UROCZYSTOŚĆ WNIEBOWZIĘCIA NMP

15 VIII Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny ...

Ta dzisiejsza uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej – podobnie zresztą jak każde inne większe maryjne święto – ma w sobie coś szczególnego, coś niezwykłego, bo przyciąga do kościoła nawet tych katolików, którzy zazwyczaj nie narzucają się zanadto Panu Bogu. Taką prawidłowość można zauważyć we wszystkich lub prawie wszystkich kościołach – przynajmniej w naszym kraju – że święto czy uroczystość maryjna zazwyczaj nie tyle gromadzi w kościołach więcej ludzi niż zwykle, ale skłania do uczestnictwa we Mszy Świętej tych wątpiących, poszukujących czy dystansujących się na co dzień od Kościoła, tych którzy, choć wierzący, to w codziennym okazywaniu swojej wiary są raczej powściągliwi.

Zjawisko możemy dostrzegać i wielbić za nie Boga – wielbić za te wielkie rzeczy, które czyni na naszych oczach – przede wszystkim dzięki Matce Bożej, która jest dla nas wszystkich bardzo ważna. Intuicyjnie wyczuwamy bowiem, że tak jak każda matka przygarnia, pociesza i potrafi wybaczyć swoim dzieciom najgorsze przewinienia, tak Maryja przygarnia i prowadzi do Boga największych grzeszników, dodając odwagi, dodając sił do nawrócenia, do zmiany swojego życia. Każdy z nas jest dla Maryi ukochanym synem, ukochaną córką, ukochanym dzieckiem nie zawsze podążającym prostymi drogami Bożych przykazań, ale często szukającym własnych dróg, może nawet i z dala od Pana Boga. Maryja gotowa jest przemierzyć każdą odległość, by nas odnaleźć, by każdą i każdego z nas odzyskać dla Chrystusa.

Św. Łukasz ukazuje nam dzisiaj w swojej Ewangelii Matkę Bożą zmierzającą pośpiesznie przez góry do domu Elżbiety. Jak pisał św. Ambroży, jeden z ojców Kościoła, Maryja z radością udała się w góry, „nie jakoby nie wierząc słowom archanioła Gabriela, nie jakoby nie miała pewności co do tego, co Jej zwiastowano, nie jakoby wątpiła o rzeczywistości zwiastowania, lecz pełna radości śpieszyła ku temu, co wzniosłe”. Ewangelista Łukasz przedstawia nam Maryję śpieszącą z pomocą, śpieszącą po to, by służyć swej krewnej Elżbiecie – śpieszącą bez względu na trud podróżowania wynikający z konieczności przemierzania niełatwych górskich szlaków, bez względu na trud wynikający z własnego błogosławionego stanu. To, co dodawało Jej sił i było motywacją do odbycia z pośpiechem niełatwej podróży, to było gorące i szczere pragnienie spotkania z drugim człowiekiem i gotowość do służby. A więc miłość bliźniego w najczystszej postaci, miłość do drugiego człowieka w najczystszej postaci.

I chyba to jest to, co przyciąga nas wszystkich do Maryi, do Matki troskliwej i przebaczającej, do Matki, która nie ocenia i nie osądza, ale bez względu na wszystko poszukuje nas – nawet gdy jesteśmy daleko od Pana Boga – i wskazuje nam właściwą drogę, zachęcając do tego, by właśnie tą drogą podążać.

Dzisiejsza uroczystość Wniebowzięcia Maryi uświadamia nam jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. Chodzi o to, co św. Paweł wyjaśnia Koryntianom, pisząc do nich w liście, którego fragment przed chwilą odczytaliśmy, że Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy, zaś ci, którzy żyją w Chrystusie również będą ożywieni, ale każdy według własnej kolejności (por. 1 Kor 15,20.23). I właśnie to, czego my dostąpimy – jak wierzymy – na końcu czasów, stało się już udziałem Maryi w chwili Jej wniebowzięcia. My dostąpimy zbawienia na końcu czasów, zaś Maryja jako pierwsza już osiągnęła zbawienie, i dla nas, ludu wciąż pielgrzymującego na ziemi, stała się źródłem pociechy i znakiem nadziei, naszą Orędowniczką u Ojca w niebie, wstawiającą się za nami we wszystkich naszych sprawach.

I dzisiaj, wpatrując się w Maryję i świętując Jej wniebowzięcie, prośmy przez Jej wstawiennictwo o otwartość naszych serc i umysłów, o wrażliwość na ową matczyną czułość, która ma nas mobilizować do wcielania Ewangelii w nasze codzienne życie. Niech Ta, która z ciałem i duszą została wzięta do nieba, oręduje za nami, byśmy kiedyś po dobrym życiu mogli być wraz Nią tam, gdzie Ona już króluje. Amen.

XIX NIEDZIELA ZWYKŁA

10.08 – 19. Niedziela zwykła - KERYGMA - liturgia i ...

Fragment z Księgi Mądrości – pierwsze czytanie – jest nawiązaniem do Paschy i wezwaniem do czujności, życia „w gotowości”, by spotkać Tego, który nadchodzi, Tego, ku któremu zmierzamy. To postawa, która przypomina moment, gdy Bóg wezwał lud, by przygotował się do wyjścia z Egiptu: „Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach” (Wj 12,11). „Noc wyzwolenia” – pisze Autor Księgi Mądrości – „została zapowiedziana naszym ojcom, aby nabrali odwagi” (por. Mdr 18,7). To jest klucz do zrozumienia Ewangelii.

Wierzący dzisiaj mogą poczuć się jak „mała trzódka”, jak niegdyś Izrael. Ale jeśli jesteśmy w rękach Boga, będziemy zdolni pokonać wszelkie przeszkody. Jezus przypomina, że jesteśmy wybrani, ogarnięci miłością Ojca. Dlatego prosi, aby zrodziło się nasze zaufanie do Boga: „Sprzedajcie, co posiadacie, i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12,33-34).

Ogołocenie się z tego, co się posiada – dóbr, pieniędzy, ziemi – nie wynika z pogardy ani z filozoficznego cynizmu, lecz z potrzeby dzielenia się z tymi, którzy nie mają. Każdy ma swoje bogactwa: pieniądze, dobra, ale także możliwości, wolny czas, osobiste dary. Uwolnienie się od przywiązania do rzeczy, by objąć Najwyższe Dobro całym swoim jestestwem, jest gwarancją wolności – dowodem na to, że nie żyjemy, polegając jedynie na własnych siłach i możliwościach. To takie proste, a jednak wymaga nawrócenia, które nigdy nie dokonuje się raz na zawsze, lecz musi być odnawiane dzień po dniu, gdy idziemy za Jezusem. Ponieważ dobra i pieniądze niemal zawsze nam towarzyszą – i często się mnożą. W jednym ze swoich kazań ks. Piotr Pawlukiewicz opowiadał o sprzęcie do odtwarzania muzyki – nie pamiętał, czy sam go kupił, czy ktoś mu go podarował. Wieczorem zaczął go składać i podłączać. I – jak mówił – nie wiedział, kiedy minął czas, ale skończył dopiero nad ranem. Wtedy pomyślał: „Gdyby ktoś kazał mi adorować Najświętszy Sakrament przez całą noc, co by się działo? Jakim byłbym męczennikiem, jaka ofiara!”. A tutaj – sam nie wie, kiedy minęły godziny… W dzisiejszym fragmencie Ewangelii Jezus mówi: „Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12,34).

Co – lub kto – jest moim skarbem? Gdzie jest moje serce?

Mamy w dzisiejszej Ewangelii wezwanie do czuwania, bycia gotowym na spotkanie z Panem. Powinniśmy być podobni do sług oczekujących powrotu swego Pana: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie” (Łk 12,35). Zatrzymajmy się na tym obrazie. „Niech będą przepasane biodra wasze…” To postawa pielgrzyma, gotowego wyruszyć w drogę. To postawa Abrahama, który opuścił swoją ojczyznę umocniony obietnicą Boga (por. Rdz 12,1-4). To postawa Narodu Wybranego, gotowego do wyjścia z ziemi niewoli (por. Wj 12,11). I dziś mamy przyjąć taką postawę – by nie zapuścić korzeni w wygodach, bezpiecznych domach i osiągnięciach, które mogą nas zniewolić.

„Zapalone pochodnie” To światło wiary, które pozwala nam odczuwać, że Bóg jest z nami, jest pośród nas. To światło nadziei, które podtrzymuje nas w ziemskiej pielgrzymce – wiemy, ku czemu zmierzamy. To światło miłości, które pobudza do dzielenia się tym, co posiadamy, bo jesteśmy dziećmi jednego Ojca. To światło braterstwa, które przypomina, że nie jesteśmy sami – ale wspólnie przeżywamy tę podróż jako lud Boży. Nie trzeba nikogo przekonywać, jak ważna jest czujność tych, którzy za coś odpowiadają. Ich zaniedbanie, nieuwaga, senność – mogą mieć tragiczne skutki. Czuwanie oznacza rezygnację ze snu, poświęcenie czasu, by nie dać się zaskoczyć. Oznacza walkę z ospałością i biernością – by osiągnąć to, do czego naprawdę dążymy. Jezus wzywa do wielkiej czujności i duchowej gotowości. Prosi nas, abyśmy przyjęli postawę sług, którzy przepasali biodra, by służyć. Abyśmy mieli zapalone lampy, byli gotowi otworzyć, gdy Pan zapuka. Oto prawdziwa postawa chrześcijanina: „Błogosławieni owi słudzy, których Pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie” (Łk 12,37). To znaczy: błogosławieni ci, którzy mając Pana za swój skarb, będą oczekiwać Jego przyjścia – i spotkają Go w chwili, gdy nadejdzie, choćby o późnej godzinie. Czuwanie nie jest łatwe. Trudy dnia, praca, obowiązki, długi czas chrześcijańskiego życia, monotonia codzienności – wszystko to zagraża czujności. Wymaga ona uwagi, roztropności i odpowiedzialności. A gdy ludzie wokół nas troszczą się jedynie o lepsze mieszkanie, samochód czy egzotyczne wakacje – łatwo się w tym zatracić i widzieć tylko to.

Pewien nauczyciel – mędrzec – powiedział do swojego ucznia:

– Rozejrzyj się po tym pokoju i postaraj się zapamiętać wszystkie przedmioty brązowego koloru. Uczeń wykonał polecenie. Po chwili mędrzec rzekł:
– Zamknij oczy i wymień wszystkie przedmioty koloru niebieskiego.
Uczeń zdenerwowany odpowiedział: – Nie zauważyłem żadnych przedmiotów niebieskich, bo całą moją uwagę skupiłem na brązowych – tak mi pan kazał. Mędrzec uśmiechnął się i powiedział: – Otwórz oczy i rozejrzyj się. W pokoju jest wiele niebieskich przedmiotów. I to prawda. Po chwili dodał: – Tym przykładem chciałem ci pokazać życiową prawdę: jeżeli w pokoju zwracasz uwagę tylko na rzeczy jednego koloru – a w życiu tylko na to, co materialne, co proponuje świat – to będziesz tylko to widział i to będzie wpływało na twoje życie.

A Ty? Na co dziś patrzysz? Co zajmuje Twoje serce i uwagę?

Spróbuj dziś wieczorem zrobić prosty rachunek sumienia: co było dla Ciebie „skarbcem” w ostatnim tygodniu? Gdzie było Twoje serce – przy Jezusie czy może bardziej przy koncie bankowym, komforcie, opiniach innych?

Zrób miejsce Panu. Stań przed Nim z zapaloną pochodnią wiary – może choć na chwilę adoruj Go w ciszy. Oddaj Mu to, co Cię przygniata, i proś, aby oczyścił Twoje serce, by było gotowe na Jego przyjście – nawet dziś.

Bo „błogosławieni ci, których Pan zastanie czuwających” (Łk 12,37). Niech wśród nich będziesz i Ty.

BOLESNE ROCZNICE NASZEGO NARODU

 

81 ROCZNICA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO I RZEŹ WOLI

Warszawa. Ludność cywilna Woli prowadzona przez Niemców ulicą Wolską, przypuszczalnie w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. podczas tzw. Rzezi Woli. Fot. Bundesarchiv. Źródło: Wikimedia Commons

Między 5 a 7 sierpnia 1944 r. na ulicach, w podwórzach, domach, fabrykach i szpitalach Woli doszło do bezprzykładnej w dziejach II wojny światowej, zorganizowanej masakry ludności cywilnej. Akcja wyniszczania miasta była odpowiedzią na wybuch Powstania Warszawskiego, ale jej przyczyny tkwią w ideologii niemieckiego nazizmu. Wieczorem 1 sierpnia 1944 r. wieść o wybuchu powstania w Warszawie dotarła do Berlina. O tym wydarzeniu poinformował Hitlera Reichsführer SS Heinrich Himmler: „Powiedziałem: Mein Führer, moment jest niesympatyczny. Z punktu widzenia historycznego jest jednak błogosławieństwem, że ci Polacy to robią. W ciągu pięciu–sześciu tygodni pokonamy ich. Ale wtedy Warszawa – stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu Polaków – będzie starta. Tego narodu, którzy od siedmiuset lat blokuje nam Wschód i od pierwszej bitwy pod Tannenbergiem ciągle nam staje na drodze. Wtedy polski problem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas – nie będzie dłużej żadnym wielkim problemem historycznym”. 

XVIII NIEDZIELA ZWYKŁA

Firma w podziale majątku – co z wartościami niematerialnymi, klientami i długami? - Adwokat Łukasz Oleś

Dzisiejsza Ewangelia to jak cios w samo serce naszej współczesnej mentalności. Oto przychodzi do Jezusa człowiek i mówi: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby podzielił się ze mną spadkiem” (Łk 12,13). Czyli już wtedy ludzie potrafili się pokłócić o majątek… Nic nowego. Znamy to aż za dobrze – iluż to braci, sióstr, kuzynów i przyjaciół poróżniło się o kawałek pola, o dom po rodzicach, o parę złotych ze spadku?

A Jezus – zamiast wejść w rolę sędziego rodzinnego – odpowiada: „Uważajcie, strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie zależy od jego mienia” (Łk 12,15). I dodaje przypowieść o bogaczu, który miał tyle zboża, że już nie wiedział, gdzie je pomieścić. „Zburzę spichlerze, zbuduję większe. Potem powiem duszy mojej: Masz wielkie zasoby dóbr na długie lata; odpoczywaj, jedz, pij i używaj życia” (Łk 12,18-19). Tylko że Pan Bóg mu na to odpowiada: „Głupcze! Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy. Komu przypadnie to, co nagromadziłeś?” (Łk 12,20). Drodzy! Powiedzmy to sobie szczerze: to nie jest przypowieść o kimś z dawnych czasów. To przypowieść o nas. Spójrzmy na nasze życie. Ileż mamy zapału do spraw ziemskich! Ludzie potrafią pracować od świtu do nocy, brać nadgodziny, dodatkowe zlecenia – byle tylko mieć więcej. Dom musi być większy niż sąsiada, samochód lepszy niż szwagra, wakacje bardziej egzotyczne niż te znajomych z Facebooka.

I wiecie, co w tym najtragiczniejsze? Że naprawdę wierzymy, iż to wszystko da nam szczęście. Gromadzimy, gromadzimy, gromadzimy… A potem nagle przychodzi śmierć. I wtedy okazuje się, że trumna nie ma kieszeni.

To aż banalne, a jednak prawdziwe. Trumna nie ma kieszeni, nie ma sejfu, nie ma miejsca na kartę kredytową ani kluczyki do nowego SUV-a. Wszystko zostaje na ziemi. Kiedyś ktoś żartował: „Najbogatszy człowiek na cmentarzu… nadal jest martwy”. I ma tyle samo jak ten, który za życia miał niewiele. Gdybyśmy choć ułamek tego wysiłku, który wkładamy w sprawy materialne, włożyli w troskę o duszę… Gdybyśmy z taką samą energią, z jaką biegniemy za pieniędzmi, biegli za Bogiem – to każdy z nas byłby świętym!

Ale nie. Na modlitwę nie mamy czasu. Spowiedź odkładamy „na później”. Na niedzielną Mszę Świętą zawsze znajdzie się jakaś wymówka: bo pada, bo za gorąco, bo dziecko ma katar… A na serial jest czas. Na Facebooka jest czas. Na kolejny weekend nad jeziorem – też czas się znajdzie. Tylko warto postawić sobie pytanie: A jeśli Bóg powie ci to, co usłyszał bogacz w Ewangelii? „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy” (Łk 12,20) – co wtedy Mu odpowiesz?

Dzisiejszy świat troszczy się o wszystko: o zdrową dietę, suplementy, siłownię, stan konta, ubezpieczenia na życie, dom, samochód… Troszczymy się o wszystko – tylko nie o niebo. A przecież nasze życie na ziemi to jak krótki sen (por. Hi 14,1-2; Ps 90,5-6). Jeden moment – i budzisz się po drugiej stronie. I co wtedy?

Ktoś powie: „Mam piękny ogród” – ale po śmierci go nie skosisz.

Ktoś inny: „Miałem super samochód” – ale w niebie nie ma autostrad.

Jeszcze inny: „Miałem złoto, dolary, euro!” – ale w niebie nie ma kantorów.

Zwróćmy uwagę na jedno: to sam Bóg w Ewangelii mówi: „Głupcze!” – a przecież Bóg zwykle nie obraża ludzi. Jezus bardzo rzadko używał takich słów, ale tu – wobec ślepego materializmu – czyni wyjątek. Dlaczego? Bo to właśnie ci, którzy żyją tylko dla tego świata, zapominając o wieczności, są w oczach Boga prawdziwie ubodzy duchem (por. Mt 6,19–21; Mt 16,26).

Ilu ludzi wokół nas planuje dokładnie, co zrobić z pieniędzmi, a nie potrafi zaplanować spowiedzi? Ilu bardziej boi się straty majątku niż straty duszy? (por. Mt 10,28). Dzisiejsza Ewangelia to lustro dla naszego świata. Żyjemy w czasach, gdy bardziej interesuje nas wartość konta niż wartość duszy. Potrafimy godzinami śledzić notowania giełdowe, ale nie znajdujemy dziesięciu minut na modlitwę. Inwestujemy w domy, samochody, wakacje, a nie inwestujemy w miłość, przebaczenie, relację z Bogiem.

Nie chodzi o to, że bogactwo samo w sobie jest złe. Pismo Święte nie potępia bogactwa. Abraham był bogaty (por. Rdz 13,2). Józef z Arymatei, który złożył ciało Jezusa w grobie, był człowiekiem zamożnym (por. Mt 27,57). Ale oni wiedzieli, że bogactwo to narzędzie, a nie cel. W pracy i zdobywaniu środków do życia trzeba zachować złoty środek (por. Prz 30,8-9) i wiedzieć, co w hierarchii wartości powinno być na pierwszym miejscu (por. Mt 6,33).

Bogactwo nie jest grzechem. Grzechem jest chciwość, egoizm, pycha i brak wdzięczności. Bogacz z przypowieści nie zgrzeszył tym, że jego pole wydało plon, ale tym, że wszystko zatrzymał dla siebie. Nie myślał o innych, nie dziękował Bogu, tylko powtarzał: „Moje plony, moje spichlerze, moje dobra” (Łk 12,18). Wszystko kręciło się wokół niego. Na nagrobku pewnego człowieka napisano kiedyś: „Co miałem – straciłem. Co dałem Bogu – zabrałem ze sobą”.

I to jest cała mądrość życia.

Niech każdy z nas zapyta dziś samego siebie: Co robię z czasem, który daje mi Bóg? Czy inwestuję w to, co nie przemija? (por. 1 Tm 6,17-19). Gdyby dziś zażądano mojej duszy – czy mam co zabrać do nieba?

Powiedzmy sobie wprost: wszyscy umrzemy (por. Hbr 9,27). Nikt z nas nie uniknie tego momentu. A kiedy nadejdzie, nie będzie miało znaczenia, czy jadłeś chleb z masłem, czy z kawiorem. Liczyć się będzie tylko to, czy jesteś bogaty w miłość, w przebaczenie, w wiarę (por. Ga 5,6; Mt 25,31–46). Bo to są skarby, które możesz zabrać ze sobą.

Możesz kupić lekarstwa, ale nie zdrowie.

Możesz kupić dom, ale nie rodzinę.

Możesz żyć z kimś pod jednym dachem, ale nie mieć z nim miłości.

Możesz mieć książki, ale nie mądrość.

Luksusowy pokój, ale nie spokojny sen.

Luksusowy grób, ale nie życie wieczne.

Dlatego bądźmy bogaci przed Bogiem (Łk 12,21).

Inwestujmy w niebo – ono nie zbankrutuje. Amen.

XVII NIEDZIELA ZWYKŁA

W naszej codzienności możemy przyjmować różne postawy wobec tych, którzy wobec nas zawinili. Najczęściej domagamy się sprawiedliwości, a czasem nawet zemsty. Jezus jednak wielokrotnie pokazuje, że nie tak powinno być. Również w historii starotestamentalnej, choć Bóg często przedstawiany jest jako gniewający się i wymierzający sprawiedliwość, odnajdujemy pokrzepiające orędzie o Jego miłosierdziu.

Dzisiejsze Słowo Boże bardzo mocno ukazuje te przymioty Boga, które powinny charakteryzować nas, chrześcijan: miłosierdzie i łaskawość. Dla nas może nie jest to łatwe, ale też nie jest niemożliwe do wprowadzenia w życie. Otrzymujemy również podpowiedź, jak powinna wyglądać nasza modlitwa. Zastanówmy się zatem, jakie wskazówki płyną dziś dla nas ze Słowa Bożego.

Spójrzmy na historię przedstawioną w dzisiejszym czytaniu z Księgi Rodzaju. Sodoma – miasto, którego sytuacja mogłaby wywołać powiedzenie: „Widzisz, Boże, i nie grzmisz”. Bóg, słysząc skargi na mieszkańców, zamierza interweniować, być może wymierzając karę. Abraham jednak wstawia się za Sodomą, argumentując, że sprawiedliwi nie zasługują na taką samą karę jak bezbożni. W tej sytuacji możemy poznać nie tylko sprawiedliwość, ale i miłosierdzie Boga.

W jaki sposób rozmowa Abrahama z Bogiem może być dla nas inspiracją? Warto spojrzeć na nasze codzienne życie. Czym jest modlitwa, jeśli nie spotkaniem z Bogiem, rozmową z Nim? Tę sytuację również można nazwać modlitwą. Często modlimy się, wypowiadając znane nam dobrze formuły. Nie ma w tym nic złego. Jednak modlitwa jest najpełniejsza wtedy, gdy jest szczera i płynie prosto z serca. Czasem warto nawet „pokłócić się” z Bogiem, jak Abraham. Zastanawiasz się, dlaczego spotyka cię taka czy inna sytuacja? Powiedz o tym Panu Bogu w modlitwie, porozmawiaj z Nim.

Abraham pokazuje nam również, czym jest modlitwa wstawiennicza – to prośba o potrzebne łaski dla osoby, na której dobru nam zależy. Może masz już doświadczenie takiej modlitwy? To właśnie w niej można szczególnie doświadczyć działania Bożej łaskawości i miłosierdzia. Inicjatywa jednak zawsze należy do Boga. To On wychodzi na spotkanie z człowiekiem, a od naszej odpowiedzi zależy, jak to spotkanie przebiegnie.

To Bóg daje nam samego siebie i pragnie nas obdarowywać swoimi łaskami. Gdy małe dziecko przychodzi z ufnością do rodziców, prosząc o to, czego potrzebuje, to nie dlatego, że samo sobie to wymyśliło, lecz dlatego, że rodzice troszczą się o nie i budują w nim postawę zaufania. Podobnie jest z Bogiem – On jest naszym dobrym Ojcem i chce dawać nam to, czego naprawdę potrzebujemy. Jezus trafnie tłumaczy to swoim uczniom, którzy proszą Go, aby nauczył ich modlitwy. Przyjaciele pomagają sobie wzajemnie, bo jednemu zależy na dobru drugiego.

Czego jeszcze uczy nas dzisiejsze Słowo Boże? W Ewangelii Jezus podaje przykład doskonałej modlitwy. Aby taka była, powinna zawierać prośbę o to, co rzeczywiście służy naszemu dobru i dobru innych. Co więcej – gdy wytrwale prosimy, otrzymujemy niezbędne łaski, nawet jeśli sami czujemy, że na nie nie zasługujemy. Czyż to nie jest piękne?

Któż z nas, jedynie o własnych siłach, potrafiłby dźwignąć się z grzechu? Potrzebne siły otrzymujemy dzięki sakramentowi pokuty i pojednania. Największym darem i umocnieniem na naszej drodze wiary jest Eucharystia – Msza Święta. To tutaj Bóg w sposób szczególny przychodzi do człowieka. To tutaj słyszymy o Jego miłości i łaskawości, a nawet możemy jej doświadczyć. Czyż to nie jest piękne?

Dziękujmy Bogu, że przychodzi do naszego życia, że pragnie nas obdarzyć tym, czego naprawdę potrzebujemy, i w ten sposób objawia swoją łaskę – nawet wtedy, gdy po ludzku czujemy się niegodni Jego miłości.

Wołajmy dziś z ufnością: „Panie, naucz nas się modlić!” (Łk 11,1). Niech Duch Święty rozpali w nas pragnienie modlitwy, uzdolni do wytrwałości i umocni nas w naszej pielgrzymce wiary.

Niech słowa Jezusa „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7,7), będą dla nas codziennym zaproszeniem do żywej i ufnej relacji z Bogiem. Amen.