Kim jest wędrowny nauczyciel, który dokonuje cudownych dzieł? Jak to jest, że jednych zadziwia i oburza, a innym rozpala serca tak, że gotowi są oni natychmiast za nim podążać? Dokąd i po co prowadzi tych, którym przewodzi? Co otrzymamy, idąc za nim? Być może takie lub podobne myśli pojawiały się w umysłach Jana i Jakuba gdy wraz z Piotrem towarzyszyli Jezusowi w drodze na górę. Może jeszcze brzmiało im w uszach zadane niedawno pytanie Jezusa: A wy za kogo mnie uważacie?… Może wciąż rozmyślali o odpowiedzi Piotra – za Mesjasza Bożego – i o tym dlaczego wówczas Jezus surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili (por. Łk 9,20-21). Piotr się pomylił? Ludzie się mylą? A może to Jezus się myli więc tym bardziej trzeba mieć się na baczności? O co w tym wszystkim chodzi?
Nie wiemy o czym myśleli apostołowie, którzy z Jezusem weszli na wzgórze. Wiemy natomiast, że stali się świadkami znaczącego i cudownego wydarzenia, które później będzie wspominane i opisywane słowem PRZEMIENIENIE. Wydarzenie to zawiera również dla nas orędzie, które wciąż jest aktualne.
W małej wspólnocie, zdystansowani nieco od zgiełku codzienności, trzej uczniowie stali się świadkami przemienienia Jezusa, a następnie Jego rozmowy z Mojżeszem i Eliaszem, którzy ukazali się w chwale i rozmawiali o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie (Łk 9,31). To odejście oddane jest w oryginalnym tekście słowem eksodos, czyli tym samym, którym grecki przekład Starego Testamentu określa wyjście Izraelitów z Egiptu. Tamten eksodos – pod wodzą Mojżesza – był dla ludu Bożego wyjściem z niewoli i skierowaniem się w stronę Ziemi Obiecanej. Teraz, w przyszłości najbliższej – za sprawą dzieła Jezusa, którego dokona On w Jerozolimie – nowy lud Boży rozpocznie nową wędrówkę ku wolności od grzechu i ku nowej Ziemi Obiecanej. Jezus natomiast – na podstawie całego zdarzenia, którego trzej apostołowie byli świadkami – okazał się być nie tylko prorokiem, większym niż Eliasz, nie tylko przewodnikiem ludu, większym niż Mojżesz, ale Synem Bożym, którego prawdziwość potwierdził głos z obłoku. Dla apostołów – świadków przemienienia – treści te nie były jedynie „teorią”, ale zostały im objawione w sposób możliwie pełny, przez ich uczestnictwo w wydarzeniu, które dokonało się w chwale (Łk 9,31) i które będzie opisywane odtąd jako PRZEMIENIENIE.
O Przemienieniu na Górze słyszymy w każdą II niedzielę wielkopostną. Jednak, z uwagi na trzyletni cykl czytań, mamy trzy różne dodatkowe konteksty, które są eksponowane właśnie przez czytania, przypadające w danym roku. Kontekst, podpowiadany przez czytania tegoroczne, to obietnica. Zaproszeni jesteśmy – jako adresaci słowa Bożego – by uczestniczyć w wydarzeniu przemienienia na górze i patrzeć nań przede wszystkim w świetle Bożych obietnic (Kiedy Bóg coś obiecuje, zawsze słowa dotrzymuje – śpiewał kiedyś zespół Arka Noego w utworze Stary Abraham).
Pierwsze czytanie to opowieść o obietnicy Boga, złożonej Abramowi. Nie była to pierwsza obietnica w historii ich dialogu, a raczej chodzi tu o ponowienie i uzupełnienie obietnicy. Ponowienie było ważne i potrzebne z prostego powodu, że Abram zaczął w obietnicę wątpić. Bóg nie czynił Abramowi wyrzutów, ale rozumiejąc jego sytuację, powtórzył obietnicę, rozszerzając ją. Wówczas natchniony autor Księgi Rodzaju zapisał zdanie, które było oceną aktualnej postawy Abrama, a dla nas jest ważną podpowiedzią i cenną wskazówką: Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę (Rdz 15,6). W innych tłumaczeniach w miejscu słowa zasługa znajdujemy słowo sprawiedliwość. To znaczy – postawa wiary nie jest jakąś wersją ratunkową życia ani jego trybem awaryjnym. Postawa wiary to normalny i właściwy styl życia, który Bóg pochwala i zaleca, a człowiek ma możliwość (i powinien!) tak właśnie żyć – czyniąc wiarę w obietnicę konkretnym fundamentem przeżywanej codzienności.
Czytanie z listu do Filipian (II czytanie) formułuje Bożą obietnicę następująco: Jezus Chrystus przekształci nasze ciało poniżone w podobne do swego chwalebnego ciała… (Flp 3,21).
PRZEMIENIENIE nie jest zatem wizją artystyczną czy poetycką metaforą, ale bardzo konkretną rzeczywistością. W opisach ewangelistów ma ono charakter zapowiedzi przyszłości (Jezus w chwale, na górze przemienienia, opisywany jest podobnie jak później Chrystus zmartwychwstały), co nie zmienia faktu (a raczej go podkreśla), że chodzi o rzeczywistość, a nie o symboliczne porównania.
Bóg obiecuje więc człowiekowi przemianę. Najpierw zapowiada ją i pozwala (w jakiś sposób i w jakiejś mierze, na razie „nie w pełni”) doświadczyć jej. To są te „pozytywne” momenty w życiu, za sprawą których nabieramy przekonania, że warto wierzyć; wydarzenia umacniające, dodające sił wobec przeciwności na drodze wiary. Później góra przemienienia ustępuje miejsca Golgocie, aby wspomniany w Ewangelii eksodos mógł zostać dopełniony. Uszczęśliwiająca wizja (zapowiedź pełni szczęścia) staje się mocą bardzo potrzebną, by nie odrzucić krzyża. O wrogach krzyża wspomina również tekst II czytania, podsumowując że to ci, których dążenia są przyziemne (Flp 3,19). Jeśli natomiast przyziemność ową przekraczamy, kierując wzrok ku niebu, współpracujemy z Bogiem w dziele uświęcenia czyli przemiany nas.
Z tą myślą warto znów wrócić do początku Ewangelii dzisiejszej. Okoliczność podkreślana przez św. Łukasza, a pominięta przez innych ewangelistów w opisach przemienienia, to fakt, że Jezus modlił się. Mało tego – wyszedł na górę, aby się modlić (Łk 9,28), a nie po to, aby się przemienić. Przemienienie jest wspomniane i opisane jako doświadczenie w kontekście modlitwy i to właśnie modlitwa była motywem i celem działania Jezusa. To również ważna podpowiedź dla nas. Naszym „celem pedagogicznym” ma być modlitwa (a nie przemiana). Przemiana jest wpisana w środowisko i „zasięg” modlitwy i jest darem z nieba bardziej niż owocem naszych zabiegów. Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana Jezusa Chrystusa… (Flp 3,20). Z katechezy wynieśliśmy przekonanie, że to my „idziemy do nieba”, a tymczasem nie mniej prawdziwe jest stwierdzenie, że to niebo przychodzi do nas. Przychodzi do nas, gdy my „idziemy na modlitwę”; przychodzi po cichutku i dyskretnie jako przemiana. Na razie przemiana serca, na ostateczną przemianę ciała (i w ogóle „wszystkiego”) przyjdzie jeszcze czas. Nowego blasku i nowej żywotności nabierają wówczas słowa Psalmu: Pan moim światłem i zbawieniem moim (Ps 27(26),1).
Niech dzisiejsze słowo Boże będzie skuteczną zachętą, byśmy szukali i znajdowali czas i miejsce na modlitwę i wierząc w Boże obietnice, byli otwarci na przemianę.