VII NIEDZIELA WIELKANOCNA

UROCZYSTOŚĆ WNIEBOWSTĄPIENIA PAŃSKIEGO

Obraz religijny na płótnie Wniebowstąpienie - sklep Grafiki Obrazy Rozmiar 30x50cm Rodzaj produktu obraz na płótnie

W przełomowych momentach historii zbawienia pojawiają się aniołowie, którzy towarzyszą uczniom. W dzisiejszym pierwszym czytaniu również słyszymy o ingerencji aniołów. Do zdziwionych i zaskoczonych uczniów kierują oni słowa: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1,11). To pytanie nie jest skierowane tylko do Apostołów w momencie Wniebowstąpienia Jezusa. Jest to pytanie, które dotyczy każdego z nas. To pytanie o to, czy ziemia, na której się znajdujemy i żyjemy, jest rzeczywiście naszym ostatecznym przeznaczeniem, czy może istnieje jeszcze inny horyzont, który można dostrzec oczami wiary.

Dzisiejsza uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego jest dla nas przypomnieniem o tym, co jest ostatecznym celem ziemskiego pielgrzymowania każdego człowieka. Jest to wezwanie, aby nie bać się patrzeć w kierunku Boga. W Bogu jesteśmy w stanie odnaleźć ostateczny sens naszego życia. Takie spojrzenie jest możliwe dzięki wierze, która rozszerza nasze horyzonty. Wielu ludzi wierzy dziś w – niestety często powielane – kłamstwo, że wiara w Boga to przeżytek, że ogranicza człowieka i że jest czymś, o czym należy zapomnieć. Na przestrzeni historii widzimy, że tam, gdzie człowiek wyrzuca Boga ze swojego życia i stara się być sam dla siebie bogiem, zaczyna się prawdziwy dramat osobisty i dramat ludzkości

W swoim pierwszym przemówieniu papież Leon XIV powiedział:

Również dzisiaj nie brakuje kontekstów, w których wiara chrześcijańska jest uważana za coś absurdalnego, przeznaczonego dla osób słabych i mało inteligentnych; kontekstów, w których przedkłada się nad nią inne zabezpieczenia, takie jak technologia, pieniądze, sukces, władza, przyjemności. Są to środowiska, w których nie jest łatwo świadczyć i głosić Ewangelię, a człowiek wierzący jest wyśmiewany, prześladowany, pogardzany lub co najwyżej tolerowany i traktowany z litością. A jednak właśnie dlatego są to miejsca, w których misja jest pilna, ponieważ brak wiary często pociąga za sobą dramaty, takie jak utrata sensu życia, zapomnienie o miłosierdziu, naruszanie godności osoby ludzkiej w jej najbardziej dramatycznych formach, kryzys rodziny i wiele innych ran, przez które cierpi nasze społeczeństwo” (9 maja 2025).

Tym bardziej aktualne są dziś słowa, które Jezus wypowiada do uczniów: „Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8).

Dzięki światłu wiary, które umacnia w nas otwartość na działanie Ducha Świętego, jesteśmy w stanie nie tylko patrzeć w niebo, lecz także mocno stać stopami na ziemi i dawać świadectwo o wartości wiary, która nadaje sens życiu.

W 2006 roku papież Benedykt XVI przybył jako pielgrzym do Polski. Myślą przewodnią tamtej pielgrzymki było wezwanie: „Trwajcie mocni w wierze”. W uroczystość Wniebowstąpienia, w Krakowie (28 maja 2006), skierował do Polaków słowa, które pozostają aktualne również dzisiaj. Są one najlepszym komentarzem i wyjaśnieniem tego, co aniołowie mówią do uczniów – ale także do nas współczesnych: Ja, Benedykt XVI, następca Papieża Jana Pawła II, proszę was: Byście, stojąc na ziemi, wpatrywali się w niebo – w Tego, za którym od dwóch tysięcy lat podążają kolejne pokolenia żyjące na naszej ziemi, odnajdując w Nim ostateczny sens istnienia.

Proszę was, byście umocnieni wiarą w Boga, angażowali się żarliwie w umacnianie Jego Królestwa na ziemi – Królestwa dobra, sprawiedliwości, solidarności i miłosierdzia.

Proszę was, byście odważnie składali świadectwo Ewangelii przed dzisiejszym światem, niosąc nadzieję ubogim, cierpiącym, opuszczonym, zrozpaczonym, łaknącym wolności, prawdy i pokoju.

Proszę was, byście, czyniąc dobro bliźniemu i troszcząc się o dobro wspólne, świadczyli, że Bóg jest miłością.

Proszę was w końcu, byście skarbem wiary dzielili się z innymi narodami Europy i świata – również przez pamięć o waszym Rodaku, który jako Następca św. Piotra czynił to z niezwykłą mocą i skutecznością.

Proszę was: trwajcie mocni w wierze! Trwajcie mocni w nadziei! Trwajcie mocni w miłości!”.  A co to oznacza w praktyce? To, że patrzenie w niebo nie zwalnia nas z odpowiedzialności za świat, w którym żyjemy. Każdy dzień jest szansą, by poprzez modlitwę, uczciwą pracę, troskę o rodzinę i pomoc potrzebującym – uczynić naszą codzienność miejscem obecności Boga. Stańmy się dla innych świadkami nadziei, którzy pokazują, że można żyć inaczej: z głową w niebie, ale sercem tu, pośród ludzi.

 

 

ŚWIĘTO NAWIEDZENIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY 31 V 2025

MSZE ŚW. O 7.00, 8.30,…..RÓŻANIEC O 17.45., MSZA O 18.00.

Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny – święto - Homilie Rok ...

Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie przyjedziecie. Tak bardzo za wami tęskniłem, bo to już siedem lat minęło. Chciałem też zobaczyć i ciebie, i tę twoją żonę, i te wasze dzieci, jak rosną. Synku, wreszcie się zdecydowałeś częściej do rodzinnego domu przyjeżdżać. Ja tu sam jestem, tęsknię za tobą. Jak idę na cmentarz, to z twoją mamą sobie trochę pogadam. Bardzo mi jej brakuje. Jak na ciebie patrzę, to widzę Zosię, twoją mamusię widzę. Synku, bardzo za tobą tęsknię i proszę cię, szybko mnie znowu odwiedź, znowu bądź koło mnie” – słowa taty na lotnisku. Tymi wzruszającymi słowami rozpoczynam dzisiejsze rozważanie, bo niosą one w sobie sedno ludzkiego pragnienia – bycia razem. Spotkania. Nawiedzenia. To właśnie ono jest istotą dzisiejszego święta – Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Człowiek jest osobą wspólnototwórczą i przeważnie nie lubi samotności. Dlatego lubimy się spotykać, odwiedzać i rozmawiać ze sobą. To nasze naturalne zachowanie, które wynika z naszej natury. Bóg jako nasz Stwórca doskonale o tym wie, więc nie tylko to wykorzystuje w kontakcie z nami, ale do tego samego nas zaprasza. Dzisiejsze święto daje nam możliwość zrozumienia, czym jest nawiedzenie. Okazuje się bowiem, że patrząc na historię zbawienia, można wskazać cztery formy nawiedzenia. Pierwsze dwa to te biblijne, dokonane kiedyś, natomiast drugie dwa to te, do których jesteśmy zaproszeni dzisiaj. Zdajemy sobie sprawę, że Bóg był zawsze obecny w życiu człowieka, nawet gdy ludzie od Niego odchodzili. Jednak gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg dokonał najwspanialszego pierwszego nawiedzenia. Prawdę tę wypowiedział Zachariasz, gdy Jezusa wnoszono do świątyni: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela, bo nawiedził lud swój i odkupił…” (Łk 1,68). To wyjątkowe pierwsze nawiedzenie to Wcielenie Syna Bożego, które rozpoczęło dzieło Odkupienia świata i człowieka. Wszystkie zapowiedzi i proroctwa spełniły się w chwili Zwiastowania, kiedy mocą Ducha Świętego Dziewica zgodziła się na Bożą propozycję i poczęła Syna. W ten sposób Bóg nawiedza swój lud, by go wyzwolić spod władzy grzechu i dać mu nadzieję zbawienia.

Drugie nawiedzenie to dzisiejsze święto, kiedy to Maryja idzie z Jezusem pod swoim sercem do Ain Karim, do swojej krewnej Elżbiety. Główną motywacją tych odwiedzin była chęć niesienia pomocy starszej kuzynce. Jednak o wiele ważniejsze jest to, że Syn Boży odwiedza tego, który będzie przygotowywał Izraela do uznania w Jezusie Mesjasza. W tym nawiedzeniu Duch Święty, który sprawił, że Maryja poczęła Dziecko, napełnia radością Elżbietę oraz Jana, który jest w jej łonie. To nie tylko spotkanie dwóch matek, ale spotkanie Boga z „głosem wołającym”, by zwrócić serce i życie narodu wybranego ku Bogu.

Kolejny sposób nawiedzenia (trzecie nawiedzenie) doświadczamy my, współcześnie żyjący. Bo Bóg dzisiaj chce się spotykać z nami. Prorok Sofoniasz o tym przypomina: „Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą, odnowi cię swoją miłością…” (So 3,17). Gdzie On dzisiaj przybywa do nas? Jest ciągle obecny w swoim Kościele. To tutaj, w świętych sakramentach, nawiedza nas i umacnia swoim Duchem. W liturgii, w czytaniach, mówi do nas, napełnia nadzieją, pokazuje, jaka droga prowadzi ku zbawieniu. Wreszcie ostatni rodzaj nawiedzenia (czwarte nawiedzenie) to nasze zaangażowanie, by zanieść Jezusa do innych. Od nas bowiem często zależy, czy żyjący obok nas ludzie spotkają Jezusa. Tak jak Maryja idąc w góry była pierwszym „żywym i chodzącym tabernakulum”, niosąc Jezusa pod sercem, tak samo my, przyjmując Jezusa Eucharystycznego, winniśmy Go wynieść z kościoła w te środowiska, w których żyjemy na co dzień. To dzięki nam Bóg dziś może odwiedzić ludzi zagubionych w życiu lub poszukujących sensu.

 

„Wolontariuszka posługująca w parafialnym Caritas odwiedza chorą na nowotwór sąsiadkę. W mieszkaniu – spotkanie rodzinne, przyjęcie imieninowe. Obok w pokoju – samotnie leżąca chora, już w stanie agonalnym. Ela zaprasza rodzinę do wspólnej modlitwy z babcią. «Teraz nam nie zawracaj głowy, później przyjdziemy». Sama modli się na różańcu o spokojną śmierć dla sąsiadki. Jakie było zdziwienie rodziny, kiedy usłyszeli, że babcia już zmarła. Mieli możliwość towarzyszenia w tak ważnej chwili, jaką jest umieranie, ale ją przegapili. Mogli się spotkać i być razem, tworzyć wspólnotę – wybrali coś innego. Tylko dzięki Eli ta starsza kobieta doświadczyła nie tylko odwiedzin życzliwej osoby, ale nawiedzenia Boga, który pomógł jej spokojnie odejść z tego świata”.

Wszyscy jesteśmy zaproszeni do tego, by tak jak Maryja, być nosicielami Boga dla innych. Święto Nawiedzenia nie jest tylko wspomnieniem przeszłości, ale zaproszeniem na dziś: Bóg nawiedza mnie, abym i ja stał się Jego obecnością dla drugiego człowieka.  Papież Franciszek, 31 maja 2013 r.:

Maryjo, niewiasto słuchająca, otwórz nasze uszy; spraw, abyśmy umieli słuchać słowa Twego Syna Jezusa pośród tysięcy słów tego świata.

Spraw, abyśmy umieli słuchać rzeczywistości, w której żyjemy, każdej napotkanej osoby, zwłaszcza tej, która jest uboga, w potrzebie czy w trudnej sytuacji.

Maryjo, niewiasto decyzji, oświeć nasz umysł i nasze serce, abyśmy umieli być posłuszni bez wahania Słowu Twego Syna Jezusa. Daj nam odwagę podejmowania decyzji, żebyśmy nie pozwolili na to, by inni kierowali naszym życiem.

Maryjo, niewiasto działania, spraw, by nasze ręce i nasze stopy poruszały się „z pośpiechem” ku innym, żeby nieść miłosierdzie i miłość Twojego Syna Jezusa, żeby nieść w świat – tak jak Ty – światło Ewangelii. Amen.

VI NIEDZIELA WIELKANOCNA

VI Niedziela Wielkanocna - liturgia.wiara.pl

Dzisiejsza liturgia słowa zwraca naszą uwagę na Kościół, założony przez Chrystusa Pana. Niby jest to dla nas coś oczywistego i codziennego – że należymy do Kościoła – ale co to w zasadzie oznacza? Nasz Pan jest jego Głową, a my jesteśmy członkami tego Ciała i w ten sposób wspólnie tworzymy Kościół. Jest to wspólnota ludzi wierzących, którzy wchodzą do niej przez bramę Chrztu Świętego.

W każdą niedzielę, podczas Mszy Świętej, wyznajemy naszą wiarę. Od wieków katolicy odmawiają to samo Credo. Znajdują się w nim również słowa dotyczące Kościoła: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”.

Dziś słyszymy o tym apostolskim wymiarze Kościoła. Co to znaczy, że jest on apostolski? Po pierwsze – że został założony na fundamencie Apostołów. Nasz Pan, Jezus Chrystus, założył swój Kościół, nadając mu formę widzialnej społeczności, i ustanowił papiestwo jako podstawę jego jedności. Tym, co przekazujemy sobie w sztafecie pokoleń Kościoła, jest Boże Objawienie, czyli nasza święta, katolicka wiara. Jak mówi św. Paweł Apostoł w Liście do Efezjan: „Zbudowani [jesteśmy] na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Jezus Chrystus” (Ef 2,19-20). Mamy więc solidne podstawy dla naszej wiary.

Grono Dwunastu Apostołów było najbliższym otoczeniem Pana Jezusa. Każdego dnia wsłuchiwali się w Jego słowa, widzieli Jego czyny i zachowanie. Byli więc naocznymi świadkami, którzy w formie pisemnej i ustnej przekazali nam swoje doświadczenie życia z Chrystusem. Potwierdza to św. Jan Apostoł w swoim liście: „Co było od początku, co słyszeliśmy, co widzieliśmy na własne oczy, co oglądaliśmy i czego dotykały nasze ręce – o Słowie życia – to wam ogłaszamy” (1 J 1,1).

Miłość do Pana Jezusa jest istotą naszej wiary. A co to znaczy miłować Go – wyjaśnia On sam w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich” (J 14,23-24). Tak więc miłować Jezusa Chrystusa można poprzez zachowywanie w swoim życiu Jego nauki.

Wolą naszego Pana było, aby to Apostołowie i ich następcy reprezentowali Go w przyszłych wiekach. Wedle Jego słów skierowanych do uczniów: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16).

Co więcej, Chrystus zaznaczył, że Apostołowie nie zrozumieją wszystkiego od razu: „To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14,24-25). Na tej podstawie następcy św. Piotra – kolejni papieże – ustanawiali dogmaty wiary. Kościół, przy pomocy Ducha Świętego, dopiero z czasem odkrywał kolejne prawdy wiary. On nieustannie nas poucza i prowadzi do coraz lepszego rozumienia, czym jest nasza wiara i jak właściwie nią żyć. To Duch Święty sprawia, że słowa i czyny Apostołów oraz ich następców (biskupów, kapłanów) mają moc przemieniać serca i budować wspólnotę wierzących. To dziedzictwo Apostołów trwa nieustannie w Piśmie Świętym, Tradycji i Magisterium Kościoła.

Każdy z nas tworzy wspólnotę Kościoła. To nie jest tak, że wierni świeccy są gorszą kategorią Kościoła. Wszyscy tak samo jesteśmy uczniami naszego Pana. Mamy jednak w Kościele różne funkcje i zadania, stosownie do własnego stanu. Każdego z nas Bóg wzywa do świętości – nie poprzez jakieś nadzwyczajne działania, lecz przez wierne i sumienne, codzienne wypełnianie obowiązków swojego stanu: ksiądz jako ksiądz, małżonek jako małżonek, matka jako matka.

Dzisiejsza liturgia słowa kieruje nasz wzrok dalej niż na doczesność. Spoglądamy ku wieczności – ku ostatecznemu celowi naszego życia. Pan Jezus zapowiada, że odchodzi do swojego Ojca, który jest w niebie, i dodaje: „Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was” (J 14,27-28).

Jeszcze nie wszystko, co zapowiedział, się wypełniło. Jesteśmy ludźmi, którzy czekają. Czekamy na Jego ponowne przyjście na ten świat i ostateczną odnowę całego stworzenia – ostateczne pokonanie szatana, grzechu i śmierci. To daje nam nadzieję. To sprawia, że trudy, z jakimi mierzymy się w życiu, nie stanowią dla nas ostatecznej przegranej. Bo jesteśmy po stronie Chrystusa, który zwyciężył świat. Kto żyje z Chrystusem i z Nim umiera, ten również z Nim zwycięży i osiągnie wieczne szczęście przy Bogu. Amen.

V NIEDZIELA WIELKANOCNA

V Niedziela wielkanocna B – Diecezja Sandomierska

Trwamy w radości okresu wielkanocnego. Wciąż cieszymy się ze Zmartwychwstania Pana Jezusa. Dzisiejszy tekst Ewangelii jest jednak spojrzeniem wstecz. Słowo Boże na tę niedzielę przenosi nas do Wieczernika. Ewangelista opisuje wydarzenia, które miały miejsce zaraz po opuszczeniu przez zdrajcę Judasza Ostatniej Wieczerzy. Jezus wygłasza do swoich uczniów „ostatnie kazanie”. Właśnie teraz, w tym momencie, rozpoczynają się wydarzenia, które osiągną punkt kulminacyjny na wzgórzu Golgoty. Mówiąc metaforycznie: „kości zostały rzucone” – nie ma już odwrotu. Nadeszła „godzina” Jezusa.

Mistrz z Nazaretu mówi o swoim „uwielbieniu”, które spełni się w Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu. Wszystko to wyrażone jest w słowach: „Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony” (J 13, 31). Syn Człowieczy jest uwielbiony zarówno poprzez swoją gotowość do posłuszeństwa Bogu aż do śmierci, jak i w fakcie, że Bóg uwielbi Go, czyniąc Jego ofiarę skuteczną dla zbawienia wszystkich. Oddając za nas życie, Jezus nie tylko nas zbawia, ale także daje doskonały przykład tego, czym jest miłość.

Jednak to nie koniec. Jezus jest świadomy, że już wkrótce opuści swoich uczniów, dlatego zostawia im „zadanie” do wykonania. Tym zadaniem jest „nowe przykazanie” (por. J 13,34). Uczniowie Jezusa mają od teraz miłować tak, jak On. Ale co jest „nowego” w tym przykazaniu? Prawo żydowskie, wypływające z Księgi Powtórzonego Prawa i Księgi Kapłańskiej, mówi: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6, 5), oraz „Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19, 18). Jezus dodaje do tego nowy element. Nowością jest to, że miłość staje się prawdziwa dopiero wtedy, gdy czerpie ze wzoru Jego życia. Syn Boży wyraźnie to podkreśla słowami: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem” (por. J 13, 34).

Ewangelista Jan oddaje słowo „miłować” poprzez użycie greckiego słowa agapao, które oznacza miłość zdolną oddać życie za ukochaną osobę – najwyższy stopień miłości. Jezus z pewnością nie mówi o miłości romantycznej, lecz o „miłości ofiarnej”. Dosłowne znaczenie tego, co Jezus chce przekazać uczniom, brzmi: „abyście potrafili oddawać za siebie życie tak, jak Ja to czynię”.

Jeden z kapłanów ogłosił, że w następną niedzielę przyjedzie sławny mnich-asceta, który późnym wieczorem wygłosi kazanie o prawdziwej miłości. O wyznaczonej godzinie zebrała się ogromna rzesza wiernych. Nagle zgasły światła. Kościół pogrążył się w ciemnościach. W drzwiach zakrystii pojawił się nikły płomyk świecy, który oświetlał ascetyczną twarz mnicha. Mnich zbliżył się do ołtarza, gdzie stał olbrzymi krucyfiks. Najpierw przybliżył płomyk świecy do ran na nogach ukrzyżowanego Chrystusa. Następnie nikłe światło oświetliło Jego przebity bok. Po chwili płomyk ukazał rany na przybitych do krzyża rękach. A na koniec migotliwe światło świecy zatrzymało się na zakrwawionej głowie Jezusa, zranionej koroną cierniową. Po długiej i wymownej ciszy mnich zdmuchnął świeczkę. Zapanowała ciemność. Był to koniec kazania o prawdziwej miłości. Słowa nie były potrzebne. Wszyscy dobrze wiedzieli, że prawdziwa miłość gotowa jest do największej ofiary. Prawdziwa miłość szuka dobra drugiego człowieka, a wzorem takiej miłości jest Chrystus. On jest także źródłem mocy, aby iść drogą takiej miłości.

Prawdziwa miłość chrześcijańska musi być ofiarna. Jezus powiedział, że powinniśmy kochać się nawzajem tak, jak On nas umiłował. Jak nas umiłował? Przede wszystkim – umierając za nasze grzechy. Oddał za nas wszystko. Jezus nie wzywa nas do miłości wobec tych, których łatwo kochać. Mamy naśladować Jego miłość zawsze. Bo to jest „nowe przykazanie” dla każdego z nas. Czy jest wykonalne? Tak! Ilustruje to świadectwo filozofa z II wieku, Arystydesa. Pisząc do cesarza Hadriana w obronie chrześcijan, stwierdza:

Chrześcijanie miłują się wzajemnie. Nigdy nie zaniedbują pomocy wdowom; ratują sieroty przed tymi, którzy chcieliby je skrzywdzić. Jeśli ktoś ze wspólnoty coś ma, daje hojnie tym, którzy nic nie mają… Jest w nich coś boskiego”.

Jezus kocha nas, idąc za nas na krzyż. Kocha nas, nawet gdy się Go zaparliśmy. Kocha nas, dając nam wszystkim „nowe przykazanie” (por. J 13,34). Świat pozna, że jesteśmy uczniami Jezusa, gdy będziemy się wzajemnie miłować – tak, jak On nas umiłował.

Nie wystarczy mówić o miłości. Trzeba nią żyć.

Nie wystarczy znać przykazanie Jezusa. Trzeba je wypełniać.

Prawdziwa miłość to nie emocja – to decyzja, poświęcenie, codzienna ofiara.

Świat rozpozna uczniów Chrystusa nie po słowach, ale po miłości, którą żyją. A jeśli zapytasz, skąd wziąć siłę? Spójrz na krzyż. Tam jest odpowiedź. Tam zaczyna się miłość, która naprawdę zmienia świat.

IV NIEDZIELA WIELKANOCNA

NIEDZIELA DOBREGO PASTERZA

IV NIEDZIELA WIELKANOCNA - ROK C - biblia.wiara.pl

Dzisiaj obchodzimy w Kościele IV Niedzielę Wielkanocną, zwaną także Niedzielą Dobrego Pasterza. Patrzymy na Jezusa w dzisiejszej Ewangelii, który mówi nam, jakim trzeba być pasterzem dla swoich owiec.

Jezus często mówił do swoich uczniów, ale także do zgromadzonych wokół Niego ludzi, w przypowieściach. Posługiwał się obrazami dnia codziennego – w taki sposób przesłanie Chrystusa szybciej docierało do słuchaczy i łatwiej mogli je zrozumieć.

Dziś Jezus porównuje się do pasterza, który troszczy się o swoje owce, a nawet jest w stanie oddać za nie życie. W czasach Pana Jezusa bycie pasterzem było niebezpieczną pracą. Do obowiązków pasterza należało nie tylko zapewnienie owcom dostępu do pokarmu i świeżej wody. Przede wszystkim musiał bronić stada przed licznymi zagrożeniami. Kiedy jakaś owca się zgubiła, musiał ją odnaleźć i przyprowadzić z powrotem.

Największym zagrożeniem były dzikie, drapieżne zwierzęta, takie jak lwy czy wilki. Pasterz niejednokrotnie musiał narażać własne życie, by bronić swoich owiec. Od rzetelności, z jaką wypełniał swoje zadania, zależało często dobro całej rodziny. Dlatego pracy pasterskiej nie powierzano obcym najemnikom – najczęściej zostawał pasterzem najmłodszy syn w rodzinie.

Rodziny posiadające owce miały świadomość, że najemnik nie będzie ryzykował własnym zdrowiem i życiem w przypadku zagrożenia. Tak jak w historii opisanej w książce Ziemia Święta W. Thomsona, w której pojawia się między innymi następujące wydarzenie:

Oto młody pasterz pasie swoje owce u podnóża góry Tabor. Niespodziewanie na horyzoncie pojawia się trzech uzbrojonych Beduinów – rabusiów. Młody pasterz wie doskonale, co go czeka. Tym niemniej nie ucieka. Podejmuje nierówną walkę na śmierć i życie w obronie swego stada. Całe zdarzenie kończy się śmiercią młodego pasterza, który zostaje zakłuty nożami przez dzikich Beduinów.

Ten młody pasterz oddał swoje życie za swoje stado – tak jak Jezus, nasz Pasterz, który dla naszego zbawienia oddał swoje życie na Golgocie i trzeciego dnia zmartwychwstał.

Dlatego Jezus buduje swoje nauczanie na obrazie pasterza – bo chce, abyśmy w taki właśnie sposób rozumieli Jego misję.

Aby to zrozumieć, musimy przemieniać własne myślenie, podejście do życia i nasze serce – na wzór Serca Jezusowego. Musimy wsłuchiwać się w głos Dobrego Pasterza, który brzmi w rytmie Jego serca.

Głos Dobrego Pasterza jest słyszalny w każdym akcie współczucia, miłosierdzia i przebaczenia. Aby go usłyszeć, musimy czasem wyjść z izolacji własnego smutku, obaw i oczekiwań. Musimy usłyszeć głos krzywdzonych, doświadczonych cierpieniem.

I na koniec – kilka pytań, które mogą nam pomóc lepiej zrozumieć rolę Jezusa jako Dobrego Pasterza:

  • – Kogo słucham i za kim idę?
  • – Czy znam mojego Pasterza i Mistrza, czy raczej tylko „pobieżnie i od wielkiego dzwonu”?
  • – Kto tak naprawdę jest moim pasterzem?
  • – Czy ja rzeczywiście słucham głosu mojego Pasterza?
  • – Czy nie przestraszyłem się faktu, że wymagania Chrystusa miałyby dla mnie zbyt daleko idące konsekwencje – i po prostu musiałbym zrezygnować z niektórych nałogów, grzechów i zwykłych świństw?
  • – Czy nie słucham przypadkiem tych, którzy więcej obiecują, mniej wymagają lub po prostu ładniej mówią?
  • – Czy nie należę raczej do grupy tych, którzy „odrzucili Słowo Boże”, bo było ono niewygodne i zbyt wymagające?
  • – Czy radykalne opowiedzenie się po stronie Chrystusa nie byłoby dla mnie równoznaczne z radykalnym sprzeciwem wobec „pasterzy i mistrzów tego świata”? A to przecież czasem drogo kosztuje.

Takich pytań można by mnożyć i każdy z nas może ich sobie postawić znacznie więcej. Ważniejsze jednak od postawionych pytań jest szczere i uczciwe poszukiwanie odpowiedzi. A te, nie zawsze są dla mnie wygodne. Bo trzeba by było czasami przestać być ugodowym konformistą, bo trzeba by czasami umieć powiedzieć głośno i stanowczo: Nie zgadzam się, to jest nieuczciwe! Bo być z Chrystusem to bardzo często znaczy być pod prąd i przeciwko tłumom współczesnego świata.

Naśladowanie Jezusa, Dobrego Pasterza, wymaga odwagi, wierności i gotowości do poświęceń – również wtedy, gdy to trudne, niepopularne i kosztowne. Ale tylko idąc za Jego głosem, naprawdę odnajdziemy życie, które ma sens.

Warto sobie odpowiedzieć na te pytania i zweryfikować z tym, co mówi do nas Jezus, Dobry Pasterz. Amen.