„Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” (Ap 7,13)
Spoglądamy na rzesze świętych wypełniających niebo, tych, którzy w swoim życiu zrealizowali również nasze ukryte pragnienia i tęsknoty.
Spoglądanie ku górze każe nam oderwać się od ziemi, od naszych codziennych zajęć i popatrzeć na świat i życie z Bożej perspektywy, Bożymi oczami. Podnosimy wzrok ku górze, ku niebu, aby zobaczyć wielki orszak świętych, ubranych w białe szaty i nagrodą w dłoniach. Oni ukończyli swój bieg i osiągnęli cel. Oczyszczeni z wszelkiej zmazy i niedoskonałości stoją przed Bogiem, który przygarnia ich jako swoje dzieci. Ociera wszelką łzę i uwalnia od trosk i lęków. Odtąd żyją już samym Bogiem, dzielą z Nim szczęście i radość, cieszą się pokojem. Bóg nagrodził ich za to, że Go wytrwale szukali, że wiernie trwali przy dobrym, przy Nim, że nieustannie do Niego wracali. Ufali mu, wierzyli i miłowali ponad wszystko. W końcu On sam się stał dla nich nagrodą. On sam – Nieskończony, Miłujący, Święty.
Kim byli? Jan Paweł II, ks. Jerzy Popiełuszko, o. Maksymilian Kolbe, Edyta Stein, Siostra Faustyna, Matka Teresa z Kalkuty…
Kim byli? Ludźmi całkowicie podobnymi do nas: mężczyznami, kobietami, dziećmi; pochodzącymi z różnych narodowości, żyjącymi w różnych czasach, wypełniającymi różne powołania. Wyrośli na tej ziemi. Ktoś powiedział:
„Święci: przeźroczyste kryształy – skupiające w sobie światło, które nie jest z tej ziemi”.
Byli jednak ulepieni z kruchej ziemskiej gliny, dotknięci też ludzką słabością… Dlatego spoglądamy dziś na rzesze świętych wypełniających niebo, ale spoglądamy, stojąc na ziemi, na ziemi, na której oni wyrastali i nieustannie wyrastają. Dzisiejsza uroczystość jest świętem tych wszystkich, którzy związani są z walką o dobro, z walką przeciwko złu. Oni przeszli zwycięsko ten bój; my nadal codziennie w nim uczestniczymy. Uczestniczymy w nim przez naszą pracę, nasze zmagania i cierpienia. Zanim ziarno dojrzeje, musi być otoczone plewami. Zanim złoto się wytopi i oczyści, musi w ogniu zostać oddzielone od żużla. Takie jest prawo życia na ziemi. Świętość krystalizuje, tworzy się w sąsiedztwie niebezpieczeństwa grzechu. Pszenica dojrzewa z chwastem.
Spoglądamy dziś na rzesze świętych wypełniających niebo. Dlaczego im się przyglądamy? Dlaczego jest to ważne: im się przyglądać, na nich patrzeć? Ponieważ potrzebujemy ich dla naszego życia. Chcemy poznać tajemnicę bycia tu na ziemi, chcemy zrozumieć sens życia, drogę wyprowadzającą z ciemności grzechu i prowadzącą do Chrystusa. Czasem nie radzimy sobie sami w życiu. I dlatego podpatrujemy życie świętych. Chcemy wiedzieć, jak oni poradzili sobie z tajemnicą, jaką jest życie człowieka. Chcemy wiedzieć, jak wyrwać się z naszych zniewoleń, grzechu, strachu, zwątpienia. Jak odnaleźć sens naszej pracy, poświęcenia się dla innych (choćby rodziców dla dzieci, chociaż wydaje się, że one na to nie zasługują), jak odnaleźć sens naszego otwarcia się na drugich, chociaż ci unikają naszego wzroku. Jak odnaleźć siebie w Kościele, we wierze. Święci to niekończąca się galeria najrozmaitszych form realizacji powołania i sposobów życia. Matki, która płacze, ojca, który nie wierzy w siebie, dziewczyny, chłopaka, którym wydaje się, że wszystko obróciło się przeciwko nim, ludzi, którzy mocą Bożej miłości i wiary odważnie potrafili przemienić wszelką słabość w potężna moc, niszczące zło w twórczą dobroć, kłamstwo w światło prawdy, a nienawiść w piękną miłość.
Słysząc słowo „świętość” wielu ludzi się uśmiecha i mówi: To nie dla mnie. To mnie nie interesuje.
Ludzie chcą być wolni, wolni nawet od Boga. Chcą zakosztować wszystkich smaków życia. Chcą posiadać wszystko, co oferuje dzisiejszy świat. Chcą być jedynym panem swego życia. Chciałoby się jednak delikatnie zapytać: Na co się zda to wszelkie posiadanie, wielka wiedza, skoro gubi ona samego człowieka? Bo tak naprawdę to błogosławieni, to ubodzy, cisi, miłosierni, pokornego serca – oni są szczęśliwi, bo przynależą nie do siebie, nie do tej ziemi, lecz są w ramionach kochającego Ojca.
Istnieją nie tylko czyny, ale także słowa, które są w stanie przemieniać świat. Nie są wcale głośne. Są to słowa przemieniające serce człowieka. Do nich należą słowa ośmiu błogosławieństw wypowiedziane na górze. Słowa te znalazły drogę do szukającego człowieka. Przez całe wieki historii nie straciły nic na swojej mocy. Docierają w głąb naszego serca, przenikają dusze, pocieszają i wprowadzają niejako w inny świat. Świat szukany przez wielu, świat marzeń i pocieszenia w trudzie życia. Zbierają w sobie wszystko, czego sobie najbardziej skrycie życzymy.
Trzeba kiedyś odkryć smak wolności, który niosą te słowa i usłyszeć pragnienia serca. Wszyscy jesteśmy powołani przez Boga, aby być świętymi. „Bądźcie święci, bo ja jestem święty” (Kpł 11,45). Nie bój się dziś popatrzeć z tęsknotą ku górze… Oni ukończyli bieg i osiągnęli cel. Odtąd żyją już samym Bogiem. Bóg ich nagrodził. Z tobą też Bóg chce się podzielić radością.