Wraz z „czasem” możemy powiedzieć „jakoś to będzie”. My jednak nie chcemy żeby „jakoś to było” – chcemy prawdziwego, rzeczywistego uleczenia a potem życia w całkowitym zdrowiu. A zatem czas nie przyjdzie do nas, żeby nas przytulić kiedy płaczemy, żeby wesprzeć życzliwym słowem, kiedy stoimy na krawędzi. Czas z nami nie będzie kiedy płaczemy, bo czas ucieka, ciągle jest go za mało. A my, kiedy cierpimy chcemy się zatrzymać. Często rodzice po stracie opowiadając o okolicznościach w jakich doszło do wypadku lub innego tragicznego zdarzenia mówią „moje dziecko nie żyje … dla mnie czas się zatrzymał, ale świat gna dalej na oślep.”.

Zamiast wszelkich nietrafionych pocieszeń, rodzice po stracie dziecka proszą o modlitwę, a Dzień Dziecka Utraconego jest między innymi po to, aby o tym przypomnieć naszym rodzinom, przyjaciołom, znajomym.

DZIEŃ EDUKACJI NARODOWEJ 2024

Jezus Chrystus Nauczyciel Ikona W St Constanstine I Helena ...

Dzień Edukacji Narodowej. Świętują nauczyciele, katecheci, pedagodzy i wychowawcy

Modlitwa za nauczycieli

Spis modlitw za nauczycieli pracowników oświaty

Modlitwa za nauczycieli

Ojcze niebieski! któryś nie puścił samego człowieka na ten padół płaczu, aleś mu przydał niewidzialnie Anioła Stróża, a widzialnie powierzyłeś go rodzcom i nauczycielom; który Syna swego na świat zesłałeś, aby nas nauczył, w co wierzyć i co czynić mamy, abyśmy byli zbawieni: okaż o Boże szczególne miłosierdzie nad nauczycielami, a mianowicie nad tymi, którzy mnie nauczają (tu wymień nazwisko nauczyciela, nauczyielki lub nauczycieli, za których się modlisz). Daj im (lub jemu) zdrowie dobre, długie życie i pozwól, aby nauki, które w sercach młodzieży zaszczepiają, przynosiły obfite owoce. Zapal nasze serca, abyśmy byli posłuszni naszym nauczycielom, i nie martwili ich złemi czynami, a mianowicie nieposłuszeństwem i lenistwem. Spraw dobry Boże, abyśmy razem po zgonie osągnęli Królestwo Twoje, przez zasługi Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Modlitwa za nauczycieli za wstawiennictwem św. Jana de la Salle

Boże, Ty powołałeś świętego Jana Chrzciciela de la Salle, aby wskazywał młodzieży drogę zbawienia, wzbudź w swoim Kościele wychowawców, którzy z całym oddaniem będą wychowywać młodzież na dobrych ludzi i prawdziwych chrześcijan. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

Modlitwa za tych, którzy nas uczą

W KOŚCIELE W JABŁONNIE 17.15 RÓŻANIEC W INTENCJI NAUCZYCIELI

XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA

XXVIII Niedziela Zwykła - liturgia.wiara.pl

Myślę, że jesteśmy bardzo podobni do młodzieńca z dzisiejszej Ewangelii, który przychodzi do Jezusa i pyta: „Co mam zrobić, aby osiągnąć życie wieczne?”. Każdy z nas pragnie trafić do nieba i osiągnąć życie wieczne. Jak więc to zrobić? Jaką drogę wybrać? W naszych głowach kłębi się mnóstwo pytań i prób odpowiedzi. Nie potrzeba się głowić i zamartwiać szukając odpowiedzi, odpowiedź słyszymy w dzisiejszej Ewangelii: „Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę”. Są to drogowskazy, którymi mamy się kierować, by osiągnąć niebo.

Młodzieniec szybko odpowiada Jezusowi: „Tego wszystkiego przestrzegam od młodości”. I pewnie w tym momencie my sami zaczynamy robić refleksję nad własnym życiem: Jak to jest z moim przestrzeganiem przykazań? Jak wygląda moje życie? Możliwe, że podobnie jak ów młodzieniec stwierdzimy: „Przestrzegam tego wszystkiego od młodości”. Ale może pojawić się też pytanie: „Czego mi jeszcze brak?”.

I tak jak młodzieniec słyszymy słowa Jezusa: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!”. W tym momencie pojawia się problem – zarówno dla młodzieńca, jak i dla nas. Młodzieniec odszedł zasmucony, bo posiadał wiele majątku. Pewnie trudno było mu się z tym rozstać. Być może był przyzwyczajony do dobrego życia. Ktoś nagle mówi mu: „Rozdaj wszystko”, przecież on może ciężką pracą zdobył ten majątek, a może to była jego ojcowizna. Nie znamy jego dokładnej motywacji, ale z pewnością nie był zadowolony z odpowiedzi Jezusa.

A jak to wygląda w naszym życiu? Czy też nie posiadamy wielu rzeczy, których trudno nam byłoby się wyrzec? Czy nie mamy bogactw materialnych, pieniędzy, do których jesteśmy przywiązani? Często bogactwo zmienia nas na gorsze – „odbija nam woda sodowa”. Pieniądze stają się wyznacznikiem naszych relacji, statutu i pozycji społecznej, a także sposobu, w jaki postrzegamy innych. Ale przecież bogactwo nie definiuje naszego człowieczeństwa czy empatii. Można być biednym, a jednocześnie empatycznym i dobrym dla innych – podobnie jak można być bogatym i nie liczyć się z drugim człowiekiem.

Czy Jezus potępia bogatych lub ich bogactwo? Myślę, że nie potępia samego bogactwa, lecz przywiązanie do niego. Mówi, jak trudno ludziom bogatym wejść do Królestwa Niebieskiego: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”. Posiadanie dóbr materialnych nie jest złe, jeśli służą one dobrym celom. Można być zamożnym i dzielić się swoim majątkiem, zamiast gromadzić go wyłącznie dla siebie. Bogactwo może służyć dobrym celom – wszystko zależy od człowieka i jego decyzji. Jednak zbyt często bogactwo nas ogranicza, sprawia, że stajemy się obojętni, zamknięci, podejrzliwi.

Ilustruje to opowieść o szewcu.

Żył sobie szewc. Nie był ani bogaty, ani biedny. Żył szczęśliwie, każdy go szanował. Przez cały dzień śpiewał przy pracy. Ludzie znosili do niego buty, bo dobrze je naprawiał. Dzieci zatrzymywały się przed okienkiem jego warsztatu, gdyż zawsze chętnie z nimi rozmawiał.

Obok szewca mieszkał bardzo bogaty człowiek. Miał wspaniały dom i wielki ogród. Wszystko było otoczone wysokim murem, na bramce do jego posiadłości widniało ostrzeżenie: „Uwaga, złe psy!” Nikt nie znał tego człowieka, bo rzadko wychodził ze swego domu. Pewnego dnia ten bogaty człowiek zaprosił do siebie szewca.

– Jesteśmy od lat sąsiadami. Powinniśmy się wreszcie poznać. Chcę panu ofiarować skromny prezent! – mówił bogaty i dał szewcowi pięknie zawiniętą paczuszkę. Szewc otworzył prezent w domu i oczom nie wierzy – pełny woreczek złotych monet. Nigdy w swoim życiu nie widział naraz tylu pieniędzy! Wszystko należy do niego. Szybko zamknął okienko warsztatu, aby nikt tego nie zobaczył. Na drzwiach umieścił, że źle się czuje i nikogo dzisiaj nie przyjmie.

Patrzył na swoje złote pieniążki. Był teraz bogaty. Ile tego jest? Zabrał się do liczenia. Dotykał każdy pieniążek. Nagle ręka mu zadrżała, bo pomyślał sobie, że ktoś może go okraść.

Zakopię wszystko pod jabłonią. Nie! Schowam wszystko w poduszce. Nie! Ukryję woreczek w piwnicy. Nie! Zaniosę do komory. Nie! – nawiedzały go różne pomysły. Był bardzo niespokojny i tej nocy nie zmrużył oka.

Ludzie myśleli, że jest chory, bo zakład był zamknięty. Dzieci były smutne, bo nikt nie śpiewał. Po kilku dniach szewc nie wytrzymał nerwowo. Pobiegł do bogatego człowieka i powiedział: – Oto pańskie pieniądze! Nie chcę ich! Niech tylko wróci spokój do mnie!

Historia ta uczy nas, że nie samo bogactwo jest problemem, ale to, jak się do niego odnosimy. Wolność od nadmiernego przywiązania do dóbr materialnych pozwala nam zachować otwartość, uczynność i radość życia. Szewc miał swoje bogactwo – uśmiech, śpiew i solidnie naprawiane buty, którymi dzielił się z innymi. Gdy otrzymał pieniądze, zamknął się w sobie, stał się podejrzliwy. Ale w porę zrozumiał, co pieniądze mogą zrobić z życiem człowieka. W porę zrozumiał, że to nie pieniądze powinny kierować jego życiem. Dlatego oddał bogatemu człowiekowi jego pieniądze. Każdy z nas ma coś, czym może się podzielić – bogactwo nie musi być materialne. Warto jednak pamiętać, by nie pozwolić, aby dobrobyt przysłonił nam najważniejszy cel naszego życia – drogę do nieba. Amen.

XXVII NIEDZIELA ZWYKŁA

27 Niedziela Zwykła - Polska Parafia Rzymskokatolicka w Londynie

Podczas gdy współczesne społeczeństwo jest bardzo tolerancyjne dla rozwodów i ponownego małżeństwa, dzisiejsza Ewangelia zachęca nas do refleksji nad ideałem trwałości małżeństwa i wartością zaangażowania na całe życie w małżeństwie. Słowa Jezusa o nierozerwalności małżeństwa przypomniały ideał, który miał w swoim zamyśle Bóg, stwarzając człowieka.

Według Księgi Rodzaju Bóg stworzył człowieka z ziemi, a kobietę z boku mężczyzny. Bóg stworzył „niezbędnego partnera” dla mężczyzny, by jego życie było lepsze i nie było samotne. Tekst sugeruje, że kobieta ma stanąć obok mężczyzny jako równa mu. Jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała – twierdzi mężczyzna. Nazywając poszczególne zwierzęta, sugeruje pewną władzę nad nimi, ale gdy chodzi o kobietę, to rozpoznaje jej imię jako ish-shah, żeńska wersja samego siebie.

Tekst głosi, że Bóg od początku chciał, aby mężczyźni i kobiety współdziałali we wzajemności i partnerstwie. Zgodnie z naszym pierwszym czytaniem, ukierunkowanie mężczyzny i kobiety ku sobie nawzajem znajduje swój najpełniejszy wyraz w małżeństwie: Mężczyzna opuszcza ojca i matkę i łączy się z żoną, a oni stają się jednym ciałem.

Ideał małżeństwa zarysowany w Księdze Rodzaju i przypomniany przez Jezusa wydaje się być coraz trudniejszy do zrealizowania w naszych czasach, w których ponad wszystko ceni się osobiste spełnienie i samorealizację. Nie wszystkie małżeństwa układają się dobrze. Istnieje wiele powodów, dla których małżeństwo może się nie powieść. Możliwe, że strony nie były emocjonalnie dojrzałe w momencie ślubu albo nie były w pełni wolne w wyrażaniu zgody na małżeństwo. Ludzie, którzy nigdy nie myśleli o głębszym, duchowym znaczeniu małżeństwa, mogą poczuć, że ich małżeństwo było niefortunnym błędem. Niektórzy żenią się w pośpiechu, a niektórzy nie potrafią utrzymać swego związku przez dłuższy czas.

Z drugiej strony, rodziny, które pozostały zjednoczone przez lata, pokazują, że miłość może przetrwać burze, które od czasu do czasu spotykają nawet najlepsze związki.

W dniu ślubu para wyrusza w podróż z nadzieją, że ich związek doprowadzi ich do głębszej miłości i partnerstwa wraz z mijającymi latami. Być może ich wczesna miłość do siebie ma cechę zauroczenia lub zakochania i pełna jest emocji i uczuć. Z czasem przychodzi zrozumienie, że trwała miłość jest bardziej oparta na decyzji, niż na emocjach. Panowanie nad emocjami to wyzwanie na całe życie. Ponawianie decyzji o byciu razem i wzajemnym wyborze siebie nawzajem pomaga w budowaniu trwałego związku.

Kościół postrzega małżeństwo jako przymierze między kobietą a mężczyzną, którzy wchodzą w partnerstwo na całe życie. Jest to projekt życiowy, powołanie, dla którego otrzymują łaskę specjalnego sakramentu. Aby małżeństwo się powiodło, potrzebny jest nieustanny wysiłek dobrej woli, współdziałanie z łaską Bożą.

Życie w miłości małżeńskiej z kimś innym oznacza umieranie w sobie moich egoizmów, wad, ponieważ miłość jest rodzajem oddania za kogoś bliskiego. Nasza wiara mówi, że tylko umierając w sobie, jesteśmy zdolni dawać życie innym, bo proces ten zawiera Chrystusową obietnicę życia wiecznego.

Z doświadczenia wiemy, że nie wszystkie małżeństwa odzwierciedlają ideał z dzisiejszego pierwszego czytania i Ewangelii. Wielu z nas ma krewnych, znajomych, których małżeństwa nie przetrwały. Ewangelia jasno mówi, że chociaż Jezus kreśli przed nami ideał relacji międzyludzkich, w tym małżeństwa, nie potępia jednak tych, którym brakuje tej wizji.

Papież Franciszek przypomina nam, że Kościół ma okazywać należyty szacunek ludziom, którzy są w nowych związkach, gdy pierwsze rozpadły się z jakiegokolwiek powodu.

Problemów, z jakimi borykają się związki małżeńskie, nie rozwiążą kazania niedzielnych kaznodziejów, i to bez względu na to, jak głębokie i mądre by były. Kościół w wymiarze lokalnym, czyli diecezjalnym czy też parafialnym, posiada instytucje i programy, które pomagają parom przygotować się do małżeństwa, a później pomagają im radzić sobie z konfliktami, które zagrażają ich wytrwałości. Jeżeli widzisz, że w twoim związku nagromadziło się sporo trudności, skorzystaj z dostępnego poradnictwa małżeńskiego.

 

Żonaci, samotni, konsekrowani, wszyscy jesteśmy wezwani do wzajemnej miłości, choć nie zawsze w pełni potrafimy temu sprostać. W chwilach słabości i niepowodzeń druga część dzisiejszej Ewangelii sugeruje postawę dziecka: Kto nie przyjmuje królestwa Bożego jak małe dziecko, nie wejdzie do niego.

Stoimy przed Panem z sercem dziecka, w naszej słabości i wrażliwości, otwarci na dar miłości Pana. Jest to dar, który daje nam siłę do ciągłego dążenia do celu, ideału, jaki Jezus stawia przed nami wszystkimi.