XXIII NIEDZIELA ZWYKŁA

23 Niedziela Zwykła - Rok C - Misjonarze Klaretyni Prowincja ...

Jako chrześcijanie wciąż szukamy właściwej drogi do zbawienia. Niektórzy w swojej prostocie, a może i naiwności sądzą, że życie wiarą to skrupulatne przestrzeganie wszystkich zakazów i nakazów zapisanych w Dekalogu, a dla pewności również tych zapisanych w przykazaniach proponowanych nam przez Kościół. Jako świadomi chrześcijanie wiemy, że to jest trochę faryzejskie podejście, co nie zmienia oczywiście faktu, że przykazania Boże są pewnym fundamentem, są pewną bazą, na której można i trzeba budować swoją drogę do Boga, swoją drogę do zbawienia. Ale przykazania Boże nie są i nie mogą być dla nas celem samym w sobie – mają one być pewnym drogowskazem w tym naszym codziennym podążaniu za Chrystusem. A o tym, jak to podążanie za Chrystusem ma wyglądać, On sam mówi nam w dzisiejszej Ewangelii, wskazując na trzy warunki, które spełnić należy, by móc nazywać się uczniem Chrystusa.

Pierwszy warunek zawiera się w tym chyba najbardziej kontrowersyjnym zdaniu z dzisiejszej Ewangelii: Jeśli kto (…) nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem (Łk 14,26). Innymi słowy, Jezus żąda od każdego, kto chce za Nim podążać, większego oddania niż przywiązanie do własnej rodziny. Nie chodzi oczywiście o to, by zerwać kontakty z rodziną czy wyrzec się swoich najbliższych. Nie chodzi też o to, by od miłości przejść do nienawiści względem członków swojej rodziny, bo byłoby to sprzeczne tak naprawdę z całym nauczaniem Chrystusa. Słowo nienawiść jest tu użyte celowo w sposób przesadny, by uzmysłowić słuchaczom tę różnicę w podejściu, by pokazać, że uczniowie powinni kochać Jezusa bardziej niż swoich najbliższych, a nawet bardziej niż samych siebie. Chodzi o to, by Boga umieścić w swoim życiu na pierwszym miejscu. A jak mówił św. Augustyn, jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wtedy wszyscy i wszystko w naszym życiu jest na właściwym miejscu.

Drugi warunek podążania za Chrystusem to konieczność dźwigania swojego krzyża. Ta zachęta do podjęcia własnego krzyża pojawia się w ewangeliach wielokrotnie, co oznacza, że ta kwestia jest bardzo ważna i wymaga od nas pewnej zmiany myślenia. Zobaczmy, że Chrystus nie mówi, że gdy zdecydujemy się za Nim pójść, kiedy podejmiemy już tę decyzję, że chcemy być naprawdę Jego uczniami, to On zdejmie z naszych pleców wszystkie krzyże, które dźwigamy i będziemy uwolnieni od wszelkich życiowych niedogodności. Chrystus nie jest tanim pocieszycielem – On nie mówi: „Pójdź za Mną, a wszystko będzie dobrze: uzdrowię cię z choroby, uwolnię cię z nałogu, naprawię twoje małżeństwo, znajdę ci lepszą pracę…” Ale Chrystus mówi: Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem (Łk 14,27). Każdy z nas, dźwigając swój krzyż, uczestniczy w drodze krzyżowej Jezusa i staje się uczniem, który poznaje Go nie tylko przez słowo, ale i przez doświadczenie.

W końcu trzeci warunek podążania za Chrystusem to gotowość wyrzeczenia się wszystkiego, co się posiada. I znów może rodzić się w nas pewien bunt, bo przecież nie po to przez lata zdobywamy wykształcenie, nie po to szukamy dobrej pracy, nie po to ciężko pracujemy, by oto nagle zrezygnować ze wszystkiego, co posiadamy. Oczywiście, że nie. Warto jednak postawić sobie pytanie o to, czy to wszystko, co posiadam, co osiągnąłem dzięki pracy własnych rąk, co zdobyłem i mam dzięki swoim zdolnościom; czy to wszystko, z czego jako człowiek mam prawo być dumny – czy to wszystko pomaga mi w podążaniu za Chrystusem. Czy pomaga mi rozwijać moją wiarę, czy pomaga mi w tym, by swoim życiem głosić Ewangelię? Bo jeśli tak, to warunek jest spełniony. Ale może raczej jest tak, że mój stan posiadania – jakkolwiek szeroko będziemy rozumieć to sformułowanie – ogranicza mnie do własnego świata i własnych spraw, zamyka mnie na drugiego człowieka, a tym samym, niestety, zamyka mnie także na Boga? By wejść na proponowaną przez Chrystusa drogę doskonałości, nie trzeba wcale sprzedawać majątku, a uzyskane w ten sposób środki rozdać ubogim. Czasem wystarczy tylko pewna refleksja, a następnie radykalna zmiana swojego podejścia do spraw materialnych.

Te trzy warunki, o których mówi dziś Jezus, mogą stanowić dla nas pewien punkt odniesienia w ocenie jakości naszej wiary, w ocenie jakości naszego podążania za Chrystusem. Warto czasem podjąć taką refleksję, a dzisiejsza liturgia słowa usilnie nas do tego zachęca i stwarza nam ku temu doskonałą okazję. Prośmy dziś zatem, aby słowa Chrystusa były dla nas zawsze czytelnym drogowskazem na drogach naszego życia. Amen.

SMUTNA ROCZNICA II WOJNY ŚWIATOWEJ

Kamień na kamieniu. Zniszczenie Warszawy po Powstaniu ...

NIGDY WIĘCEJ WOJNY +

Panie Boże, dawco wszelkiego dobra,
Boże źródło wszelkiej miłości,
napełnij swoim pokojem
serca zranione nienawiścią
i okaż miłosierdzie tym co zginęli.
Pie Jesu Domine, dona eis requiem.
Dona eis requiem sempiternam.

Kiedy w sercach ludzi zabrakło miłości i człowieczeństwa – postanowili o 4.45 ukraść ją innym. Chwała tym, którzy w świecie ciemności i zagłady ocalili swoje człowieczeństwo.

Św. o. Maksymilianie Mario Kolbe, módl się za nami
Św. s. Tereso Benedykto od Krzyża, módl się za nami
bł. abp. Antoni Julianie Nowowiejski, módl się za nami
bł. bp. Michale Kozalu, módl się za nami
bł. ks. Romanie Archutowski, módl się za nami
bł. ks. Wincenty Frelichowski, módl się za nami
bł. ks. Michale Oziembłowski, módl się za nami
bł. ks. Michale Woźniaku, módl się za nami
bł. ks. Edwardzie Derkensie, módl się za nami
bł. ks. Zygmuncie Sajno, módl się za nami
bł. Marianno Biernacka, módl się za nami
bł. 108 męczennicy II wojny światowej, módlcie się za nami      [-> 108 błogosławionych męczenników]
bł. s. Stello i 10 towarzyszek, męczennice z Nowogródka, módlcie się za nami
bł. ks. Janie Macho, módl się za nami
bł. Józefie i Wiktorio Ulmowie z dziećmi, módlcie się za nami

wszyscy święci pomordowani i męczennicy II Wojny Światowej, módlcie się za nami

(…) módlcie się za nami … 

brutalnie przesłuchiwani, módlcie się za nami
rozstrzeliwani, módlcie się za nami
zagazowani, módlcie się za nami
wieszani, módlcie się za nami
na śmierć skazywani, módlcie się za nami
w gettach zamykani, módlcie się za nami
do obozów śmierci i łagrów zsyłani, módlcie się za nami
z wolności okradani, módlcie się za nami
w lasach zakopani, módlcie się za nami
żywcem spalani, módlcie się za nami
pacyfikowani, módlcie się za nami
w obozach zamęczani, módlcie się za nami
bagnetami dźgani, módlcie się za nami
na ulicy zabijani, módlcie się za nami
w komorach gazowych okłamywani, módlcie się za nami
z domów wysiedlani,módlcie się za nami
podludźmi nazywani, módlcie się za nami
numerami znakowani, módlcie się za nami
z pogardą traktowani, módlcie się za nami
imion i nazwisk pozbawiani, módlcie się za nami
przedmiotowo traktowani, módlcie się za nami
od rodzin oddzielani, módlcie się za nami
za pomoc żydom mordowani, módlcie się za nami
kolbami masakrowani, módlcie się za nami
znieczulicą zaślepiani, módlcie się za nami
z dobytku ograbiani,módlcie się za nami
zabici z nienawiści do wiary, módlcie się za nami
niewinności pozbawiani, módlcie się za nami
bandytami nazywani, módlcie się za nami
z pamięci wymazywani, módlcie się za nami
głodem zamęczani, módlcie się za nami
bombardowani, módlcie się za nami
z godności odzierani, módlcie się za nami
w bezimiennych grobach pochowani, módlcie się za nami

módlcie się za nami, aby ta tragiczna lekcja historii nigdy już się nie powtórzyła 
niech zło się nie panoszy, niech zwycięża miłość miłosierna,
módlmy się wspólnie o autentyczny pokój <><

Pie Jesu Domine, dona eis requiem.
Dona eis requiem sempiternam.

XXII NIEDZIELA ZWYKŁA

XXII niedziela zwykła - Homilie Rok C 2018/19 - www.slowo ...

Liturgia dzisiejszej niedzieli zaprasza nas do bliskości z Bogiem oraz zwraca naszą uwagę na temat skromności, prostoty, pokory, uniżenia i postawy służby. To właśnie te wymiary stają się przestrzenią, poprzez którą rodzi się prawdziwa więź człowieka z Bogiem. Słowa dzisiejszych czytań nie są jedynie zachętą, aby dostrzegać ważny aspekt życia chrześcijańskiego, ale stają się wręcz warunkiem na drodze do doskonałości i w pójściu za Jezusem.

Ewangelia przypomina nam słowa Jezusa: „Każdy, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 14,11). Te słowa mogą dziś wielu brzmieć jak paradoks, jednak dla tego, kto pragnie być uczniem Chrystusa, stają się zadaniem, któremu należy poświęcić całą uwagę i siły. Jezus pokazuje, że logika Królestwa Bożego różni się od logiki tego świata.

W codziennym życiu często rodzi się w nas pokusa pragnienia uznania, zaszczytów czy najlepszego miejsca przy stole. Żyjąc w świecie, który kusi nas pozycjami, tytułami lub znaczeniami nie jest łatwo iść drogą wyznaczoną przez Ewangelię. Szczególnie widać to w rodzinie, gdy ktoś zawsze chce mieć ostatnie słowo; w pracy, gdy zabiegamy o pochwały i stanowiska; czy w parafii, gdy łatwo rodzi się spór o to, kto ma większy wpływ lub zasługi. W takim kontekście trudno przyjąć, że słowa Jezusa wciąż mają odniesienie do naszej rzeczywistości. A jednak to właśnie w prostocie, w gotowości do służby i w otwartości na innych kryje się prawdziwa wielkość ucznia Chrystusa.

Pierwsze czytanie (Syr 3,17-18.20.28-29) przypomina nam Bożą obietnicę, że kto się uniża, znajduje łaskę u Pana, ponieważ Bóg miłuje pokornych, skromnych. Wybierając drogę uniżenia, drogę pokory, pozwalamy, aby miłość Boga w nas działała. Warto troszczyć się o świadomość samego siebie i pamiętać, że trudności, problemy nierzadko rodzą się w nas samych, a nie w drugim człowieku. Boże słowo zaprasza, abyśmy nie bali się własnych ograniczeń, lecz właśnie w nich i poprzez nie szukali drogi do Boga. To duch pokory, otwartości i zaufania przypomina nam, że Boże działanie często różni się od naszego sposobu myślenia.

Św. Jan Maria Vianney zapisał mądre słowa:

„Im bardziej drzewo obciążone jest owocami, tym bardziej jego konary pochylają się ku ziemi. I my także, im więcej dobrego czynimy, tym bardziej się uniżajmy. Pamiętajmy, że charakterystycznym znamieniem dobrego chrześcijanina jest pokora”.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus przypomina nam również, abyśmy w relacjach z innymi uczyli się hojności i bezinteresowności. Nie chodzi o to, by siebie poniżać w niewłaściwy sposób. C. S. Lewis zauważył:

„Pokora to nie myślenie o sobie gorzej, lecz myślenie o sobie mniej”.

Pan Jezus nie chce, abyśmy patrzyli na siebie krzywdząco, lecz byśmy potrafili widzieć w sobie Jego dzieci. Jezus zaprasza nas, abyśmy we wszystkim starali się pamiętać o obecności Bożej i abyśmy uczyli się pełnić Jego wolę. Im więcej w nas troski o obecność Boga, tym łatwiej o prostotę, skromność i służbę, o posłuszeństwo względem Niego i uznanie własnej słabości. To są bardzo praktyczne wskazówki, jak dbać o postawę, która w oczach Bożych zawsze prowadzi do wywyższenia. 

Drugie czytanie (Hbr 12,18-19.22-24a) przypomina nam, że nie należymy tylko do tego, co ziemskie, lecz przystępujemy do góry Syjon, do miasta Boga żywego. Nasze codzienne wybory – w rodzinie, w pracy, w parafii – mają sens wtedy, gdy kierują nas ku wieczności.

Jest jeszcze jeden ważny, duchowy i praktyczny wymiar odpowiedzi na dzisiejsze wezwanie Jezusa: pełnienie nawet najmniejszych dzieł miłosierdzia wobec ubogich i opuszczonych, a także troska o regularne korzystanie z sakramentu pokuty i pojednania. To właśnie czyny miłości stają się znakiem autentycznej pokory, skromności i służby.

Psalm responsoryjny (Ps 68,4-5ac.6-7ab.10-11) prowadzi nas do modlitwy: „W swojej dobroci, Boże, przygotowałeś miejsce dla ubogiego”. Niech te słowa staną się dla nas źródłem nadziei i światłem w codzienności.

Niech także inne słowa psalmu: „Sprawiedliwi cieszą się i weselą przed Bogiem” spełnią się w naszym życiu. Ta obietnica Boża dotyczy tych, którzy przez skromność, prostotę i gotowość do służby wybierają drogę za Chrystusem.

XXI NIEDZIELA ZWYKŁA

En su presencia

Każdy z nas, świadomie bądź nie, nosi w sobie pragnienie przynależności do jakiejś wspólnoty, a co za tym idzie – akceptacji i przyjęcia. Pragnienie to jest naturalne i wynika z naszych pierwotnych instynktów społecznych. Daje ono poczucie bezpieczeństwa, sprawczości, a także pozwala odnaleźć pomoc w trudnościach i oparcie w chwilach niepowodzeń. Człowiek jest istotą społeczną i – powtarzając za klasykiem – nikt nie jest samotną wyspą.

Jednak potrzeba przynależności może mieć różne źródła i różne skutki. Może być naturalna, pozytywna i budująca, ale bywa także negatywna. Kiedy pragniemy wspólnoty z potrzeby bezpieczeństwa, braterstwa i jedności – to pragnienie jest dobre. Gdy natomiast kieruje nami chęć elitarności, wyższości czy źle pojmowanego ekskluzywizmu – wówczas rodzi się coś niebezpiecznego i sprzecznego z Ewangelią.

Dla jasności – nie chodzi tu o jakąkolwiek rewolucję polityczną czy społeczną (o manifest rewolucji marksistowskiej czy francuskiej), ale o zrozumienie, co kryło się za pytaniem rozmówcy Jezusa w dzisiejszej Ewangelii. Na pierwszy rzut oka mogło ono brzmieć jak troska: „Czy tylko nieliczni będą zbawieni?” (Łk 13,23). Tymczasem już w pierwszym czytaniu usłyszeliśmy, że Bóg – wbrew ówczesnym przekonaniom Żydów – pragnie zbawić także tych, którzy nie uchodzili za „godnych” Jego wybrania. Słowa proroka Izajasza mogły dla wielu zabrzmieć jak bluźnierstwo, bo przecież przymierze zostało zawarte z Abrahamem i jego potomstwem. A jednak Bóg objawia, że Jego miłość i zbawienie skierowane są do wszystkich narodów.

Żydowski midrasz opowiada, że gdy wody Morza Czerwonego zatapiały faraona i jego wojsko, aniołowie zwrócili się z radością do Boga, wysławiając Jego moc i ocalenie ludu wybranego. Wtedy Bóg – jak mówi tradycja – miał zasmucić się i odpowiedzieć: „Jak mogę się cieszyć, skoro Moje dzieci giną w Morzu Czerwonym?”.

Dzieło odkupienia jest faktem: męka, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa – Jego doskonałe posłuszeństwo i miłość – otworzyły nam drogę do Nieba. Każdy człowiek otrzymał dar zbawienia, ale pozostaje pytanie: co z tym darem zrobimy? Nie jest on tanim „gratisem” dorzucanym do gazety czy paczki chipsów, lecz niewyobrażalnym skarbem, który można przyjąć i rozwinąć albo – niestety – zmarnować.

Odpowiedzią na to pytanie jest przypowieść Jezusa, a jej sens dopełnia dzisiejsze drugie czytanie. Sama deklaracja wiary jest niewystarczająca. Jak mawiają członkowie Drogi Neokatechumenalnej: „To, że stoję w kościele, nie czyni mnie jeszcze katolikiem, tak jak to, że stoję w garażu, nie czyni mnie samochodem”. Bóg oczekuje nie tylko słów, ale także postawy serca i czynów. Nie praktykujemy modlitwy, uczynków miłosierdzia czy lektury Pisma Świętego po to, aby „zasłużyć” na Niebo, lecz dlatego, że kochamy Boga, siebie i bliźniego. To miłość, a nie strach przed karą czy chęć nagrody, powinna być motywacją naszego życia. Przyjmujemy trudy i cierpienia nie jako „karę Bożą”, lecz jako okazję, by zbliżyć się do Boga i upodobnić do Chrystusa.

Wtedy wszystko jest na właściwym miejscu. Wtedy pytanie rozmówcy Jezusa byłoby wyrazem troski o zbawienie jak największej liczby ludzi, a nie – jak można przypuszczać – próbą potwierdzenia własnej wyjątkowości. Ekskluzywizm religijny, który nie zaprasza do wspólnoty, ale eliminuje innych, jest sprzeczny z Ewangelią.

 

Kościół jest drogą do zbawienia. W nim otrzymujemy wszystkie potrzebne środki, by wzrastać w miłości i dążyć do życia wiecznego z Bogiem. Ale tej drogi nie możemy zamykać przed tymi, którzy jeszcze do Kościoła nie należą lub z różnych przyczyn są od niego daleko. Troska o depozyt wiary ma sens tylko wtedy, gdy prowadzi do ewangelizacji i pragnienia zbawienia wszystkich, a nie do szyderstwa czy pogardy wobec tych, którzy są „na zewnątrz”. W sercu chrześcijanina powinien być ból i żal na myśl o potępieniu innych, a nie pycha i przekonanie, że „ja mam już niebo zapewnione”.

Bóg jest Miłością i pragnie, aby każdy człowiek mógł doświadczyć tej Miłości i miłosierdzia. Stawia warunki, ale jednocześnie daje łaskę, abyśmy mogli je wypełnić.

Prośmy Boga, przez ręce Najświętszej Maryi Panny, aby Jego miłość przynaglała nas do ewangelizacji. Niech jak najwięcej ludzi doświadczy miłości Boga i osiągnie zbawienie.

XX NIEDZIELA ZWYKŁA

XX Niedziela Zwykła, rok C, 14.08.2022 – komentarz do Ewangelii

„Przyszedłem ogień rzucić na ziemię” (Łk 12,49).

W Afryce Wschodniej, pod koniec pory suchej, w styczniu i lutym, mamy do czynienia z wielkimi „pożarami buszu”, które spalają roślinność rozległych obszarów sawanny.

Pożary te często są wzniecane celowo, aby usunąć chwasty, ściernisko i cierniste krzewy.

Ogień zdaje się niszczyć wszystko, oszczędzając jedynie najwyższe i najsilniejsze drzewa.

Z nadejściem pory deszczowej cała okolica ponownie ożywa: pojawiają się zielone liście, dzikie owoce i delikatna trawa.

Ponieważ świat wydawał się pełen niesprawiedliwości i przemocy, ludzie w czasach Jezusa uważali, że potrzeba ognia, który oczyści stary świat z wszelkiego zła i przygotuje narodziny nowego.

Prorok Sofoniasz zapowiada nadejście takiego dnia „ognia”, gdy mówi: „ogień mej żarliwości pochłonie całą ziemię” (So 3,8; por. 1,18). Ogień ten nie tyle ma zgładzić grzeszników, ile zniszczyć zło.

O ogniu mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię” (Łk 12,49).

Ogień, o którym mówi Jezus, to ogień oczyszczający i zbawiający – to ogień Jego słowa, Jego nauki, Jego orędzia zbawienia.

Kto podąża za Jezusem, pragnie, aby ogień, który On rozpalił, płonął jasno w tym świecie.

Wciąż daleko nam do tego, by nakarmić wszystkich głodnych, zagwarantować równe prawa wszystkim, wyeliminować wojny i pozbyć się broni jądrowej.

Ogień przemiany, którego potrzebujemy, to nie tylko głębokie reformy gospodarcze, ale przede wszystkim przemiana sumienia ludzi i narodów.

„Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam” (Łk 12,51).

To powiedzenie może brzmieć zaskakująco, bo przecież mamy nadzieję, że Jezus przynosi pokój.

Przyzwyczailiśmy się utożsamiać Jezusa z pokojem – czyż nie jest On Księciem Pokoju?

Prorocy zapowiadali, że Mesjasz będzie Księciem Pokoju, a Jego panowanie nie będzie miało końca (Iz 9,5-6). Zapowiadali też, że ogłosi On pokój wszystkim narodom ziemi (Za 9,10).

Jednak Jezus mówi wprost o podziałach, jakie spowoduje Jego słowo. Stwierdza, że Jego obecność i nauka będą źródłem rozłamu – nawet w rodzinach czy społecznościach – ponieważ życie zgodne z Ewangelią może prowadzić do trudnych wyborów, sprzeciwu wobec dotychczasowych norm i wartości, a nawet konfliktów.

Przyglądając się życiu Jezusa, poszukujmy wskazówek, jak pogodzić „pokój” i „rozłam”.

Widzimy, że część tych podziałów i wewnętrznej walki dokonuje się w Nim samym – szczególnie w modlitwie w Ogrodzie Oliwnym, a część ma miejsce w relacji z innymi – z Jego Matką i krewnymi. 

Podążanie za wolą Ojca prowadzi Jezusa do pokoju, który płynie z bycia wiernym sobie i Bogu.

Niech to będzie również nasza droga do pokoju – pośród różnych doświadczeń podziałów w rodzinie, społeczeństwie i w nas samych – przez odczytywanie znaków czasu w świetle Ewangelii i Bożej woli, która jest w nich zawarta.

Niech ogień Chrystusowego słowa zapłonie w nas i przemienia nasz świat od wewnątrz.

UROCZYSTOŚĆ WNIEBOWZIĘCIA NMP

15 VIII Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny ...

Ta dzisiejsza uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej – podobnie zresztą jak każde inne większe maryjne święto – ma w sobie coś szczególnego, coś niezwykłego, bo przyciąga do kościoła nawet tych katolików, którzy zazwyczaj nie narzucają się zanadto Panu Bogu. Taką prawidłowość można zauważyć we wszystkich lub prawie wszystkich kościołach – przynajmniej w naszym kraju – że święto czy uroczystość maryjna zazwyczaj nie tyle gromadzi w kościołach więcej ludzi niż zwykle, ale skłania do uczestnictwa we Mszy Świętej tych wątpiących, poszukujących czy dystansujących się na co dzień od Kościoła, tych którzy, choć wierzący, to w codziennym okazywaniu swojej wiary są raczej powściągliwi.

Zjawisko możemy dostrzegać i wielbić za nie Boga – wielbić za te wielkie rzeczy, które czyni na naszych oczach – przede wszystkim dzięki Matce Bożej, która jest dla nas wszystkich bardzo ważna. Intuicyjnie wyczuwamy bowiem, że tak jak każda matka przygarnia, pociesza i potrafi wybaczyć swoim dzieciom najgorsze przewinienia, tak Maryja przygarnia i prowadzi do Boga największych grzeszników, dodając odwagi, dodając sił do nawrócenia, do zmiany swojego życia. Każdy z nas jest dla Maryi ukochanym synem, ukochaną córką, ukochanym dzieckiem nie zawsze podążającym prostymi drogami Bożych przykazań, ale często szukającym własnych dróg, może nawet i z dala od Pana Boga. Maryja gotowa jest przemierzyć każdą odległość, by nas odnaleźć, by każdą i każdego z nas odzyskać dla Chrystusa.

Św. Łukasz ukazuje nam dzisiaj w swojej Ewangelii Matkę Bożą zmierzającą pośpiesznie przez góry do domu Elżbiety. Jak pisał św. Ambroży, jeden z ojców Kościoła, Maryja z radością udała się w góry, „nie jakoby nie wierząc słowom archanioła Gabriela, nie jakoby nie miała pewności co do tego, co Jej zwiastowano, nie jakoby wątpiła o rzeczywistości zwiastowania, lecz pełna radości śpieszyła ku temu, co wzniosłe”. Ewangelista Łukasz przedstawia nam Maryję śpieszącą z pomocą, śpieszącą po to, by służyć swej krewnej Elżbiecie – śpieszącą bez względu na trud podróżowania wynikający z konieczności przemierzania niełatwych górskich szlaków, bez względu na trud wynikający z własnego błogosławionego stanu. To, co dodawało Jej sił i było motywacją do odbycia z pośpiechem niełatwej podróży, to było gorące i szczere pragnienie spotkania z drugim człowiekiem i gotowość do służby. A więc miłość bliźniego w najczystszej postaci, miłość do drugiego człowieka w najczystszej postaci.

I chyba to jest to, co przyciąga nas wszystkich do Maryi, do Matki troskliwej i przebaczającej, do Matki, która nie ocenia i nie osądza, ale bez względu na wszystko poszukuje nas – nawet gdy jesteśmy daleko od Pana Boga – i wskazuje nam właściwą drogę, zachęcając do tego, by właśnie tą drogą podążać.

Dzisiejsza uroczystość Wniebowzięcia Maryi uświadamia nam jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. Chodzi o to, co św. Paweł wyjaśnia Koryntianom, pisząc do nich w liście, którego fragment przed chwilą odczytaliśmy, że Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy, zaś ci, którzy żyją w Chrystusie również będą ożywieni, ale każdy według własnej kolejności (por. 1 Kor 15,20.23). I właśnie to, czego my dostąpimy – jak wierzymy – na końcu czasów, stało się już udziałem Maryi w chwili Jej wniebowzięcia. My dostąpimy zbawienia na końcu czasów, zaś Maryja jako pierwsza już osiągnęła zbawienie, i dla nas, ludu wciąż pielgrzymującego na ziemi, stała się źródłem pociechy i znakiem nadziei, naszą Orędowniczką u Ojca w niebie, wstawiającą się za nami we wszystkich naszych sprawach.

I dzisiaj, wpatrując się w Maryję i świętując Jej wniebowzięcie, prośmy przez Jej wstawiennictwo o otwartość naszych serc i umysłów, o wrażliwość na ową matczyną czułość, która ma nas mobilizować do wcielania Ewangelii w nasze codzienne życie. Niech Ta, która z ciałem i duszą została wzięta do nieba, oręduje za nami, byśmy kiedyś po dobrym życiu mogli być wraz Nią tam, gdzie Ona już króluje. Amen.