W hymnie z przełomu VIII i IX wieku Kościół pozdrawia Maryję Matkę Boga jako Gwiazdę Morza i Gwiazdę Nadziei: „Zdrowa, Gwiazdo Morska, Boża Matko święta i dziewico czysta Furtko niebieska”. Życie ludzkie jest drogą do celu; papież Benedykt XI w encyklice Spe salvi napisał, że „życie jest jak podróż po morzu. Płyniemy do portu nie tylko wtedy, kiedy wieją pomyślne wiatry i świeci słońce, ale także pośród ciemności i burz, wypatrując gwiazd wskazujących kurs”. Papież podkreślał, że „prawdziwymi konstelacjami naszego życia są osoby żyjące w sposób prawy”. Nazywa ich „światłami nadziei”. Takim światłem jest Chrystus. Aby do Chrystusa dotrzeć, potrzebujemy bliższych świateł. Któż bardziej niż Maryja mógłby być gwiazdą nadziei dla nas? Maryja jaśnieje jako Gwiazda Nadziei. Nie świeci własnym światłem, lecz odbija światło Chrystusa, zwłaszcza w mrocznych i burzliwych chwilach.
Całe życie ludzkie można porównać do przeprawiania się z jednego brzegu na drugi po to, aby osiągnąć wieczne miasto Jeruzalem. Są więc w życiu człowieka dni wspaniałe, podobne do spokojnego jeziora. Dni, w których mamy czas na modlitwę i czas dla Boga, radosne życie rodzinne i małżeńskie, czas dla naszych bliskich i przyjaciół. Łatwo wówczas jest być miłym, serdecznym i chwalić Boga. W życiu ludzkim przychodzą jednak także burze. Zwłaszcza wtedy, kiedy oddalamy się od Boga, Jego przykazań, kiedy ranimy i niszczymy szczęście swoje i naszych najbliższych albo wtedy, kiedy przychodzą dni próby. Jeszcze wczoraj – spokojni i bezpieczni, a dziś z przerażeniem spostrzegamy, że toniemy. Sytuacja tego rodzaju to dla ucznia Chrystusa trudna próba wiary. Cierpienia, ból, choroba, niezrozumienie, krzywda ludzka oraz trudności, jakie przeżywamy, dotyczą każdego człowieka.
Ewangelista Marek zachęca nas do rozpoznania Jezusa w swoim życiu, obecności, która może wydawać się „cicha i bezczynna”. Chodzi o te momenty życia, które napawają nas lękiem. Prawdziwe jednak ciemności i burze pojawiają się wtedy, gdy człowiek zaczyna układać swoje życie bez Jezusa. Własnymi siłami, mądrością, inteligencją, życiem bez Bożych przykazań. Pierwszym efektem religijnego rozbicia jest właśnie to, że się niczego nie widzi i niczego nie rozumie.
Trzeba rozpoznać Jezusa w cudzie Eucharystii, bo On ciągle kroczy i chce, aby każdy człowiek Go rozpoznał. Nie tylko rozpoznał, ale przyjął Go do siebie po to, aby osiągnąć port wędrowania. Jakże często w naszym życiu brakuje nam relacji z Jezusem. Zamiast przyjść na Eucharystię i mieć Go w sercu, a więc centrum naszego życia, sami budujemy bez Niego. Jest to nasze budowanie na sobie, a nie na Jezusie, na własnych wartościach, a nie Ewangelii. Dla wielu ludzi nie Jezus jest centrum, ale on sam. Wtedy jesteśmy podobni do łodzi z apostołami na środku jeziora, która tonie.
Było to podczas Światowych Dni Młodzieży w Madrycie. Piękna słoneczna pogoda zgromadziła na lotnisku ponad milion młodych ludzi z całego świata. To spotkanie z papieżem Benedyktem XVI. Wszyscy zgromadzeni czekali na ten moment. Nagle rozpętała się burza. Szalał wicher. Zaczął padać ulewny deszcz. Każdy chował się przed ulewą i piorunami, gdzie mógł, pod namioty, parasole. Wicher zerwał kilka dużych namiotów. Nagle po około 20 minutach nastała cisza. Papież podszedł i uklęknął. Ukazała się duża monstrancja z Chrystusem Eucharystycznym. Wicher odszedł, młodzież padła na kolana. Jakby całe to zdarzenie z nawałnicą nie miało miejsca. I wielki tłum w postawie uwielbienia na kolanach w ciszy modlił się. To Jezus ukazał wszystkim, kto jest Panem. On jest tym, który rządzi światem. On daje spokój serca człowiekowi.
Prośmy Maryję, Gwiazdę Morza i Gwiazdę Nadziei, o żywą wiarę w Boga, który interweniuje w życie ludzkie i objawia się, dokonując dzieł, które tylko On ma moc dokonać.