UROCZYSTOŚĆ NARODZENIA PAŃSKIEGO

Centrum Duchowości - Dom Rekolekcyjny Jezuitów w Częstochowie

„Słowo stało się ciałem” (J 1, 14) – Bóg przemówił przez Syna. Te słowa są streszczeniem radosnej nowiny, którą Kościół dzisiaj po raz kolejny nam zwiastuje. Mamy prawdziwy powód do radości, bo Bóg zamieszkał pośród nas.

Święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim zwiastowanie wielkiej miłości Boga. Oto Bóg, nasz Ojciec, daje nam dzisiaj swojego Syna, aby zapewnić nas o swojej Boskiej Miłości – do nas, do ciebie, do mnie. Jest to Miłość przedwieczna, nieodwołalna, absolutnie wierna, a zarazem nie narzucająca się, delikatna, dyskretna. Po prostu wspaniała. Po prostu taka, na jaką czeka każdy człowiek!

Pięknie treść Bożego Narodzenia wyraził o. Karl Rahner SJ:

Kiedy mówimy: jest Boże Narodzenie, to mówimy zarazem: w Słowie Wcielonym Bóg wyrzekł w świat swoje Słowo – ostatnie, najgłębsze i najpiękniejsze. Słowo, którego już nie można cofnąć, bo jest ono ostatecznym czynem Boga, bo jest ono samym Bogiem w świecie. A słowo to brzmi: Kocham ciebie, świecie, i ciebie, człowiecze”.

Papież Franciszek podczas jednej z Pasterek mówił w homilii:

Boże Narodzenie przypomina nam, że Bóg stale kocha każdego człowieka, nawet najgorszego. Mnie, tobie, każdemu z nas dzisiaj mówi: Kocham cię i zawsze będę cię kochał, jesteś cenny w moich oczach. Bóg cię kocha nie dlatego, że słusznie myślisz i dobrze postępujesz; po prostu cię kocha. Jego miłość jest bezwarunkowa, nie zależy od ciebie. Możesz mieć błędne wyobrażenia, możesz je połączyć ze wszystkich kolorów, ale Pan nie przestaje cię kochać. Ileż razy myślimy, że Bóg jest dobry, jeśli my jesteśmy dobrzy, i że karze nas, jeśli jesteśmy źli. Tak nie jest. Pomimo naszych grzechów nadal nas miłuje. Jego miłość się nie zmienia, nie obraża się; jest wierna, jest cierpliwa. Oto dar, jaki znajdujemy w Boże Narodzenie: ze zdumieniem odkrywamy, że Pan jest wszelką możliwą bezinteresownością, wszelką możliwą czułością. Jego chwała nas nie oślepia, Jego obecność nas nie przeraża. Urodził się ubogi we wszystko, aby nas zdobyć bogactwem swojej miłości”.

Co powinniśmy czynić w obliczu tej miłości? Jedno: przyjąć dar. W obliczu szalonej miłości Jezusa, miłości będącej w pełni czułością i bliskością, nie ma wymówek. Pytanie w Boże Narodzenie brzmi: Czy pozwalam się kochać Bogu? Czy powierzam się Jego miłości, która przychodzi, aby mnie zbawić? Ta miłość oczekuje mojej odpowiedzi.

„Wszystkim tym, którzy (Słowo) przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi” (J 1, 12). Stało się coś niesłychanego. Dzięki Wcieleniu ludzie stają się w Chrystusie uczestnikami Bożej natury; zjednoczeni z Chrystusem przez Jego i swoją naturę ludzką są przez to zjednoczenie przemienieni i jednocześnie złączeni z Boską naturą Syna Bożego – stają się „synami w Synu”. Bóg kocha każdego z nas tak jak swojego Syna, bo widzi swojego Syna we mnie. Słowo przyjęło nasze człowieczeństwo, a w zamian natura ludzka została podniesiona do boskiej godności.

Przekładając to na realia ludzkiej adopcji, przybranie za dzieci Boże można by potraktować jako takie przysposobienie, w którym rodzic (Rodzic) nie tylko dzieli się z przybranym dzieckiem swoim majątkiem i wchodzi z nim w odpowiednią relację prawną, lecz także – a może przede wszystkim – dzieli się z adoptowanym dzieckiem swoim DNA! Boże Narodzenie jest zatem świętem, w którym Bóg staje się tak bliski człowiekowi, aby uczestniczyć w akcie jego urodzenia, żeby ukazać mu jego najgłębszą godność: że jest synem Bożym.

Dzisiaj, podczas wyznania wiary, na wspomnienie tajemnicy Wcielenia, uklękniemy z szacunkiem. Niekiedy także my, kapłani, z zakłopotaniem zastanawiamy się, w którą stronę uklęknąć – może odwrócić się do tabernakulum? Nie! Dzisiaj właśnie klękamy przed człowieczeństwem, jako miejscem zamieszkania Boga. To ma nam również przypomnieć, że każdy z nas ma już udział w Boskiej naturze. Stał się mieszkaniem Boga.

Nie ma na ziemi żadnych godności, tytułów, zaszczytów, które mogłyby równać się z tym jednym: jestem synem Boga, jestem córką Boga. A jeśli jesteśmy dziećmi Boga, to dla siebie nawzajem jesteśmy braćmi i siostrami. Tworzymy jedną rodzinę dzieci Bożych. Niezależnie od wyznawanych poglądów, popieranych partii, pochodzenia, wieku, płci czy wykształcenia – jesteśmy braćmi. Jesteśmy zaproszeni do budowania powszechnego braterstwa.

Niech to Boże Narodzenie pozwoli nam na nowo odkryć więzi, które nas jednoczą jako ludzi.

Wczoraj otwarte zostały Drzwi Święte Bazyliki Św. Piotra w Watykanie, a tym samym zainaugurowany został w całym Kościele Rok Jubileuszowy, ogłoszony przez Papieża Franciszka w 2025. Przyjście Jezusa na świat stało się wyjątkowym znakiem nadziei dla całej ludzkości: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło” (Iz 9, 1).

Pragnieniem Ojca Świętego jest, aby ten rok stał się dla całego Kościoła „intensywnym doświadczeniem łaski i nadziei”. Niechaj świętowanie narodzin Zbawiciela obudzi na nowo naszą nadzieję, że dla Niego nie ma nic niemożliwego, a z Nim wszystko jest możliwe.

WIGILIA BOŻEGO NARODZENIA

Obraz Bożego Narodzenia w sztuce - Kultura u Podstaw

Wejdźmy z wiarą do betlejemskiej groty. (…) Bez wiary nie zobaczymy nic innego, jak tylko biedne dzieciątko wzruszające nas swoją pięknością, które drży i płacze ze względu na zimno i kłującą słomę. Ale jeśli wejdziemy z wiarą, że to dziecko jest Synem Bożym, który z miłości do nas przyszedł na ziemię, który cierpi, aby zadośćuczynić za nasze grzechy, to czyż będzie możliwe nie dziękować Mu i nie kochać Go?”.św. Alfons Maria de Liguori

IV NIEDZIELA ADWENTU

IV NIEDZIELA ADWENTU - ROK C

Boimy się zmian w naszym życiu. Zmiany często wprowadzają niepewność i utrudniają przewidywanie przyszłości. Zazwyczaj wolimy to, co już znamy i co jest nam bliskie. Zmiana oznacza jednak opuszczenie strefy komfortu i przekroczenie granic, co często bywa dla nas trudne. Obawiamy się, że zmiany, które zajdą w naszym życiu, mogą prowadzić do niepowodzeń lub porażek.

Trzeba jednak uświadomić sobie, że kiedy Bóg wchodzi w nasze życie, następuje przemiana. Gdziekolwiek się pojawi, nic nie pozostaje takie samo. Kto naprawdę pragnie Boga w sercu, kto chce Go poczuć i doświadczyć, musi być gotów na to, że nie pozostanie to bez wpływu na jego życie – jak to miało miejsce w przypadku Maryi i Elżbiety, o których właśnie słyszeliśmy w Ewangelii.

Spójrzmy jeszcze raz na dzisiejszą Ewangelię.

Jest Maryja: z pewnością miała swoje marzenia o życiu. Jednak niespodziewana sytuacja, która się wydarzyła, przyniosła coś zupełnie nowego. Ta nowość to nie tylko dobra wiadomość: „Staniesz się Matką Zbawiciela”. Pociąga za sobą także trudności: narzeczony wpada w kłopoty. Jak zareagują mieszkańcy wioski? Czy zostaną wyrzuceni? Czy grozi im ukamienowanie, zgodnie z prawem?

A jednak Maryja to akceptuje. Przyjmuje fakt, że jej życie potoczy się inaczej, niż sobie wyobrażała. Robi to, bo zdaje sobie sprawę, że to nie tylko nieszczęście – to Bóg interweniuje w jej życiu. Dlatego może powiedzieć temu jednoznaczne „TAK”

Podobnie jest z Elżbietą. Prawdopodobnie pogodziła się z myślą, że pozostanie bezdzietna. Nagle jednak dociera do niej nieoczekiwana wiadomość: ma zostać matką. Można by powiedzieć: w jej wieku ma być Matką? Na dodatek jej mąż traci mowę, przez tygodnie nie mogą ze sobą rozmawiać.

Również w tym przypadku nowość niesie nie tylko radość, ale także problemy, lęki i trudności. Ale Elżbieta potrafi to zaakceptować, przyjmuje wszystko jako wolę Boga, jako cudowne dzieło Boga w niej.

Historia tych dwóch kobiet niesie dla nas adwentową radę:

Nie odrzucajmy od razu wszystkiego, co zakłóca naszą codzienność. Rzeczy, które wydają się nie pasować i z którymi w danej chwili nie możemy sobie poradzić. Chcielibyśmy z pewnością pozbyć się wszystkich trudności i nieszczęść. Może jednak warto spojrzeć na naszą sytuację z perspektywy Maryi i Elżbiety. Może warto zastanowić się nad tym, co dzieje s ię w naszym życiu, i zapytać, czy Bóg nie próbuje nam przez to coś powiedzieć. Może chce stworzyć w naszym życiu coś nowego.

Nie wszystko, co wydaje się złym zakończeniem, rzeczywiście nim jest. Czasami to po prostu nowy początek. Nie wszystko, co trudne, musi być tylko problemem – czasem to także nowa szansa. Czasami musimy porzucić coś, co kochamy, i stracić coś cennego, by mieć wolne ręce na coś nowego.

To z pewnością nie jest łatwe. Wymaga to wiary i zaufania. Dla niektórych ludzi może być zbyt trudne, by radzić sobie z tym samemu. Być może to kolejna adwentowa rada płynąca z tej historiiwarto dzielić się swoimi zmartwieniami i pytaniami z kimś innym – tak jak robią to Maryja i Elżbieta. Ale nie tylko zmartwieniami i pytaniami – także nadziejami.

Maryja i Elżbieta nie tylko dzielą się swoimi troskami, nie tylko wspólnie szukają odpowiedzi, ale także łączą swoje nadzieje. Obie są pełne wiary, że Bóg nie pozwoli im wpaść w nieszczęście ani znaleźć się w sytuacji bez wyjścia. Obie mają nadzieję, że Bóg wywyższy to, co pokorne, i przyjmie to, co słabe.

Kościół w dzisiejszych czasach zaprasza nas do tego, byśmy nie pozostawiali innych samych z ich zmartwieniami, ale dzielili się nimi i łączyli nadzieje. Bo nadzieja gaśnie, jeśli zatrzymuje się ją dla siebie, a samotność odbiera siłę.

III NIEDZIELA ADWENTU

Czysta Ewangelia - III Niedziela Adwentu | Archidiecezja Łódzka

Dziś już trzecia niedziela Adwentu. Dla wielu osób to czas coraz intensywniejszych przygotowań do nadchodzących świąt, coraz większego zabiegania. Trzeba wszystko dobrze zaplanować i przemyśleć, aby ze wszystkim zdążyć na czas. W wielu zawodach stres w codziennej pracy wzrasta wraz ze zbliżaniem się końca roku. Handlowcy starają się przewyższyć ubiegłoroczną sprzedaż, bo tylko wzrost gospodarczy może zapewnić stabilność ich biznesu. Księgowi i dyrektorzy muszą uporządkować sprawy przed końcem roku, aby bilans nie przedstawiał zniekształconego obrazu ich firmy.

Tymczasem św. Paweł wzywa nas dzisiaj do radości. Mówi: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!” (Flp 4, 4). Można więc zapytać: Kto w tym czasie może jeszcze spać spokojnie i radować się, jak zachęca nas do tego apostoł w liście do Filipian?

Apostoł Paweł powód swego radosnego usposobienia widzi w pewności, że Pan jest blisko. Można to rozumieć dwojako. Podobnie jak wielu ludzi tamtych czasów, Paweł był głęboko przekonany, że Mesjasz wkrótce powróci. Każdy, kto ma czyste serce i uporządkowane sumienie, może wręcz tęsknić za tym czasem. Bliskość Pana można jednak rozumieć także w ten sposób, że żyjemy w Jego obecności i mamy świadomość, że jest blisko. Nie czuję się więc opuszczony, nawet gdy wokół mnie mnożą się różnorakie zmartwienia.

W tę dzisiejszą niedzielę przychodzi nam z pomocą także św. Jan Chrzciciel. Był on całkowicie pochłonięty swoją misją i głosił pokutę nad Jordanem. Ewangelia, pierwotnie napisana po grecku, używa słowa metanoia (gr. μετάνοια), które dosłownie oznacza „zastanowienie się po (fakcie), zmiana myśli, odwrócenie się” – rodzaj duchowej bądź intelektualnej przemiany. To do niego, nad Jordan, przychodzili ludzie z dzisiejszej Ewangelii, pytając: „Cóż mamy czynić?” (J 6, 28). To, czego Jan wyraźnie żąda od swoich słuchaczy jako dowodu przemyślenia, jest, ściśle rzecz biorąc, oczywiste: celnicy nie powinni żądać więcej niż to, co ustalono, a żołnierze nie powinni nikogo źle traktować ani szantażować. Jedynie prośba o dzielenie się z biedniejszymi wykracza poza to, choć również nie wymaga niemożliwego. Jan nie mówi o rzeczach niezwykłych czy odległych człowiekowi – porusza kwestie bardzo podstawowe. Można powiedzieć, że Jan wymaga moralności oczywistej, której można oczekiwać od każdego człowieka.

Jan Chrzciciel daje nam dzisiaj jeszcze jedną wskazówkę. Przeciwstawia swój chrzest wodą chrztowi Duchem Świętym i ogniem, który przyniesie Jezus. Jezus pozwala nam zanurzyć się w nowym duchu, który oczyszcza nas tak, jak ogień oczyszcza metal w piecu.

Czym jest ten nowy duch, to nowe myślenie? Nowy duch to pewność bliskości Boga. Pozwala nam być szczęśliwymi i spokojnymi, ponieważ nie możemy spaść głębiej niż w ręce Boga. Nie musimy się Go bać. Możemy więc odłożyć wszelkie ukryte motywy i otworzyć się przed drugim człowiekiem, zbliżając się do niego i dzieląc się sobą.

Cóż więc możemy uczynićTrzecia niedziela Adwentu zachęca nas do zatrzymania się i otwarcia na ducha Jezusa. Dzięki Niemu doświadczymy radości płynącej z głębi naszej wiary. Ta radość może zmienić atmosferę wokół nas, odnowić relacje z otaczającymi nas ludźmi i przynieść nam wewnętrzne odrodzenie.

UROCZYSTOŚĆ NIEPOKALANEGO POCZĘCIA N.M.P.

Niepokalane poczęcie (obraz Francisco de Zurbarána ...

Jeszcze tylko dwie niedziele i będziemy obchodzili wielkie święto – Święta Bożego Narodzenia. Jednak gdy uczestniczymy dzisiaj w niedzielnej Mszy Świętej, może nam się wydawać, że nasze przygotowanie i oczekiwanie zostało nieco przerwane. W tym roku tak się bowiem złożyło, że w drugą niedzielę Adwentu obchodzimy uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. W związku z tym adwentowy fiolet został w liturgii zastąpiony bielą. Warto więc dziś zatrzymać się na chwilę nad tajemnicą tej uroczystości.

Pojawienie się dziecka na świecie nieodłącznie wiąże się z radością i szczęściem, które towarzyszą jego rodzicom i najbliższym. W sercach tych osób rodzi się wtedy ogromna wdzięczność za dar nowego życia. Radość ta nie pojawia się jednak wyłącznie w momencie narodzin nowego człowieka, ale także wcześniej – dziewięć miesięcy wcześniej, w chwili poczęcia. To wtedy rodzice zaczynają przygotowania do przyjęcia oczekiwanego dziecka na tym świecie.

W przypadku Maryi Jej poczęcie było wyjątkowe. Maryja od pierwszej chwili swojego istnienia została napełniona łaską uświęcającą, co oznacza, że już w momencie poczęcia była w przyjaźni z Bogiem. Została również wybrana z miłości na Matkę Zbawiciela. Dlatego Kościół wyznaje jako dogmat wiary, że Maryja od pierwszej chwili swego poczęcia została zachowana od grzechu pierworodnego dzięki wyjątkowemu przywilejowi łaski Boga Wszechmogącego, ze względu na zasługi Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego.

Biblijnym świadectwem tego wybrania są słowa Archanioła Gabriela z opisu zwiastowania, które usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: „W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Wszedłszy do Niej, [anioł] rzekł: «Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga” (Łk 1, 26–30).

Chociaż doktryna ta została zdefiniowana jako dogmat dopiero stosunkowo późno, w 1854 roku, w świadomości religijnej Kościoła zawsze było zasadniczo jasne, że Maryja była święta od początku swego życia.

W przeciwieństwie do Maryi, my jesteśmy obarczeni skutkami grzechu pierworodnego. Choć przez sakrament chrztu świętego zostaliśmy z niego obmyci, nadal pozostaje w nas skłonność do grzechu. Niejednokrotnie upadamy, a czasem trudno jest nam się z tych upadków podnieść. Właśnie do Maryi możemy zwracać się z prośbą o pomoc w przezwyciężaniu różnorakich słabości i grzechów. Ta, która nie została dotknięta skazą grzechu, jest dla nas doskonałą pomocą i drogowskazem, jak żyć w świętości oraz jak na co dzień być bliżej Boga. To pod Jej płaszczem może schronić się każdy grzesznik, który pragnie zerwać z grzechem.

Maryja wielokrotnie ukazywała się jako orędowniczka u swojego Syna za wszystkimi, którzy przez swoje grzechy obrazili Boga Wszechmogącego. Choć sama nie doświadczyła brudu i zła grzechu, doskonale rozumie, że grzech jest największym nieszczęściem człowieka. Wie, że jest on źródłem cierpienia, nieszczęść i wszelkich konfliktów. Każdy grzech oddala nas od Boga, od Jego pokoju i miłości. Maryja również wie, co nas czeka, jeśli się nie nawrócimy i nie poprosimy Boga o przebaczenie. Dlatego żaden grzech nie jest dla Niej obojętny.

Jej Syn także potępia grzech i się nim brzydzi, ale równocześnie kocha ludzi, którzy są nieszczęśliwi z powodu swoich grzechów. Jezus kocha ich, ponieważ cierpiał i umarł na krzyżu, aby zbawić ich od zła i grzechu. Dlatego Maryja nieustannie modli się i oręduje za grzesznikami.

 

Z ufnością zwracajmy się więc do Maryi, Niepokalanie Poczętej Dziewicy i Matki Bożej. Ona nadal jest „ucieczką grzeszników”. Niech prowadzi nas do swego Syna, Jezusa Chrystusa, Zbawiciela świata, i pomaga nam przygotować się na Jego przyjście.

I NIEDZIELA ADWENTU

Pierwsza niedziela Adwentu C /01.12.2024/ - Parafia ...

Mogłoby się wydawać, patrząc na dzisiejszą liturgię Słowa, że na początku jest koniec. Dziś, w pierwszy dzień Adwentu, rozpoczynający nowy rok kościelny, Kościół przedstawia nam fragment Ewangelii według św. Łukasza, mówiący o czasach ostatecznych. Może warto zadać sobie pytanie, czy nie powinniśmy zacząć nowego roku liturgicznego od innego tekstu? Jednak gdy zagłębimy się w dzisiejszą Ewangelię, odkryjemy, że wskazuje ona, na czym powinien polegać prawdziwy Adwent.

Przywykliśmy do tego, że Adwent to czas przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia. Ale nie chodzi tu tylko o przygotowania związane z organizacją świąt. Nie chodzi też o to, by nasze miasta i domy były zasypane kolorowymi światłami i pięknymi melodiami. Adwent to czas oczekiwania. Z jednej strony jest to okres przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia, oczekiwania na przyjście Pana do naszego ludzkiego świata. Jednak trzeba też pamiętać, że Adwent zawsze był związany z oczekiwaniem na powrót Pana w dniu ostatecznym. I właśnie o swoim przyjściu mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii.

Od czasów starożytnych ludzie obserwowali ruchy gwiazd i postrzegali je jako gwarancję niezawodności i stabilności. Każda zmiana na niebie wskazywała na niezwykłe wydarzenie. Tak jak narodziny Pana zwiastowała Gwiazda Betlejemska, tak też Jego drugie przyjście będzie zapowiadane przez niezwykłe zjawiska na niebie. Dla uczniów Jezusa nie będzie to dzień lęku, lecz ufności. Jednak aby mieć postawę ufności w dniu ostatecznym, potrzeba przygotowania i przemiany życia. Dlatego w Adwencie musimy wcielić w życie zalecenie samego Jezusa: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe […] Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym” (Łk 21, 34-36).

Nie powinniśmy więc ignorować napomnienia Jezusa zawartego w dzisiejszej Ewangelii. Powinniśmy pozwolić Mu szczerze dotknąć naszych serc. Jeśli wykorzystamy ten czas Adwentu, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do Jezusa Chrystusa, wtedy dziecko w żłobie może przynieść nam więcej radości w Święta Bożego Narodzenia niż drogie prezenty i dekoracje. Jeśli Adwent stanie się dla nas czasem jeszcze głębszego poznania Jezusa Chrystusa, wówczas myśl o Jego powrocie na końcu czasów nie będzie budzić w nas strachu.

Gdy przygotujemy nasze serca, będziemy mogli stanąć wyprostowani i podnieść głowę, oczekując przyjścia naszego Zbawiciela, który doprowadzi nasze życie do doskonałości.           W jaki sposób możemy to uczynić?

Dzisiejsza Ewangelia daje nam odpowiedź – najważniejsza jest modlitwa. W długie adwentowe wieczory poświęćmy na nią trochę czasu. Możemy zapalić świecę, przeczytać fragment Biblii, odmówić modlitwę z modlitewnika, uczestniczyć w roratach albo adorować Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Pomocne wskazówki daje nam także święta Faustyna. W ‘Dzienniczku’ czytamy: „Matka Boża pouczyła mnie, jak się przygotować do święta Bożego Narodzenia. Widziałam Ją dziś bez Dzieciątka Jezus; powiedziała mi: Córko moja, staraj się o cichość i pokorę, aby Jezus, który ustawicznie mieszka w sercu twoim, mógł wypocząć. Adoruj Go w sercu swoim (…)” (Dz. 785). W następnym roku Faustyna pisała: „Nadchodzi Adwent, pragnę przygotować swoje serce na przyjście Pana Jezusa przez cichość i skupienie ducha, łącząc się z Matką Najświętszą i naśladując wiernie Jej cnotę cichości, przez którą znalazła upodobanie w oczach Boga samego” (Dz. 1398).

 

Takie małe kroki mogą odmienić nasze życie – nie tylko w czasie Adwentu, ale również w każdym innym okresie.